Robaczki, część 2


[część pierwsza tutaj]

Tyle słów padło, że zasługuje to na nowy wpis, a na facebooku to po prostu zginie, a  szkoda.

Na mój rant, mylnie przez niektórych nazywany recenzją odpisał Marek Kuprowski, dziennikarz o którym wspominam w głównym tekście. Za komentarz dziękuję i z góry informuję że moja odpowiedź nie będzie miała zabarwienia nikczemno-prześmiewczego. Tak więc sensatom dziękujemy za uwagę. Oto komentarz Marka:

robaczki_kuprowski

[źródło]

A tutaj postaram się odpowiedzieć rzeczowo na kilka wątków, w których wydaje mi się mam coś do powiedzenia.

No więc, nie wspominam, że znajomi mówili mi o tym serialu, ale że dopatrzyłem się w internecie grupy polskich fanów. Jeśli chodzi o mnie, rozpytywałem wśród znajomych i, niestety, żaden z nich o “Minuscule” nie słyszał.

Przyznaję się do błędu, rzeczywiście jest tak jak mówisz, poprawiam ten szczegół w oryginalnym tekście.

Postanowiłem się przyznać, że to dla mnie pierwszy kontakt z tak ważną dla niektórych animacją, żeby fani mogli się dowiedzieć, jak wyglądają wrażenia kogoś, dla kogo ten film to pierwsza styczność z “Robaczkami”.

Ja rozumiem to podejście. Problem jednak w tym, że jak czytam lub oglądam recenzję dziennikarza w gazecie, to wolałbym żeby to był tekst kogoś kto orientuje się w temacie, a nie kogoś kto stawia się w pozycji przeciętnego zjadacza chleba. Opinia przeciętnego zjadacza chleba, który pierwszy raz zetknął się z tematem po prostu mnie nie interesuje. To jest taki dziennikarski błąd logiczny. Pisanie z perspektywy kogoś, kto nic nie wie może być w pewien sposób korzystne dla twórcy dzieła, jednak recenzja nie jest dla twórcy, tylko dla odbiorcy. W tej sytuacji równie dobrze moglibyście po prostu nagrywać opinie ludzi wychodzących z kina po seansie – wartość byłaby ta sama. Ja bym jednak chciał żeby dziennikarz wiedział więcej, mówił więcej.

Co najważniejsze, PRZENIGDY nie wpadłbym na to, że dystrybutor postanowił wziąć film niemy i dopisać do niego dialogi! Jest to dla mnie niewyobrażalne i brzmi jak pomysł z innej planety.

A jednak tak właśnie się stało. Ja mam pytanie – czy przed seansem wiedziałeś o tym dubbingu? Że on w ogóle istnieje? W trailerze go nie ma. Specjalnie zapytałem osobę która widziała trailer w kinie, czy wygląda to dobrze. Odpowiedź brzmiała – tak, wygląda to tak jak w serialu. Tu wraca temat nieuczciwej reklamy.

Zwłaszcza, że – gdybyś był w stanie wyjść z siebie i stanąć z boku – pewnie dostrzegłbyś, że narracja “Ferdka” pasuje do wszystkiego, co widzimy i wygląda, jakby była w tym filmie od zawsze. 

Wychodzę z siebie, staję z boku i odpowiadam: nie, nie mogę się z tym zgodzić. Narracja Ferdka nie pasuje do niczego. Pomijając kwestię treści (o tym za chwilę) – sama konstrukcja tej narracji jest jednym wielkim zgrzytem. Otóż – cała ta gadanina to masło maślane. To narracja powtórzona drugi raz. To film niemy, całą narrację filmu poznajemy poprzez obraz, a nasi komentatorzy opowiadają dokładnie to, co widać na ekranie. To sytuacja obrazka, na którym bohater siada na krześle, a u góry jest napisane: bohater siada na krześle. W dziedzinie komiksu to jest jeden z podstawowych, kardynalnych błędów prowadzenia narracji – podejrzewam że w sztuce filmowej jest podobnie.


Cytat z oficjalnego press booka rzeczywiście wiele mówiący. Widzę go po raz pierwszy, staram się bowiem nie sugerować press bookami, tylko informacji szukać na własną rękę.

