Rewolucje 7; recenzja w ziniolu


Kiedy na drugim kadrze piątej strony albumu Rewolucje we mgle w oczach dwóch postaci rysuje się zdziwienie spowodowane wyłaniającym się z mgły słoniem, można zacząć zadawać sobie pytanie: czy to jeszcze Skutnik, czy już może Moebius? Gdański twórca komiksów przeskoczył poprzeczkę ustawioną sobie poprzednim, również fenomenalnym pod względem graficznym tomem i nie wypada już o nim pisać inaczej, niż światowa ekstraklasa.

Repertuar komplementów, jakimi można obdarzyć Skutnika, powoli się wyczerpuje. Jest jednak jeszcze jeden, którego chyba nikt nigdy wobec tego twórcy nie użył – umiejętność rysowania “pleców konia”. Rewolucje we mgle istotnym miejscem akcji czynią cyrk, stąd dość duża ilość zwierząt na rysunkach. Słonie, tygrys, koń – w ujęciu Skutnika prezentują się znakomicie. Wspominałem już o światowej ekstraklasie? Karierze na zachodzie?

Poza owymi zaskoczeniami, jest w najnowszych Rewolucjach pewien constans, różniący się od pozostałych tomów jedną istotną cechą – jest dopracowany do perfekcji. Chodzi o kompozycję albumu, mistrzowskie wykorzystanie języka komiksu oraz – dosłownie i w przenośni – ukazanie jego MAGII. Skutnik od zawsze w swoich historiach pozostawiał wiele niedopowiedzeń i furtek, których otwarcie należało do czytelnika. Być może właśnie przez tę magiczną mgłę, w omawianym tomie mamy ich najwięcej. Jerzy Szyłak, z którym Skutnik po raz kolejny połączył siły tworząc tym razem duet KOMPLETNY, zadbał o odpowiednie granie na czytelniczym nosie, wyprowadzając mnie co najmniej raz w pole. Ten album, mimo swej dość prostej fabuły jest nieprzewidywalny. I tu również tkwi jego niesamowita moc.

Tak, jak początkowe tomy serii opowiadały o wynalazcach i ich dziełach, tak i we mgle mamy podobny motyw. Tym razem stanowi on jedynie pretekst do zawiązania akcji, po czym zwalnia pole wspomnianej magii. Technika poszła w las. Seria pod władaniem dwóch Panów na “S” zmieniła się w taką, którą się czuje. I w którą się wpatruje, by poczuć więcej. A po tym wpatrywaniu wraca się do początku opowieści albo do dowolnie wybranej strony i czuje się znowu.

Rewolucje we mgle mają w sobie coś z horroru, albo przynajmniej trzymającego w napięciu thrillera. Do miasta przyjeżdża cyrk, którego główną atrakcją jest światowej sławy hipnotyzer Edmondantes. Kuglarze wkraczają na ulice w momencie, gdy te zalane są gęstą mgłą. Po pierwszym przedstawieniu coś się dzieje i zaczynają ginąć ludzie. Mgła ożywa? Magik robi nas w konia? Autorzy bawią się pomiędzy rzeczywistością a ułudą?

Odpowiedzi na powyższe pytania z mojej strony jest kilka i zobrazowane są przez następujące reakcje: “co się dzieje?!” (na styku stron 20 i 21), “o co chodzi?” (strona 25), “wow!” (przejście ze strony 46 do 47) “klap!”* (zanikający pasek na dole plansz i jego kulminacja).

Panie i Panowie, Rewolucje we mgle to komiks wybitny, który Was zaskoczy, wciągnie i nie jeden raz przyciągnie do siebie. Perełka światowej klasy i najlepszy komiks jaki czytałem od lat. A czytałem wiele znakomitych.

Panowie autorzy, jeśli czytacie te słowa – jesteście mistrzami.

* – odgłos opadającej szczęki.

Dominik Szcześniak