Rewpocalypse 2013


Przygarnij kotka, mówili.
Będzie wspaniale, mówili.
Gdzie oni teraz są, muszę ich znaleźć i dać im w ryj.
Jakiś czas temu stwierdziłem że zrobię inwentaryzację swoich komiksów bo jakoś mi się nie zgadzała liczba egzemplarzy w sklepie z tym co było w kartonach. WIęc patrzę w ten jeden stosik, patrzę i nie wierzę – nalane. I to tak nie że ostatnio, tylko niedgysiej. Tak że zdążyło wyschnąć. Taki siur ninja, przyczajony, ukryty, zabunkrowany jak beczki z odpadami radioaktywnymi w lesie.
Ok, ja rozumiem, szczać po kątach kocia rzecz, przecież kuweta to tylko taki umowny termin, kuweta to stan umysłu a nie miejsce.
Ale.
Te komiksy były zafolijkowane. Elegancko. Więc jak bardzo trzeba być kocim chujkiem i zaszczać tak, żeby dostało się do środka paczki i zalało komiksy?

 

szczoch_01

(more…)



Rewolucje Syntagma; recenzja w Hot Magazine


rewolucje4_okladka100Misterny splot

„Syntagma” to zaskakujące i rewelacyjne zakończenie osadzonej w alternatywnym świecie retro czterotomowej miniserii „Rewolucje” Mateusza Skutnika, jednego z najbardziej oryginalnych i utalentowanych polskich rysowników. W przeciwieństwie do poprzednich części – bardzo poetyckich i onirycznych, w ostatniej uderza nagła zmiana tempa opowieści, która dzięki szybkiej i sprawnej akcji staje się wręcz sensacyjna. Wszystkie dotychczasowe wątki perfekcyjnie splatają się w jeden wielopoziomowy system naczyń połączonych, okazując się idealnie zazębiającymi się trybikami wielkiej maszyny generującej spójną rzeczywistość. Kunszt misternej fabuły jest tym większy, że „Syntagma” może być swobodnie czytana jako samodzielny album, bez znajomości poprzednich części. Komiks czyta się z zapartym tchem także dzięki bardzo plastycznej i filmowej konstrukcji fabuły. W warstwie graficznej Skutnik również dokonał subtelnych zmian, wprowadzając nieco grubsze kontury postaci i mniej pastelowe, a bardziej żywe kolory. Obowiązkowa pozycja.

Łukasz Chmielewski



Rewolucje 4: Syntagma; recenzja w Activist.


Na tle ostatnich polskich dzieł komiksowych “rewolucyjny” cykl Mateusza Skutnika sprawia wrażenie wyjątkowego. A to z tej choćby przyczyny, że nie odnosi się do jakże modnej i chętnie partolonej problematyki obyczajowej ani nie zanurza się w historycznej stęchliźnie. Co prawda, historii na kartach “Rewolucji” nie brak, jest to jednak historia wymyślona, przetworzona, “nadpisana” nad jej oficjalną, linearną wersją, znaną nam z podręczników. Skutnik, zgodnie z duchem steam punka, traktuje ją jako formę, w którą można wpisać fantastyczne treści. I czyni to z godną podziwu wirtuozerią. “Rewolucje” toczą się w czasach wielkiej rewolucji przemysłowej. Wpisują we włąściwe im realia społeczne i umysłowe niesamowite portrety wynalazców, obsesyjnie zaabsorbowanych swymi projektami badawczymi. Są to postaci fikcyjne, poruszające się po świecie skutnikowej wyobraźni, ale, co nie bez znaczenia, w jakimś stopniu realne, ponieważ stanowią zapowiedź naszych czasów. Tom “Syntagma”, czwarty z serii, wieńczy jej dotychczasowe wątki i w odróżnieniu od poprzednich pozycji zadziwia precyzją i konsekwencją. Okazuje się bowiem, że luźne historyjki, przeplatane ze sobą pozornie bez ładu i składu w pierwszych trzech tomach “Rewolucji”, pełniły określoną rolę . Mamy więc tu do czynienia z wielowątkową zagadką, która znajduje swe zaskakujące rozwiązanie w “Syntagmie”. Dowiadujemy się, jaką rolę odgrywali jej różni, jak dotąd zdawało się – przypadkowi bohaterowie: tajemniczy jegomość w stroju egipskim, wszechwiedzący Gustaw, profesor Gilbert – twórca pierwszej rakiety kosmicznej, Henryk Naphta – detektyw o statusie oświeconego, mafioso z Angkor Wat czy tańczący derwisze. Wszystkie rozrzucone wcześniej tropy znajdują zwieńczenie w finale opowieści, która, jak przystało na eksperymentatorski temperament Skutnika, jest przekazywana w kilku równoczesnych narracjach. Ogarnięcie całości stanowi dla czytelnika nie lada wyzwanie, tym bardziej, że występujące w niej postaci, nakreślone oszczędną kreską, są do siebie uderzająco podobne. Być może po to, by czytelnik wykrzesał z siebie przynajmniej tyle pasji, ile mają oni sami. Ambitny zamysł, a to dopiero początek serii.

