Pan Blaki, recenzja w Gazecie Wyborczej


Mini-wykłady w obrazkach

Przedstawić dzieło wybitnego polskiego filozofa w formie komiksu? Skutnik wielokrotnie już udowadniał, że radzi sobie z różnymi wyzwaniami. Znakomicie poradził sobie i tym razem.

Od początku było wiadomo, że to przedsięwzięcie niezwykłe. Para młodych twórców komiksowych postanowiła zmierzyć się z dziełem Leszka Kołakowskiego i przedstawić je w formie graficznej opowieści. Zadanie było bardzo ryzykowne. Ale autorzy poradzili sobie z nim znakomicie. Czarna, nieco posępna okładka zwiastuje dzieło trudne i mało przystępne, lecz wystarczy tylko otworzyć ten elegancko wydany album, żeby to wrażenie natychmiast minęło. Konwerski i Skutnik bardzo skutecznie poszli tropem pomysłu Kołakowskiego, żeby przedstawić trudne i wieloznaczne pojęcia z zakresu filozofii czy etyki w możliwie mało skomplikowany i najłatwiej przyswajalny sposób.

Album składa się z ośmiu osobnych historii, połączonych przede wszystkim osobą głównego bohatera. Scenariusze Konwerskiego wykorzystują cytaty zaczerpnięte z “Mini-wykładów o maxi-sprawach”, ale są jednocześnie kilkustronicowymi opowieściami z prostą, czytelną fabułą i zaskakującym, najczęściej bardzo zabawnym morałem. Takim choćby jak ten z zamykającej tom opowieści “O kole fortuny”, gdy komentarzem do rozważań głównego bohatera na temat roli przypadku w życiu człowieka jest kilka kadrów bardzo realistycznie przedstawiających kompletne zniszczenie przez dwa koty tytułowego bohatera zakupionych przez niego wcześniej kuponów totolotka.

Tym, co w znacznym stopniu decyduje o klasie tego komiksu, są rysunki Skutnika. Proste, czytelne, bardzo wyraziste i – nieco paradoksalnie – barwne, mimo tego, że autor posługuje się wyłącznie bielą, czernią i kilkoma odcieniami szarości. Ten utalentowany rysownik w swoich poprzednich dziełach pokazał, że potrafi posługiwać się bardzo różnorodnymi konwencjami, tutaj całkowicie powściąga swoje rysunkowe apetyty, redukując ilość ozdobników niemal do minimum. W tych mini-rysunkach udało mu się jednak zawrzeć treść w ilości maxi. Dzięki temu o Blakim dowiedzieć się można dużo więcej niż z poprzedniego albumu, poświęconego jego przygodom i rozmyślaniom. Skutnik pozwala czytelnikom poznać kobietę, z którą żyje jego bohater, zaprasza do ich sypialni na poddaszu, a nawet zapoznaje dość dokładnie z wyglądem ich kuchni. I trudno nie odnieść wrażenia, że tym samym uchyla przed czytelnikiem rąbka swojego własnego życia. Czyżby Blaki był alter ego samego Skutnika? Przekonuje o tym zdecydowanie najlepsza, choć chyba najmniej czerpiąca z twórczości Kołakowskiego, opowieść z tego albumu “O sławie”. Skutnik w sposób bardzo błyskotliwy podejmuje w niej intertekstualną grę z własną twórczością – oto Blaki, który okazuje się rysownikiem komiksowym, zdobywa nieoczekiwaną sławę, a za film na podstawie własnego albumu otrzymuje Oskara. Cała rzecz w tym, że ów popularny komiks to… “Rewolucje”, czyli sztandarowe dzieło Skutnika. Ten żart jest naprawdę znakomity, a kadr, w którym Skutnik cytuje sam siebie (to obrazek z planu filmu: trwa na nim właśnie realizacja sceny, w której aktorzy ustawiają się dokładnie tak samo, jak stały grane przez nich postacie na jednym z kadrów w “Rewolucji”) – w postmodernistyczny sposób, genialny.

Przemysław Gulda
Gazeta Wyborcza Trójmiasto