Rewolucje: Dwa Dni; recenzja na Independent


„Rewolucje” objawiły się już dobrych kilka lat temu. Czterotomowy cykl (w kolejności albumy „Parabola” „Elipsa”, „Monochrom” i „Syntagma” wydany został w latach 2004-2006) opowiadał o epoce wielkich wynalazców, których odkrycia miały zmienić nasze życie. Pozakomiksowy świat o „Rewolucjach” mógł usłyszeć za sprawą „Kinematografu” – stworzonej przez Tomasza Bagińskiego animacji powstałej na bazie jednej ze skutnikowych historii. Jego film daleki jest jednak od rysunkowego pierwowzoru. Ckliwy, cukierkowy obraz nijak nie przystaje do drapieżnych i chropowatych rysunków z komiksu. Zresztą nawet sam rysownik niechętnie rozmawia o tym filmie. Podczas spotkania na Komiksowej Warszawie stwierdził tylko krótko, że „Kinematograf” nie tak powinien wyglądać. I niewiele – jeżeli chodzi o grafikę – ma wspólnego z jego pracą.

Na szczęście na nowy tom „Rewolucji” to on miał decydujący wpływ. Albumik „Dwa dni/Two Days” pomieścił dwie historie. Fioletowy „Dzień pierwszy” traktuje o szaleńcu, który wynalazł machinerię do klonowania. Pomarańczowy „Dzień drugi” – o gościu, który podróżuje w czasie. Mateusz Skutnik świat odkrywców wyrysował znów w charakterystyczny dla siebie sposób. Znów są w nim postaci z wielkimi głowami, znów są koślawe domy, schody i kulki robiące za korony drzew. I znów każdy z obrazków składających się na komiksy to mały obraz. Małe dziełko sztuki. Śmiało można by było wyciąć sobie kadry z komiksu, oprawić i powiesić na ścianie (w sumie dlaczego by tak nie zrobić?).

„Dwa dni” są przerywnikiem między pierwszą a drugą serią „Rewolucji”. Pierwszy tom tej drugiej powinien pojawić się już jesienią. A postępy w pracach nad nim można podziwiać na stronie autora www.pastelstories.com . Warto tam zaglądać, by narobić sobie smaka na kolejną odsłonę cyklu, a przy okazji poszukać też na ulicach Bolonii sympatycznych krasnali. Kto grał w „10 gnomów” wie o co chodzi. Kto nie, powinien jak najprędzej nadrobić tę zaległość.

autor: Mamoń