Dariusz Misiuna



Rewolucje Syntagma: recenzja w Przekroju (Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006)


Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006

Rewolucje = rewelacje

Kończący się rok był wyjątkowo udany dla miłośników polskiego komiksu. Choćby dlatego, że doczekali się oni finałowych odsłon dwóch niezwykłych serii rodzimych autorów. Najpierw w marcu, po kilku latach oczekiwania, Marek Turek zakończył tetralogię ‘Fastnachtspiel’. Ostatni tom opowieści w perfekcyjny sposób dopinał wszystkie wątki i windował całość na bardzo wysoki, światowy poziom). Teraz natomiast doczekaliśmy się czwartego albumu z cyklu ‘Rewolucje’, który zamyka pierwszą serię opowieści z dziwnego i fascynującego uniwersum wykreowanego przez Mateusza Skutnika.

Ten doświadczony i uznany twórca komiksów (a także stron www, czy internetowych gier logicznych i zręcznościowych) w ciągu ostatniego roku udowodnił, że jest autorem płodnym i różnorodnym. W tym czasie ukazały się trzy albumy z jego rysunkami – ‘Blaki’, ‘Wyznania właściciela kantoru’, ‘Alicja’ – pokazujące szerokie spektrum stylistyk i technik, w których Skutnik czuje się swobodnie. Jednak największą swobodę zdradza w ‘Syntagmie’, najnowszym tomie ‘Rewolucji’.

Ta swoboda cechuje zresztą cały cykl. Jest w nim miejsce na humor, nostalgię, melancholię, akcję. Na walkę czucia i wiary ze szkiełkiem i okiem. Na podróże w czasie i przestrzeni oraz transcendencję. Na jego stronach krzyżują się podróżnicze i pełne niesamowitych wynalazków opowieści Juliusza Verne’a z fantastycznymi wizjami Herberta G. Wellsa, a nawet znajdziemy tam czającego się w morskich odmętach potwora a’la Lovecraft. To swoboda, od której czytelnikowi kręci się w głowie i brakuje tchu.

Podobne wrażenia sprawia tempo akcji czwartego tomu cyklu. W trzech poprzednich – ‘Parabola’, ‘Elipsa’, ‘Monochrom’ – poszczególne epizody toczyły się niespiesznie, tak by czytelnik zdążył nacieszyć się ich atmosferą, pooddychał specyficznym powietrzem oryginalnego świata przedstawionego na stronach komiksu. Teraz nagle dostała przyśpieszenia, którego nie powstydziliby się reżyserzy kina akcji z Hong Kongu. Na 54 stronach Skutnik wraca do wszystkich bohaterów cyklu, do jego najważniejszych miejsc i zawieszonych wcześniej wątków. Podsuwa rozwiązania zagadek, ale nie podaje wszystkiego na tacy, dzięki czemu chce się do ‘Rewolucji’ wracać, by ciągle szukać rozwiązania.

