wywiad dla Esensja.pl, II/2004


Czego chcieć więcej

Esensja: Pamiętasz pierwszy komiks jaki wpadł ci w ręce?

Mateusz Skutnik: Tutaj dużego wyboru nie ma. Tytus albo Kloss. Ale raczej Tytus, ten komiks pamiętam od zawsze.

Esensja: Dlaczego zdecydowałeś się robić akurat komiksy?

MS: Pamiętam jak dziś sytuację w której postanowiłem robić komiksy (to takie postanowienie, jak to dzieci mają w zwyczaju postanawiać). Wydawało mi się, ze to jest proste i że ja też tak mogę. Oczywiście z latami okazało się, że to wcale nie jest takie proste, przeciwnie, im dłużej rysuję, tym bardziej skomplikowane się to wydaje. Na szczęście w pewnym momencie Nikodem uwolnił mnie na pewien czas od konieczności wymyślania historii.

Esensja: Czy był jakiś twórca lub dzieło które najbardziej wpłynęło na twoją twórczość?

MS: Patrząc z perspektywy czasu na wszystkie komiksowe influencje w moim życiu, to największy wpływ na mój sposób patrzenia na komiksy miała książka Jerzego Szyłaka “Komiks i okolice pornografii”, pierwsza książka o komiksie jaką przeczytałem. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak głęboko może pójść interpretacja komiksu, a z drugiej strony jak wiele treści można w nim zawrzeć. Od tego czasu moje komiksy przestały być prostą fabułą, w której coś się po prostu dzieje, a zaczęły przypominać złożoną układankę zdarzeń, odniesień i dialogu z czytelnikiem.

Esensja: Jaka jest geneza Morfołaków?

MS: Kiedyś narysowałem jedną planszę komiksową, pokazałem ją Nikodemowi i poprosiłem, żeby napisał mi jakiś scenariusz do tego typu rysunków. No i napisał 52 scenariusze, o ile dobrze pamiętam, z czego ponad 40 zostało zrealizowanych, to jest ponad 250 stron komiksu. Zdaje się, że trafiliśmy na siebie w odpowiednim momencie, bo on sypał scenariuszami jak z rękawa, a ja równie szybko je rysowałem.

Esensja: Czy “Morfołaki” będą kontynuowane?

MS: Od trzech lat nie mam kontaktu z Nikodemem, z tego co wiem to porzucił karierę scenarzysty komiksowego, tak więc “Morfołaki” to raczej przeszłość. Ostatnie historie powstały w 2001 roku. Istnieją jeszcze te resztki scenariuszy Nikodema – około ośmiu – więc jest szansa, że być może kiedyś, w odległej przyszłości powstaną nowe komiksy. Tym bardziej, że ostatnie historie Nikodem pisał dużo dłuższe. Jest jeden epizod, który liczy około 24 stron. Tak więc jeżeli ktoś czeka na nowe odcinki morfów – jest szansa. Ale na pewno nie w najbliższej przyszłości, na razie “Rewolucje” zajmują mi większość czasu przeznaczanego na rysowanie komiksów, ponadto kończę album do scenariusza Jerzego Szyłaka “Wyznania właściciela kantoru”. Rysuję także drobniejsze historie do przeróżnych antologii w kraju i za granicą.

Esensja: Jak postały “Rewolucje”?

MS: Zawsze marzył mi się komiks o wynalazcach i ich odkryciach. Po dwuletniej przygodzie z Morfami udało mi się wypracować nowy, wyczyszczony styl – Rewolucji właśnie – styl, który stał się mimowolnie moim znakiem rozpoznawczym. Większość “rewolucyjnych” historii opowiada o nieznanych wynalazcach i ich nieznanych odkryciach, nie zawsze udanych, ale zawsze oryginalnych. Ostatnio jednak zacząłem korzystać z istniejących historycznych wynalazców, pisząc zmodyfikowane historie ich odkryć. Przykładem może być komiks “Rentagen” o wynalezieniu promieni X, który narysowałęm na zeszłoroczny MFK w Łodzi. Niedługo mam zamiar zrealizować historię odkrycia bieguna północnego, bo to strasznie pogmatwana historia: dwóch odkrywców, każdy mówił co innego, aż się prosi o dopisanie ciekawej historyjki. Co ciekawe, rysując “Rewolucje” od 1998 roku cały czas żyłem w nieświadomości. Dopiero pod koniec zeszłego roku dowiedziałem się, że “Rewolucje” należą do pewnego gatunku artystycznego, mianowicie do steampunku. Sądzę, że to zaszufladkowanie mówi wszystko o “Rewolucjach”, bo one rzeczywiście spełniają wszystkie założenia historii steampunkowych.

Esensja: Czy będzie kontynuacja komiksu “Czaki eunuch: das pimmel story”?

