Szacunek to takie ładne słowo


Zaczęło się tak:

tokio bomb

A skończyło listem do ministra kultury, Miasta Łodzi i ŁDK-u z żądaniem zaprzestania łamania majątkowych praw autorskich tj. usunięcia prac z ekspozycji. List nie był otwarty, także nie będę go tu przytaczał, jednak zaznaczę że zawierał on słowa: oburzenie, skandaliczne, oraz naruszenie praw. Sprawa dotyczyła prac Michała Śledzińskiego, Karola Kalinowskiego oraz moich.

Plansze z wystawy usunięto.

Zanim napiszę kilka słów wyjaśnienia całej sytuacji, chciałbym spytać organizatorów wystaw z Łodzi:

Czy wy sobie, za przeproszeniem, jaja robicie? Czy my jesteśmy dziećmi? To jakaś zabawa w “robienie wystawy” której nie znam?

Nikt nie zwrócił się nawet z zapytaniem, czy nasze prace mogą się na tej wystawie znaleźć. To nie tylko działanie bezprawne, ale i pokazujące brak jakiegokolwiek szacunku do autora komiksów jako twórcy sztuki.

Skoro o sztuce mowa, wyobrażacie sobie żeby taka sytuacja miała miejsce w jakiejkolwiek innej dziedzinie sztuki? Przykładowo – odbywa się wystawa malarstwa, o której autor nic nie wie. Odbywa się koncert, tylko nikt kompozytora nie poinformował. Kręcą film na podstawie książki, ale pisarz dowiedział się o tym z gazet. Takie sytuacje nie mają prawa się wydarzyć. Dlaczego jest to możliwe u nas, w komiksowie?

Jak to jest, że panowie nie wzięliście również bez pytania prac Andrzeja Mleczki, czy Marka Raczkowskiego? Obaj przecież też tworzą komiksy.

Bo to szanowani artyści i skończyło by się to procesem sądowym?

No pewnie.

To dowodzi, że polski komiksiarz to człowiek drugiej kategorii. Taki co nie zagrozi sądem. Taki co się ucieszy że go wzięto na wystawę do Tokio, mimo że bez jego wiedzy. Taki dzieciak. Niegroźny taki. Przecież nic nie zrobi, to tylko komiksiarz.

Nikt nie będzie nas szanował, dopóki my sami nie będziemy szanować własnej pracy, własnych praw autorskich i własnego fundamentalnego poczucia wartości jako twórcy komiksów.

Na tę wystawę wzięto nas z założenia, że przecież wszystkim nam leży dobro polskiego komiksu na sercu. Oraz jego PROMOCJA.

Że my tu wszyscy razem wspólnie złączymy ręce i dla tego polskiego komiksu i jego promocji zrobimy wiele – oczywiście za darmo.

To założenie jest potwornym nieporozumieniem.

Po pierwsze – co już pisałem i mówiłem nie raz – promocja polskiego komiksu jest niemożliwa. To tylko słowo wytrych, zeszmacone przez dekady bezowocnego bicia piany. Promocja to również znienawidzone przez wszystkich grafików słowo które często się słyszy od co zaradniejszych zleceniodawców – pieniędzy nie mam, ale za to będzie miał pan promocję własnego nazwiska. Słowo PROMOCJA działa na twórcę jak płachta na byka. Nie proponowałbym się powoływać na promocję. Nigdy.

Po drugie – dobro polskiego komiksu? Dobro polskiego komiksu to dobro jego twórców. Jak można w ogóle mówić o działaniu na rzecz dobra polskiego komiksu, jeżeli jego twórców traktuje się jak dojne bydło, które można z zagrody do zagrody po prostu grupowo przepędzić.

A propos zaganiania do zagrody – mam 35 lat, rysuję komiksy od 20, mam na koncie 14 wydanych albumów komiksowych. Określani przez was “twórcami średniego pokolenia” Tomasz Leśniak i Jacek Frąś są ode mnie młodsi o rok. Wypraszam sobie nazywanie mnie “komiksiarzem młodego pokolenia”. Zwłaszcza że takie określenie dobitnie pokazuje, że nic o mnie nie wiecie, a moich komiksów nie czytaliście.

Akurat źle trafiliście. Kompletnie nie zależy mi na promocji polskiego komiksu, tak jak nie zależy mi na kopaniu zdechłego konia. Nie zależy mi również na splendorach wystawy w Tokio. W Tokio znają mnie z czego innego.

Ręce precz od moich komiksów. Nigdy bez mojego pozwolenia.

leeloo

senno ecto gammat

p.s. –

Zanim komukolwiek przyjdzie do głowy skrytykowanie naszej akcji wycofania plansz z wystawy w Tokio – spójrzcie na to: od lat MÓWI SIĘ że polski komiks nie jest szanowany przez nikogo. Że twórcy robią za bułkę. Że minister nie chce wziąć nas na kongres. I tak dalej.

Przejdźmy od słów do czynów.

Przyjmując że komiks to dziedzina sztuki, postąpiliśmy dokładnie tak samo, jak postąpiłby dowolny artysta z innej dziedziny sztuki postawiony w naszej sytuacji. Odrzucając cały kontekst komiksowa, tego grajdołkowego podziału kto z kim się kumpluje, a kto kogo nie lubi, kto umie rysować a kto nie – spójrzmy na sytuację całkowicie obiektywnie. Organizatorzy wzięli nasze prace bez naszej wiedzy i pozwolenia. My zażądaliśmy usunięcia tych prac z wystawy. Tylko tyle.

Aż tyle.

Ja wiem że polski komiksiarz cierpi na chroniczną niską samoocenę. Ja wiem że nasi “działacze” wcale w tej sytuacji nie pomagają, a wręcz przeciwnie.

Chcecie zobaczyć jak wygląda poczucie wartości twórcy komiksu w użyciu? Proszę bardzo:

W związku z zaistniałą sytuacją przewidziana na nadchodzący łódzki festiwal wystawa Pastel Games nie odbędzie się.