Reżyserzy z Hong Kongu nie powstydziliby się także brawurowego montażu, przy pomocy którego Skutnik buduję swoją epicką opowieść. Efektowny i efektywny, zaskakujący i błyskotliwy, a przede wszystkim funkcjonalny. Pozwala na swobodne łączenie wszystkich motywów, płynną zmianę miejsca akcji i ciągłe zaskakiwanie czytelnika. A scena strzelaniny z ‘Syntagmy’ powala, niektórych bohaterów wręcz dosłownie. Spokojnie można porównać ją ze słynnymi sekwencjami z ‘Nietykalnych’, czy ‘Człowieka z blizną’.

Ostatni tom pierwszej serii ‘Rewolucji’ stanowi doskonałe zamkniecie całości i czyni cykl wyjątkowym dziełem. Nie tylko w Polskim, ale i światowym komiksie. ‘Rewolucje’ to kolejny dowód na to, że właśnie komiks jest dziedziną kultury, w której do Zachodu nam najbliżej.

Szymon Holcman.



Rewolucje Syntagma: recenzje na forum gildii


forum gildia.pl

LJC:

przeczytałem z zapartym tchem. filozoficzno-sensacyjna fabuła spina tak wcześniejsze 3 części, że nie ma wątpliwości, że całość była zaplanowana z mistrzowską precyzją w porównaniu z poprzednimi wręcz sennymi częściami 4 niesamowicie przyspiesza, kapitalna zmiana rytmu. Jak dla mnie tym albumem Skutnik jednoznacznie pokazał, kto jest najlepszy w Polsce

Tyler Durden:

‘Rewolucje’ to mistrzostwo i bardzo się cieszę, że seria będzie kontynuowana. Gratulacje dla autora.

Julius Corentin A.:

hm, nie wiem jak to wszystko zebrac do kupy, pozwole sobie napisac ten teks na zasadzie luźnych myśli, w miere chronolicznie zebranych (albumowo chronolicznych)

scenariusz Rewolucji jest na tyle bogaty i zrożnicowany, ze obok historii smutnych, nostalgicznych, poprzez absurdalne trafiamy równiez na bardzo zabawne. absurdalną mozna nazwać chociażby historie kobiety, ktora ze względu na potrzebę kupuje z sierocińca drugie dziecko. czy nie przewidziala, ze mając do dyspozycji dwoje dzieci i jedno ubranko i tak skazuje drugie dziecko na smierć? po jej stoickim spokoju wnioskujemy, ze raczej nie zawracala sobie tym glowy. wazna byla wyprawka. a zabawne? to np. aluzja do dzisiajszych czasow i inernetu w postaci profesora z ambicją stworzenia sieci komunikacyjnej oplatającej caly glob. jak by tego malo jego nazwisko to.. Nett.

historie łączone są nietypowo.

‘przejściowki’ to element, ktory z pewnościa zapadnie czytelnikowi w pamieci. mozna by tu wymienic dwie podstawowe metody, ktorymi posluguje sie Mateusz:

pierwsza – ‘filmowa’, to plynne przejście jednej historii w druga, scena w scenę, gdzie po tym jak ‘nowy’ bohater/owie niezobowiazująco pojawia/ją sie w zakończeniu ‘starej’ akcji, zaczynamy sledzic jego/ich działania w kolejnych kadrach nowego wątku.

inna, juz typowo komiksowa metoda, bazuje na wlasciwościach nieruchomego obrazu. jest to uchwycenie graficznej specyfiki danego kadru i powtórzenie jej na początku nowej opowiesci. (szczegolnie efektowne w drugim tomie na 8 stronie, ale również motywem przejściowym bywa lampa lub latarnia – symbole oświecenia w Rewolucjach).

w historii ropoczynającej Elipsę widać bardzo dobrze mozliwości komiksu jako medium, jak również umiejętnosci wykorzystania tego medium przez autora.

obserwując chodząca po plazy i zbierającą muszelki postać czytelnik nie domysla się, ze wspoltworzący narrację monolog w tle nalezy do kogo innego. ta nietypowa zamiana ról, polączona z zaskakującym odkryciem (osoba, a raczej mistyfikacja osoby wołającej o ratunek to nie ofiara tylko kat) robią świetne wrażenie.