No ale wcześniej napisałeś, że nie szukałeś informacji na własną rękę. Podszedłeś do filmu i recenzji z pozycji neofity. W tej sytuacji to już chyba lepiej oprzeć się na press booku niż na niczym.


Kwestia poziomu żartów to już rzecz indywidualna.

I tak i nie. Jeżeli mówimy o żartach które nam się podobają lub nie – to tak, masz rację. Ale ja pisałem o czymś innym. Ja pisałem o stosunku treści żartów do treści filmu, a tutaj to już nie jest rzecz indywidualna. Te żarty nijak nie pasują do atmosfery filmu. To jest rzecz niezaprzeczalna. Dodatkowo – ta paplanina nie raz zagłuszała oryginalną ścieżkę dźwiękową filmu.

Jest jeszcze jedna sprawa, skoro jesteśmy przy treści narracji. Wiele rzeczy zostało niepotrzebnie dodane, dopisane, do-wymyślone. Na przykład: imona bohaterów, imiona królowych mrówek, płci postaci (wspomniany czarny pająk który okazuje się że to jest “ona” i jest chora psychicznie) – jakieś poboczne wątki o tym że babcia poszła do sąsiadów i nie ogląda z nimi tego filmu, że czarny pająk jest działkowcem i najbardziej bolesne: że nie wszystko w tym filmie jest naprawdę, że to tylko reżyser dodał sobie później, a tak naprawdę tego nie było. To już po prostu zbrodnia.

Wściekać się na żarty w stylu biedronka mówi do biedronki “siedź prosto”?

Jak najbardziej. Poprzednio pisałem o ograniczonej antropomorfizacji postaci. To nie jest kwestia gustu czy przyswojenia żartu, to kwestia artystycznego wyboru twórców. Insekty w tym filmie po prostu nie mówią, podobnie jak nie mają foteli, telewizorów, lodówek ani koszy ze śmieciami które trzeba wynosić. I ten wybór po prostu zlekceważono.

Absolutnie rozumiem jednak Twoje (Wasze) oburzenie, skoro jesteście fanami serialu i dla was to świętokradztwo. Pewnie gdyby chodziło o jedną z moich ulubionych produkcji, podobnie kipiałbym wściekłością i nie miałbym litości. Rozumiem więc też emocje.

Wiesz co, w sumie ja nie chcę brzmieć jak miłośnik Star Wars, który z pianą na pysku krzyczy że George Lucas zmarnował mu dzieciństwo. Tu nie chodzi o to, że jestem fanem serialu, bez przesady, nie obwieszam sobie domu plakatami Minuscule. Nie można tu też mówić o klasycznej sytuacji “książka była lepsza!” – bo to nie jest adaptacja z jednego medium na inne. Tu nie ma wizji jednego artysty która jest w jakiś sposób odmienna od wizji innego artysty. Tu chodzi o to, że ktoś wziął gotowe dzieło sztuki i je po prostu zbezcześcił.

Zrozum(cie) jednak, że ci, którzy o dokonującej się (w Twoim/Waszym mniemaniu) zbrodni nie wiedzieli, nie poczuli się krzywdzeni, a może nawet dobrze się bawili.

Nie wątpię. Jednak ignorancja nie może być wytłumaczeniem. Nie zgadzam się na taką wizję świata.


Pisanie do twórców i uświadamianie ich to raczej w tej sytuacji rzecz zbędna, bo nie wydaje mi się, żeby istniała możliwość, aby Kino Świat podjęło taką decyzję samowolnie, bez konsultacji i zgody oryginalnych twórców.

A więc wydaje ci się, że taka możliwość nie istnieje? Spójrz na to:


minuscule_autor_kom

[źródło]

To wpis na oficjalnej stronie filmu na facebooku. W wolnym, koślawym tłumaczeniu brzmi to tak:

Julien: Obejrzałem Minuscule po Polsku, nic nie zrozumiałem z dialogów ale i tak zrozumiałem cała historię. Czekam na wersję francuską żeby obejrzeć z całą rodziną. Dziękuję wam za ten mały klejnot.

Minuscule: Przecież nie ma dialogów po Polsku w filmie, tylko “mowa” insektów?