MS: Co prawda Dominik Szcześniak (scenarzysta) odgrażał się, że napisze drugą część, ale chyba mu przeszło. Nie będzie kontynuacji Czakiego, no chyba że Dominik napisze jednak coś tak genialnego, że przebije pierwszego Czakiego. Z mojej strony jednak odchodzę od formuły komiksu czarno białego, nawet jeżeli komiks na zamówienie powinien być czarno biały, ponieważ do takiego druku jest przeznaczony, to i tak robię komiks w kolorze. Tak było z historią do drugiego albumu historii o Żbiku, wydanego przez Kulturę Gniewu. Pamiętam, że Jarek Składanek strasznie się zdziwił, jak zobaczył tę kolorową historię.

Esensja: Jak tworzysz komiksy? Czy najpierw powstają szkice postaci, a dla nich robiony jest scenariusz? Czy gdy sam wymyślasz historię to rozpisujesz ją najpierw w formie np. opisu kadrów?

MS: Jeżeli komiks jest mojego scenariusza, to nie ma potrzeby robienia żadnych osobnych szkiców. Wszystko mam poukładane w głowie, rysuję od razu na planszy, szkicuję, maluję tuszami, potem robię kontury rapidografem, potem jest jeszcze drugie malowanie i gotowe. Nie przejmuję się ilością plansz – ile wyjdzie, tyle będzie. Potem już tylko skanowanie, czyszczenie i wpisywanie dymków, ale to inna historia. Czasami oczywiście są odstępstwa od reguły. Czasami trzeba coś naszkicować, żeby nie wypadło z głowy. Pomysły – szczególnie dobre – mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą kiedy chcą. Wiem, że Jerzy Szyłak dużo pisze w pociągu, mnie też często zdarzało się wymyślić coś ciekawego w pociągu. Natomiast w przypadku komiksów innych scenarzystów, to oczywiście najpierw po przeczytaniu scenariusza powstają szkice postaci, które konsultuję ze scenarzystą. Mam takie szczęście, że nie trafiłem jak do tej pory na scenarzystę, który wprowadzałby mi jakieś drastyczne zmiany do moich projektów, kazał przerysowywać kadry, plansze… Sądzę, że taka współpraca skończyłaby się dosyć szybko. Wracając do pytania – zawsze najpierw jest gotowy scenariusz, potem są rysunki. Nigdy odwrotnie. W przypadku tej pierwszej planszy, z której powstały Morfołaki jest trochę inaczej, to miała być tylko inspiracja dla Nikodema, pokazanie jak chciałbym rysować komiksy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ja rysuję najpierw plansze, a potem ktoś wymyśla do nich historię do wpisania w dymki. To absurd.

Esensja: Jak wyglądały scenariusze od Nikodema? Bardzo szczegółowe, czy raczej umowne?

MS: Nikodem pisał same dialogi, całą resztę zostawiał mojej wyobraźni. To było dla mnie idealne rozwiązanie. Czasami oczywiście pisał, kto się znajduje na planszy, co robi, ale bardzo rzadko zdarzało mu się sugerować mi, jak co ma wyglądać. Bardziej umownie się nie da. I bardzo dobrze. Jak już mówiłem, idealnie się dopasowaliśmy w tamtych czasach.

Esensja: Ile czasu zajmuje ci wykonanie jednej planszy?

MS: To zależy od stopnia zmęczenia po przyjściu z pracy. Jakby się spiąć, jestem w stanie w jeden wieczór narysować planszę, czyli coś około czterech godzin. W weekend robię do trzech plansz dziennie. Oczywiście to wszystko teoria, bo nie mogę całego wolnego czasu przeznaczyć na rysowanie komiksów.

Esensja: Czy masz swoich ulubionych bohaterów z “Morfołaków” i “Rewolucji”?

MS: Niech pomyślę, w przypadku Morfów to było ich tyle, że nie sposób nawet tego objąć, tak z biegu. Mógłbym powiedzieć, że Ssufok – wszechwiedzący mędrzec ptak, który rozwiązuje większość problemów morfołackiego świata, albo wszechobecne szczudłaki, które nigdy się nie odzywają, tylko obserwują z góry wszystkie wydarzenia. A może wilkodłak – taka nasza przeróbka aliena, który zabija wszystko na swojej drodze. Nie mogę się zdecydować. Może krawiec, szyjący ubrania z ludzkiej skóry (w tym odcinku pada moja ulubiona kwestia napisana przez Nikodema). Nie wiem. Z “Rewolucjami” sytuacja jest jaśniejsza. Jest tego mniej i jest pewna postać, która strasznie mnie intryguje. To bezimienna postać przemykająca pomiędzy historiami w pierwszym albumie “Rewolucji”, ubrana w szaty egipskie. Przemknął tak przez cały album, chociaż miałem zamiar coś napisać dla niego na koniec albumu, podobnie cały drugi album, pojawia się raz czy dwa, gdzieś w tle. Jest cały czas obecny. To ważna postać – pojawia się w tych miejscach nie przypadkowo. To wszystko wyjaśni się w albumie łączącym wszystkie wątki z pierwszych i drugich “Rewolucji”. Mam zamiar napisać taki album, w którym byłaby jedna długa historia. Wszystko zacznie do siebie pasować, niezwiązane ze sobą pozornie wątki staną się cząstkami misternej układanki scenariusza. Ten album siedzi mi gdzieś z tyłu głowy i czekam cierpliwie, aż się wyklaruje. To będzie naprawdę dobra historia. Mam czas, jestem w stanie przeznaczyć trzy lata na napisanie, dopracowanie tej historii. W międzyczasie mam jeszcze do dokończenia dwa albumy “Rewolucji”, tak więc ten łączący wątki może być dopiero piąty, albo szósty, bo zbierają mi się już powoli historie do kolejnego albumu zbiorczego.