historia następna wyraźnie koresponduje z opowiścia o profesorze Nett’cie. po raz kolejny konfrontujemy dawną rzeczywistośc z obecną, widząc, ze to co uważaliśmy za nieosiągalne lub nietypowe w przeszlości – dzisiaj jest faktem, równie absurdalnym jak pierwotna idea. (związek podtrzymywany za pomoca telefonu, telegrafu. internetu, prowadzony na odleglość).

idealnie do tego komponuje sie wątek z opisem telefonu przenośnego, ktory moglby sugerować, ze niezaleznie od poziomu rozwoju, ludzkośc boryka sie z tymi samymi, losowymi problemami technicznymi.

w drugim tomie poznajemy dwie bardzo ciekawe postaci. (nawiasem mowiąc moje ulubione).

florian gustaw melnitzki gra pragmatycznego, racjonalnego naukowca, prywatnie natomist zajmuje sie medytacją i wydaje sie być czlowiekiem o bogatej duchowości. prawdopodobnie, paradoksalnie jego wiara w swiat zasad naukowych upadla w momencie, gdy zdolności pozwolily mu przewidziec bieg zdarzeń, oraz mieć gotowa odpowiedź na każdy problem. gustaw jest skromnym naukowcem, odczuwa poczucie winy spowodowane faktem wszechwiedzy. wszechwiedza go przytlacza. wraz z kolejną ciekawą osobistością świata Rewolucji – henrykiem napftą (oświecony, zdolny do cofania sie w czasie) odegra w tej powiesci wazną rolę.

Monochrom, trzeci z serii, stanowi pewną rewolucje.

typowy uklad zwartego albumu o wielu zasygnalizowanych wątkach zostaje zastąpiony osobnymi tytułowanymi historiami. moim zdaniem byl to udany zabieg, tymbardziej, ze każda z historii tego albumu ma swoją ograniczona paletę barw i ‘przejścia’ niekoniecznie byly tu uzasadnione.

dodatkowo ‘monochromatycznosć’ Kinematografu, czy Invertu sa formalnie uzasadnione. z calości wybija sie tylko nieco ‘chropowaty’, choć kolorystycznie rownież jednolity Rentagen.

poza kolorystyką (stonowaną, usystematyzowaną. w przeciewieństwie do poprzednich albumow operującą w większości pełnymi barwami) zwraca uwagę również rysunek. widac, ze autor zmienil nieco styl i te poszukiwania odpowiedniej kreski dla Rewolucji (o ile z czwarrtm tomem nie zostaly zakończone..) idą w dobrym kierunku. przede wszystkim jest coraz mniej niechlujności i przypadkowości (niedociągnięć – takimi je odbieram), ołowka w tle (co bardzo mnie irytowalo w poprzednich częsciach i nie wychodzilo na dobre). widać dbalość (w rozsądnych dawkach) o detal, a postaci nabrały wreszcie regularności. znacznej poprawie ulegly projekty twarzy.

fabularnie tom trzyma poziom poprzednich, a nastrojowy Kinematografi, pomyslowy Rentgen, czy formalnie nietypowy Invert to jedne z lepszych motywow calej serii. (moim zdaniem oczywiście)

widac takze, ze Skutnik ograniczyl ilośc slow na rzecz narracji obrazem i z racji tego, ze wyszlo mu to bardzo dobrze, uwazam – powien w swoich kolejnych pracach zachowac tą ‘oszczędnośc’.

co przynosi nam lektura ostatniej częsci?