Julien: Jest jakiś dziadek czy ojciec, który opowiada historię synkowi lub wnuczkowi.

Chciałoby się powiedzieć – SZACH MAT. Mam wrażenie że twórcy nadal nie za bardzo wiedzą co się dzieje w bolandzie. Co – jeżeli jest prawdą – jest sytuacją skandaliczną po prostu.

Widząc reakcję Twoją i komentujących Twój tekst, od razu wysłaliśmy jednak do dystrybutora pytania i prośbę o komentarz, koledzy z działu Kultura oczekują właśnie na odpowiedzi (a może już są nawet w trakcie pisania tekstu?).

A to ciekawe. Mam wrażenie że równie dobrze możecie pisać na Berdyczów, na poste restante, no ale zobaczymy.

Druga część wymiany:

robaczki_kuprowski_2

To po kolei:

[…] nawet recenzent nie jest w stanie się orientować we wszystkich niuansach, dotyczących każdej produkcji – akurat w wypadku “Robaczków” […] uznałem, że mogę podejść właśnie w ten sposób. Robię to rzadko, ale przy tej recenzji takie podejście mi pasowało.

Ja całkowicie rozumiem to podejście. Rozumiem także, że nie można być ekspertem we wszystkich dziedzinach i zakamarkach filmowych na raz. Ja po prostu jestem przeczulony na taką dziennikarską postawę, bo w naszym komiksowym półświatku praktycznie mamy do czynienia tylko z taką. Jak udzielam wywiadów od dziesięciu lat, tak nigdy nie spotkałem się chociażby z jednym dziennikarzem, który chciałby porozmawiać o czymś więcej, niż tylko “czy komiksy się czyta czy ogląda”, “skąd czerpie pan inspiracje” i “dlaczego właśnie komiks”. Na te trzy pytania odpowiedziałem już tyle razy, że udzielanie wywiadów po prostu straciło dla mnie sens. I to jest dokładnie to samo podejście – dziennikarz próbuje swoim czytelnikom, zwykłym zjadaczom chleba w prosty sposób przybliżyć ten egzotyczny i nieznany nikomu odłamek kultury popularnej jakim jest komiks. No i jadą tak nas z perspektywy “przeciętnego czytelnika gazet”, jak mówię, od lat. Koniec dygresji.

Nie czułem, żeby oceniając ten film absolutnie niezbędne było porównywanie go do serialu i jego dokładna znajomość;

Jak najbardziej. To nie było potrzebne. Ale popatrz jak bardzo ta wiedza zmienia ocenę tego filmu.

Nie zgadzam się na Twoją wypowiedź o ignorancji. Chodzi mi o to, że nie możesz i nie powinieneś (no i nie masz takiej mocy) zabraniać komuś dobrej zabawy na tym filmie, bez względu na wszystko.

Nie zrozumieliśmy się.  Mówiąc o ignorancji nie miałem na myśli odbiorców, tylko osoby decyzyjne, odpowiedzialne za dodanie tego dubbingu. Kimkolwiek by one nie były, czy to po stronie polskiej, czy francuskiej, tak do końca przecież nie wiemy i tylko spekulujemy sobie w najlepsze.

moim zdaniem dobudowywanie do wizualnej narracji elementu narracji językowej – w taki sposób, jak to opisujesz – miało tu (m.in.) funkcję humorystyczną. Czy Cię to bawiło, czy nie, to tylko Twoje odczucie.

Nie do końca. Dobudowywanie jakiejkolwiek funkcji do skończonego dzieła, jakim jest film, jest ingerencją w jego strukturę formalną. Fakt, że to była  funkcja humorystyczna niczego nie zmienia.

nie jestem specjalistą od komiksów, których przykład podajesz, ale czy w podobny nie zachowuje się np. Deadpool?

Też nie jestem specjalistą od komiksów, zwłaszcza od tych zza oceanu. Z tego co wiem to Deadpool jest akurat postacią która łamie wszelkie zasady, łącznie z czwartą ścianą. Tak więc podawanie Deadpoola jako przykładu na “prawidłowe prowadzenie fabuły” nie jest zbyt szczęśliwe.

[O rety, tego jest więcej! Część trzecia tutaj].