Rewolucje 6 recenzja na komiksomanii


Titanic, reż. A. Hitchcock

“Rewolucje” Mateusza Skutnika to jedna z najciekawszych i najbardziej ambitnych serii na polskim rynku komiksowym. A najnowszy album, “Na morzu”, udowadnia, że jej autor jest w świetnej formie. To świetnie napisana i wciągająca historia – unikająca hermetyczności poprzednich tomów i inteligentnie grająca z oczekiwaniami czytelnika.

Ukazująca się od 2004 roku seria “Rewolucje” opowiada o świecie stojącym u progu rewolucji przemysłowej, przypominającym naszą rzeczywistość na przełomie wieków XIX i XX. Steampunkowe dekoracje, klimat fin-de-siecle, przedziwne wynalazki łączące w sobie maszyny parowe z tajemniczymi mocami i bardzo charakterystyczna stylistyka sprawiły, że projekt Skutnika zyskał sobie przychylność krytyków i uznany został za jeden z najoryginalniejszych tytułów współczesnego polskiego komiksu. Ale lektura “Rewolucji” nigdy nie była łatwa – artysta kolejne tomy wydawał dość rzadko, chętnie korzystał z fragmentarycznej formuły, rozrzucał tropy i powracał do nich nieoczekiwanie wymuszając na czytelniku uwagę i skupienie.

Tym razem Skutnik zaprosił do współpracy Jerzego Szyłaka – scenarzystę komiksowego i filmoznawcę z Uniwersytetu Gdańskiego – i bardzo wyraźnie widać jego wpływ na nowe “Rewolucje”. Fabuła, opowiadająca o tajemniczym rejsie, podczas którego dochodzi do coraz bardziej makabrycznych wypadków, opowiedziana jest bardzo klarownie, bohaterowie są wystarczająco charakterystyczni (wcześniej czasami trudno ich było od siebie odróżnić), a napięcie budowane jest w tradycyjnym, filmowym stylu. Tę filmowość czuć także w scenariuszowych inspiracjach Szyłaka i Skutnika, odwołujących się do “Ptaków” Alfreda Hitchcocka.

Tragiczny los bezimiennego okrętu, na pokładzie którego rozgrywa się akcja, wydaje się być przesądzony. Utwierdzają nas w tym nie tylko odwołania do tragedii Titanica (pierwszymi załogantami okrętu są muzycy orkiestry) czy Hindenburga, ale i ponury wstęp, w którym poznajemy bezwzględnego mordercę odpowiedzialnego za śmierć ponad setki osób – sekretnego pasażera okrętu. Tą postacią Skutnik i Szyłak długo będą zwodzić czytelnika i to dzięki jej obecności uda im się go zaskoczyć w końcówce.

Jednak rozwiązanie fabularnej tajemnicy, to nie jedyne, co proponują “Rewolucje”. Skutnikowi raz jeszcze udało się bowiem wyczarować niesamowity, magiczny świat, o którym czytelnik chce wiedzieć jak najwięcej. Czytając komiks jesteśmy świadkami ścierania się dwóch światów, starego i nowego porządku. Z jednej strony mamy więc szybko postępującą nowoczesność, z jej niesamowitymi wynalazkami, olbrzymim, nowoczesnym okrętem i raczkującą kinematografią, z drugiej zaś przedstawicieli bardziej tradycyjnego świata – drobnomieszczańskie rodziny na wakacjach i sławnych aktorów teatralnych pewnych, że ich sławie nigdy nie zagrozi film. Rozmawiają oni ze sobą o zmieniającej się moralności i, jak na album pisany przez filmoznawcę przystało, o potencjale kinematografii. Nie wiedzą, że prawdziwe zagrożenie przyjdzie z zupełnie innej strony, po równo uderzając we wszystkich.

Nie wiem czy “Na morzu” to nie najlepszy jak dotąd album serii. Sprawnie poprowadzony, opowiadający wciągającą historię, w inteligentny sposób wodzącą za nos czytelnika. Zapraszający do niesamowitego, szczegółowo zaplanowanego świata. I chyba dobrze by było, gdyby współpraca z Szyłakiem nie była jednorazowa.

Tomasz Pstrągowski | 16.09.2011