żeby moze podtrzymać watek ‘techniczny’, zaczne od strony wizualnej.

rysunek przechodzi kolejną ewolucje, juz nie rewolucję. (czy przypadkiem nie rysowaleś Mateuszu tego albu innymi przyrządami? w Monochormie kreska ma stałą grubość, tu jej grubosć wydaje sie byc nieustannie modulowana). a oryginalny papier rysunkow po fakturze przywoluje na mysl papier pod akwarele, w każdym razie dalo to ciekawy efekt (czy może to filtr?).

kolorystyka również przeszla metamorfozę, jest intensywna, odważna, bardzo pastelowa i znowuż miejscami jakby pozbawiona tego manualnego, odręcznego charakteru (mam nadziej, ze w przyszlosci nie wyewoluuje to w technike komputerową)

jak wiadomo celem albumu bylo zebranie wszystkich wątkow do kupy.

w jaki sposob splataja sie one ze sobą?

za dlugo by to opisywac i zapsulo by to zabawe, każdy kto czytal ostatni tom wie. warto natomist zaznaczyć, ze nie wszystkie historie mają związek z glowna opowiescią (historię Rentagena dla przykladu z glownym wątkiem lączy osoba wojskowego przeprowadzającego eksperymenty na przemian z przesluchaniem napfty) i zazwyczaj slużą przedstawieniu bohaterow cyklu, jak to zostalo napisane na odwrocie jednego z albumow – w kluczowyc momentach ich zycia. i oczywiście w rewolucyjnym duchu.

akcja Syntagmy jest wartka, w niczym nie przypomina poetyckich opowisci poprzednich tomow. kluczem do sukcesu bylo tu opowiedzenie dosyc skomplikowanej fabuły, rozgrywającej sie na krotkim odcinku czasu z perspektywy kilku bohaterow. nie bylo by to mozliwe, gdyby nie spora ilosc osob zamiesznych w intryge. pomimo takiego skondensowania informacji, danych, czytelnik orienetuje jak przebiega fabuła i kto akualnie jest narratorem. wersje pokrywają sie, a raczej uzupelniają.

wraz z gęstościa scenariusza, rozdrobnieniu ulegly kadry, co również stanowi pewną nowość dla serii.

z lektury wynika, ze wynalazki w największym stopniu wplywaja na zycie swoich tworców, a nie ogolu, dlatego Rewolucje nie nalezy traktowac jako alternatywną opowieśc o uszczęśliwianiu swiata postepem technologicznym, ale jako historię jednostek, ludzi zwykle niedocenionych, dotkniętych pewną chorobą, czy tez obsesją, ktora karze wbrew logice dazyć do okreslonego celu.

obsesja ta jak sie okazalo ma decydujący wplyw na ich życie, daleko większy niż samo zagadnienie ktorym sie zajmowali, a w kilku przypadkach wyszla poza ramy naukowego poznania.



Rewolucje Syntagma: recenzja w Premierach


Magazyn ‘Premiery’, Numer 18, listopad 2006

Wielcy odkrywcy – marzyciele powracają raz jeszcze

To już czwarty tom serii ‘Rewolucje’ Mateusza Skutnika, jednego z najbardziej wyrazistych twórców opowieści rysunkowych. Komiksy Skutnika to połączenie oryginalnej grafiki z niebanalnymi fabułami. Podobnie jak poprzednie części tego cyklu ‘Rewolucje – Syntagma’ opowiadają o świecie alternatywnym do naszej rzeczywistości, w którym rewolucja przemysłowa przełomu wieków osiągnęła inne, od znanych nam wyniki. Można powiedzieć, że cykl ten to steampunk po polsku. Jednak Skutnik sięga po ten gatunek fantastyki nie tylko po to by bawić czytelnika, ale przede wszystkim po to aby zadać fundamentalne pytanie o granice nauki i technologicznego postępu.

Jeżeli dotychczasowe części tej serii jeszcze was o tym nie przekonały, przeczytajcie ‘Syntagmę’. Album ten zbiera motywy przewijające się przez poprzednie tomy. Przekonamy się co stało się z rękopisami spisanymi przez człowieka owładniętego atakiem geniuszu, odkryjemy wreszcie sens ekstatycznego tańca derwiszy, a przede wszystkim poznamy tajemnicę magnetycznego bieguna ziemi.

Skutnik w tym komiksie połączył nie tylko wątki, ale zderzył ze sobą postacie, które w pozostałych trzech albumach do tej pory pełniły role drugoplanowe. Zmuszając czytelnika do sięgnięcia po poprzednie części, autor udowadnia, że ‘Rewolucje’ to dzieło kompletne i nie ma w nim miejsca na przypadek.