Esensja: Kim są twoi ulubieni twórcy komiksów?

MS: Niestety nie mam pamięci do nazwisk, jedyne o których teraz pamiętam to Schuiten i Peeters z ich niesamowitym cyklem komiksów miast. Pascal Rabate, którego pierwszy raz zobaczyłem w telewizji na Planete, mało co nie przyssałem się do ekranu, i jeszcze jeden – szwedzki rysownik Jason, jak dla mnie geniusz scenariusza i rysunku, ten człowiek potrafi stworzyć dzieła idealne. Mam kilka jego albumów, udało mi się je kupić w Szwecji, pamiętam pod jakim wrażeniem byłem czytając te historie. Wszystkie nieme, bez jednego słowa. Czytelne i lekko narysowane. No po prostu ideał.

Esensja: Jak zapatrujesz się na szanse marketingowe twoich komiksów, które są zdecydowanie mniej komercyjne niż większość pozycji na polskim rynku? Nie obawiasz się że Twoje komiksy mogą zostać niedocenione?

MS: To nie jest pytanie do mnie, tylko do wydawcy. Mam na szczęście tę komfortową sytuację, że nie muszę interesować się marketingiem. Co do komercyjności moich komiksów, jednak coś w nich musi być, skoro się ukazują, ludziom się podoba, i chcą więcej. Wydawca mi zaufał, że “Rewolucje” to strzał w dziesiątkę. Czego chcieć więcej. “Rewolucje” już zostały docenione. Ukazały się w kilku polskich magazynach. Z tego co wiem to oceny były bardzo ciepłe. Nie obawiam się o “Rewolucje”. To mój najlepszy materiał.

Esensja: Publikujesz również za granicami Polski. Jak do tego doszło? Czy masz jakieś informacje jak tam odbierane są twoje komiksy?

MS: Doszło do tego w bardzo prozaiczny sposób. Niejaki Jerzy Szyłak zapytał mnie kilka lat temu – A może wyślesz coś do “Stripburka”? I dał ulotkę z namiarami. Była publikacja w “Stripburku” (to antologia komiksu wydawana przez zespół edytorski magazynu “Stripburger”), następnie “Madburger”, podobna antologia, tematyczna, traktująca o zdrowiu psychicznym, “Warburger”, o wojnie. Niedawno jeden epizod rewolucji ukazał się w “Stripburgerze”, inny we francuskiej antologii “Le Velo 33b”, to drugi tom wydany przez zespół La Boite d’Aluminium. Moje komiksy odbierane są chyba dobrze, skoro nadal chcą je publikować. Były plany wydania drugiego tomu “Rewolucji” we Francji przez La Boite, ale w międzyczasie materiał ten został sprzedany Egmontowi i plan się sypnął.

Esensja: W marcu wyjdą dwa albumy twojego autorstwa, stale publikujesz za granicą, czy więc rok 2004 będzie początkiem ekspansji Mateusza Skutnika na Europę?

MS: Nie popadajmy w przesadę. Raczej nazwałbym to ekspansją na polski rynek. Ale dopiero pod koniec tego roku, po wydaniu drugich tomów serii “Rewolucje” i “Morfołaki”, będzie można snuć plany na przyszłość i na zagranicę. W tym roku ukazuje się jeszcze mój mini album na Słowenii, wydany w serii “Miniburger”. To 24-stronicowa historia “rewolucyjna”, pierwsze dziewięć plansz jest wystawionych na Wraku do wglądu.

Esensja: Jakie są twoje kolejne projekty?

MS: Projektów jest na kilka lat na przód. Po pierwsze – komiks do nowej antologii Egmontu. Potem zabieram się za dokończenie trzeciego tomu “Rewolucji”. Mam również gotowy scenariusz do tomu czwartego (autorstwa Jerzego Szyłaka). Ponadto rysuję album o Bompci i Pożercy (to postacie okołodampcowe). Zbieram też krótsze historie do monochromatycznego albumu o “Rewolucjach”, na pewno znajdzie się w nim “Rentagen”, historia o wynalezieniu kinematografu, którą właśnie kończę, historia o odkryciu bieguna północnego, trójstronicówka wysłana na konkurs w Angouleme, być może ta historia do nowej antologii Egmontu, “Lunge”. Każda z tych historii jest w innej tonacji kolorystycznej. To taki powrót do dawnej formy albumu złożonego z kilku krótkich historii. Miał się ukazać jeden krótki albumik we Włoszech, ale coś ostatnio się Włosi nie odzywają, więc to wkładam między bajki na razie. Jak widać ewentualne nowe historie morfołackie, jak i drugi tom “Czakiego” to raczej fikcja.

Esensja: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Daniel Gizicki