Rewolucje 6, recenzja na polterze


Mateusz Skutnik albo nie chce opuścić świata Rewolucji, albo nie pozwala mu na to chętny do współtworzenia kolejnych historii scenarzysta w osobie Jerzego Szyłaka. I jest to dobra wiadomość dla fanów.

Nowe Rewolucje szykują się do rozpoczęcia tak, jak orkiestra przed występem – starannie, długo i z wdziękiem. Zresztą jako jedni z pierwszych (tuż po pewnym tajemniczym więźniu) na pokład statku, który zabierze nas na morze, wchodzą właśnie muzykanci. Opowieść rozpoczyna się wieczorową porą na mrocznym portowym nabrzeżu, a wraz ze wschodem słońca pojawiają się pasażerowie. Komiks odtwarza wielkie emocje, jakie towarzyszyły na ogół wypływającym z portu statkom. Dzięki autorom możemy cofnąć się do czasów, kiedy podróż musiała być wydarzeniem. Sam rejs dla wielu okaże się bardziej niż zaskakujący. Wśród pasażerów znajdziemy m.in. wynalazcę, aktorów teatralnych, detektywa i filmowca. Znając trochę świat Rewolucji, można z dużą dozą prawdopodobieństwa mniemać, że niektóre postaci i pewne elementy już gdzieś widzieliśmy. W ten sposób na pokładzie okrętu możemy poczuć się jak w domu.

Nowy tom różni się od poprzednich. Stanowi zamkniętą całość, ale ciężko stwierdzić, czy nie czeka nas powtórka z rozrywki i rozwinięcie opowieści w dłuższy cykl, jak miało to miejsce przy pierwszych czterech albumach. Różni się od poprzednika, Pięciu dni, który teraz, z perspektywy czasu, jawi się jako wstawka, przerwa na reklamę przed czymś większym. “Szóstka” łączy w sobie elementy historii tajemniczej, horroru i przygody spowite aurą odkryć i wynalazków, która spaja wszystkie opowieści z rewolucyjnego uniwersum.

Być może kiepski ze mnie kanonier, ale “strzelam”, że wpływ Jerzego Szyłaka na scenariusz był duży. Historia sprawia wrażenie, jakby niekoniecznie została napisana pod świat Rewolucji, co – warto to podkreślić – absolutnie nie jest wadą. Odnoszę wrażenie, że autorom nie zależy na poklasku. Jakie motywy by nimi nie kierowały przy tworzeniu tej historyjki, pokazują, że potrafią zrobić z medium dokładnie to, co chcą.

Oto dowód. W filmowaniu przez jedną z postaci zdarzeń podczas rejsu autor odnalazł uzasadnienie dla zmiany kolorystyki z zimnej na ciepłą. Czy ten filmowiec to prototyp tego z Kinematografu? A może próba zbudowania paraleli do warsztatu twórcy komiksowego, który wszystko tworzy w w podobny sposób? Dobierając kąty, kolory, punkty widzenia do tego, co chce pokazać? Może w jego słowach tkwi kwintesencja tego, co robi artysta komiksowy?

Odpowiecie sobie na te pytania po lekturze. I chociaż niektórzy bohaterowie próbują nam mydlić oczy kinematografem, teatrem i teatrem życia, to tak naprawdę przed naszymi oczyma “dzieje się” piękny komiks.

Kuba Jankowski