Strych, recenzja na Independent


Warto poszperać po strychach. Nigdy nie wiadomo co się na nich znajdzie. Mateusz Skutnik na przykład znalazł… swoje stare, niepublikowane dotąd szerzej, komiksy. Strych. Miejsce magiczne, gdzie wynosi się z mieszkania te wszystkie niepotrzebne już rzeczy. Stare sprzęty, meble, szpargały, papiery. Mateusz Skutnik jakiś czas temu wyniósł tam część swoich starych prac. Teraz wydobył je znów na światło dzienne i złożył w album „Komiksy znalezione na strychu”. Album niezwykły, pokazujący jak tak naprawdę powstawał niepowtarzalny, „skutnikowy” styl. Ten, który możemy podziwiać oglądając kolejne tomy serii „Rewolucje”, zaglądając do wcześniejszego albumu (tak naprawdę to grubielaźna księga) z nowelkami tworzącymi cykl „Morfołaki” czy kilku zbiorków z przygodami pana „Blakiego”. To składak z krótkich szortów, jakie autor tworzył pod koniec lat 90. i na początku kolejnej dekady. Próbował szukać swojego stylu. Chociaż… Patrząc na te prace po latach można powiedzieć, że miał ten styl właściwie od samego początku!

Oczywiście autor tkwił wówczas jeszcze głęboko w undergroundzie. Rysował szybko, drapieżnie. Nie dopieszczał kadrów, ale cieszył się z samego faktu tworzenia. Czasami wyklejał plansze, bawił się w kolaże. Nie przebierał w scenariuszach. Czasami pisało je życie – jak w szorcie o płaskim (przejechanym na przejściu dla pieszych) kocie, którego obserwował w drodze na uczelnię albo tramwajowej opowieści o stoczniowcach. Czasami prozaiczne, życiowe sytuacje stawały się zalążkiem do opowiedzenia bardziej odjechanej historii. Ulica stawała się niespodziewanie miejsce do nurkowania, przystanek autobusowy lustrem, przez które można przejść na drugą stronę. Podobnie jak i przedział kolejowy… Czasami Skutnik wchodził też w buty science-fiction albo fantasy. Stąd kosmiczna nowelka „Plaża” z Nowym Jorkiem w tle (baaardzo mocno w tle), stąd też plansza „Wiedźmina” (!) jaką wydrukowało pierwotnie pismo „KKK”. Czasami inspirował się innymi – jak w cyklu „Little Nemo”…

„Komiksy znalezione na strychu” to tak naprawdę powrót do „skutnikowych” początków. Do końca lat 90. kiedy to wraz z kumplami z gdańskiej architektury tworzył zina „Vormkfasa Komiksowa” oraz rozsyłał swoje prace do ukazujących się wówczas magazynów komiksowych. Przeglądając „strychowy” zbiorek widać, że były one zapowiedzią tego, co miał pokazać kilka lat później. W nowelkach „Aparat” oraz „Narty” można doszukiwać się początków „Rewolucji”. „Stryfelek” oraz „Kkkomikkks” to niejako przymiarki do „Alicji” stworzonej wspólnie z Jerzym Szyłakiem. „Pafnutz” wygląda jak przodek Blakiego. Te wszystkie potwory, pokraki i poczwary z krótkich komiksów zaś równie dobrze mogłyby przewijać się przez plansze „Morfołaków”. Zresztą to do „Morfołaków” Skutnik przemycił najwięcej ze swoich wczesnych prac – przemycił i gęste kreskowanie, i charakterystyczne koliste drzewa, i złowieszcze cienie.

W „Komiksach znalezionych na strychu” brakuje mi tylko jednego. Choćby krótkiej rozmowy z Mateuszem Skutnikiem, w której opowiedziałby o swoich początkach. O czasach, gdy tworzył „Vormkfasę Komiksową”, gdy wchodził w komiksowy świat. Brakuje też informacji gdzie i kiedy po raz pierwszy poszczególne prace były drukowane. Ale to drobiazg, zważywszy, że Timof wyciągnął „ze strychu” prace jednego z najciekawszych twórców znad Wisły. Twórcy, który już szykuje kolejne „Rewolucje” – te, jeśli wierzyć zapowiedziom, ujrzą światło jesienią.

Autor: Mamoń