Blaki, recenzja w KaZet


blaki1_okladka100

Radość pitolenia

Człowiek musi sobie od czasu do czasu trochę popitolić. Wiem po sobie. Często się zdarza, że patrząc na jakiś banalny przedmiot, powiedzmy – długopis czy kubek, zastanawiam się nad jego historią, nad łańcuchem przypadków, który sprawił, że przecięły się nasze orbity. Ot, takie bezpretensjonalne rozmyślanki, z których niekoniecznie coś wynika, znakomicie natomiast wypełniają czas i pozwalają zająć czymś umysł.

Blaki, tytułowy bohater komiksu Mateusza Skutnika i Karola Konwerskiego, pitoli niemal bez przerwy. Na różne tematy. Susząca się bielizna jest w stanie sprowokować go do rozważań na temat natury wszechrzeczy, a znaleziona gumka myszka pozwala mu poznać przyszłość. Co jednak ciekawe, mimo tak rozbudowanego życia duchowego o Blakim wiadomo tak naprawdę zaskakująco niewiele. To taki Everyman, Pan Nikt, osobnik aż do bólu uniwersalny. Dzięki temu łatwo się z nim zidentyfikować – wystarczy po prostu w miejsce czarnego stworka podstawić samego siebie. Sytuacje, w których na ogół zastajemy Blakiego, przytrafiają się każdemu. Czekanie na autobus, na odjazd pociągu, na to, aż woda na herbatę się zagotuje… To takie dziwne chwile, z ktorymi nie wiadomo, co zrobić – zbyt krótkie, by zająć się czymś konkretnym, a jednocześnie zbyt długie, by spędzić je na tępym wpatrywaniu się w ścianę. Blaki wypełnia ten czas myśleniem, rozmowami z samym sobą. Czasami nie dochodzi do żadnych wniosków, innym razem osiąga graniczący z nirwaną stan filozoficznego oświecenia.

Skoro komiks składa się głównie ze słowotoków głównego bohatera, można by nabrać podejrzeń, że warstwa tekstowa zdominuje rysunki, że właściwie ‘Blaki’ mógłby być zbiorem opowiadań, że obrazy stanowią niepotrzebny dodatek. Nic bardziej błędnego! Skutnikowi i Konwerskiemu udało się zgrabnie ominąć szczerzącą zęby pułapkę. Krótkie i dłuższe monologi czarnego dziwotworka czyta się jednym tchem, bez znużenia. Widać, iż obydwaj autorzy do perfekcji opanowali język opowieści obrazkowych; wiedzą, gdzie zrobić pauzę, w którym miejscu przyspieszyć, w którym zwolnić narrację… Nawet nowelka ‘Wróg’, w której bohater wyłącznie siedzi przy stole i gada do czytelnika, nie sprawia wrażenia monotonnej pod względem graficznym.; dla kontrastu zaś ‘Ptaki’ to rewelacyjna, jednostronicowa zabawa formą, która urzekła mnie od pierwszego wejrzenia. W ‘Blakim’ nie ma przypadkowych, niepotrzebnych kadrów – historyjki sprawiają wrażenie spontanicznych, improwizowanych, tak naprawdę jednak ich ostateczny kształt to efekt wielu żmudnych przygotowań i przemyśleń.

Nie podejmuję się rozstrzygać, czyje scenariusze są lepsze: czy Skutnika, czy Konwerskiego. Obydwaj autorzy świetnie się uzupełniają, przy czym o ile u Mateusza widoczny jest pewien żartobliwy dystans do głównego bohatera (w końcu to jego ‘dziecko’, ma więc prawo patrzeć nań z góry), o tyle przy tekstach Karola można czasami odnieść wrażenie, że to nie Blaki przemawia, tylko on sam. Po lekturze takich perełek, jak ‘Odjazdy’ czy ‘Dziewięć żyć’ (świetna pointa!), wypada pogratulować scenarzyście lirycznej natury.

No właśnie… Czytając ‘Blakiego’, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że mam do czynienia z komiksowym tomikiem wierszy. Nawet format albumiku sprzyja takim skojarzeniom! Opowiastki o czarnym ludku to próba rejestracji rozmaitych stanów ducha, często zbyt ulotnych, zbyt abstrakcyjnych, by dało się je opisać słowami. Przemyślenia, refleksje, emocje Blakiego mają w sobie czar właściwy poetyckim majstersztykom. Z pewnością nie każdy podda się temu urokowi – ja mu się poddałem bez reszty.

Muszę się przyznać Państwu, że przed lekturą albumu odczuwałem pewien niepokój, tak się bowiem składa, że obydwu autorów znam osobiście (co nie jest żadną tajemnicą) i w związku z powyższym pozytywna ‘recenzja’ mogłaby zostać odczytana jako tak zwane kizianie, czyli przejaw kumoterstwa i protekcji. Przeczytałem jednak ‘Blakiego’ i odetchnąłem z ulgą. Ten komiks jest aż tak dobry, żeby napisać o nim przychylnie bez stresowania się, że gdzieś we mnie zanikł krytyczny obiektywizm. Czuję się zatem całkowicie usprawiedliwiony i z czystym czołem, bez oglądania się na naszą znajomość mówię: Karol, Mateusz, odwaliliście kawał znakomitej roboty. Ja chcę jeszcze.

A teraz kończę już te wywody, bo najwyższa pora gnać na autobus. Pewnie znowu się spóźni, znowu będę stał na przystanku i pitolił w duchu o czymkolwiek bądś. Czemu nie? Fajnie jest sobie popitolić, zwłaszcza jeśli – jak Blaki – robi się to umiejętnie. A człowiek w końcu – jako się rzekło – popitolić sobie czasem musi. Wiem po sobie.

Krzysztof Lipka Chudzik
Magazyn Kazet nr 35 październik 2005