Morfołaki 4; recenzja na WAK-u


Tego komiksu miało nie być. Mateusz Skutnik sięgnął jednak po niezrealizowane wcześniej scenariusze i narysował zupełnie nowe historie ze świata “Morfołaków”. Drugie wejście do tej samej rzeki okazuje się sukcesem. Chociaż…

“Morfołaki” były jednym z pierwszych komiksów Mateusza Skutnika. Tworzył je na bazie scenariuszy Nikodema Skrodzkiego, a kolejne nowelki pojawiały się na łamach fanzinów. Mroczne historie z pogranicza życia i snu narysowane undergroundową kreską stały się znakiem rozpoznawczym Skutnika. Później stały się nim oczywiście piękne, “rewolucyjne” akwarelki; ale pamiętajmy że autor wyrósł z undergroundu właśnie. W 2004 i 2005 roku ukazały się dwa albumy zbierające wybrane odcinki “Morfołaków”. W 2007 roku z kolei ukazał się – jak byśmy dziś powiedzieli integral zbierający wszystkie odcinki, niezrealizowane scenariusze, szkice plansz i pojedyncze rysunki a także bogate morfiarium. I kiedy wydawało się, że temat “Morfołaków” został definitywnie zamknięty, Mateusz Skutnik stwierdził, że jednak przysiądzie i dorysuje plansze do tych scenariuszy, które do tej pory leżały odłożone gdzieś na półkę. Powstał z nich premierowy album, zatytułowany “Nowy Testament”.

Morfołaki – pierwotne dzieci chaosu wracają w jedenastu nowelkach. Wracają w nich starzy, dobrzy znajomi: Ssufok, Mrogul, Bulwiec, Drzewochwyty, Słonioły, diabeł z trzema głowami czy Szczudłak… Wracają do świata snów, koszmarów i nocy. Świata równoległego do naszego. Bo przecież rzeczywistość i sen to dwie równoległe płaszczyzny, z człowiekiem jako przejściem między nimi. To człowiek się boi, śni, marzy, żyje. Morfołak zaś jest gdzieś obok i pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. W wąwozie, do którego trafiają “dziwni”, przy drzewie starca, który próbuje żyć w zgodzie z naturą, nad brzegiem morza gdzie pojawiają się syreny, w kościele gdzie kuszeni są wierni…

Porównując efekt albumowy do scenariuszy Nikodema Skrodzkiego widać, że Mateusz Skutnik delikatnie przekomponował pierwotnie zakładany układ kadrów. Rozbudował niektóre z historii. Ciekawie wypada też porównanie planszy otwierającej album. Akurat pierwsze kadry z “Rytuałów, których nie widzicie VII” były zaprezentowane już w 2007 roku. Teraz przerysowane wyglądają już inaczej. Lepiej? Gorzej? Ja wolałem wersję pierwszą. Bardziej minimalistyczną, z długimi cieniami i wątłymi drzewami. Z takim bowiem stylem zawsze kojarzyły mi się “Morfołaki”.

M.in. dlatego we wstępie użyłem stwierdzenia “chociaż”. Nie, że nowym “Morfołakom” mam coś do zarzucenia pod względem scenariuszy czy artystycznym. Chodzi mi raczej o to, że są po prostu “nowe”, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Widać, że pod względem rysunku Mateusz Skutnik poszedł do przodu. Jest dokładniejszy, trzyma się bardziej w ryzach, nie jest tak ekspresyjny jak w starych “Morfołakach”. Moje “chociaż” wynika więc bardziej z przyzwyczajenia do poprzedniej wersji. Bardziej brudnej, bardziej podziemnej. Co nie znaczy, że “Morfołaki” A.D. 2017 nie cieszą.

Autor: Mamoń