Karol Konwerski



Rewolucje Syntagma: recenzja w Esensji


magazyn Esensja; www.esensja.pl

Konsekwencja w zestawieniu

Mateusz Skutnik zamyka wewnętrzny cykl w ‘Rewolucjach’. W ‘Syntagmie’ łączy pozornie niezwiązane ze sobą wątki w spójną, logiczną całość. Tworzy opowieść pełną niekonwencjonalnych rozwiązań i niebanalnych pomysłów. Dowodzi faktu, że jest twórcą potrafiącym ogarnąć wiele, nie popadając w przesadę, nie tracąc drobiazgowo zbudowanego klimatu poszczególnych opowieści.

Czwarty tom ‘Rewolucji’ jest swoistą klamrą spinającą wiele pojawiających się wcześniej wątków. W ‘Syntagmie’ spotyka się masa bohaterów, którzy obecni w poprzednich albumach wydawali się być sobie zupełnie obcy. Jednak wymowa podtytułu jest prorocza. Fakty i postacie istniejące w cyklu są ze sobą nierozerwalnie związane, ale te połączenia, nić subtelnych zależności zostają ujawnione przez autora dopiero w tym albumie.

Nic nie jest bez znaczenia. Wszystko co zostaje przedstawione ma sens i wpisuje się w główną wymowę opowieści. Na szczególną uwagę zasługuje umiejętna gra czasem przedstawionym. Skutnik brawurowo rzuca swoich bohaterów w zmienną czasoprzestrzeń. Wydarzenia owiane tajemnicą we wcześniejszych tomach, wyjaśniają się w ‘Syntagmie’. Każdy element cyklu ma swoje miejsce i w połączeniu z innymi układa się w bardzo spójną, logiczną i konsekwentnie, choć nieco fragmentarycznie, opowiedzianą historię.

Skutnik nie ma skrupułów. Świat ‘Rewolucji’ jest światem strasznym, pełnym przemocy i wyrafinowania. Wynalazki wykorzystywane są często w zły sposób i służą szemranym interesom wąskiej grupy ludzi. Wynalazcy często są niedoceniani, a ich odkrycia obracają się przeciwko nim.

Graficznie album jest bardzo dopracowany. Skutnik zadbał (w końcu) o usunięcie ołówkowych linii pomocniczych i bardzo dokładnie nałożone kolory. Ale przede wszystkim na podziw zasługuje bardzo konsekwentnie prowadzona narracja. Autor pokazuje akcję z kilku punktów widzenia, umiejętnie zmieniając narratorów, dzięki czemu historia jest kompletna i płynna. Nie ma przestojów, których ewentualnym pojawieniu się zapobiegają właśnie nieustanne zmiany w prowadzeniu historii. Jednocześnie ‘Syntagma’ pokazuje jak istotną rolę w narracji odgrywają rysunki, a także konstrukcja plansz i wzajemne współgranie kadrów.

‘Rewolucje: Syntagma’ to komiks kompletny. Jednak dopiero wtedy gdy zestawia się go z wcześniejszymi tomami. Bo jedyną wadą wydaje się być zbyt duża hermetyczność tego albumu. O ile poprzednie części dało się czytać osobno, o tyle czytelnik nie znający ‘Paraboli’, ‘Elipsy’ i ‘Monochromu’ nie będzie mógł w pełni odczuć wszystkich sensów obecnych w ‘Syntagmie’. Czy to jednak faktycznie wada?

Daniel Gizicki.



Rewolucje Syntagma: recenzja Gazeta Wyborcza


Gazeta Wyborcza 20 listopad 2006, poniedziałek:

Skutnik od początku trzymał za sznurki

Gdański rysownik komiksowy wydał właśnie czwarty album z serii ‘Rewolucje’, zatytułowany ‘Syntagma’. W zaskakujący sposób domyka on wątki rozpoczęte w poprzednich częściach.

Cykl pełnowymiarowych albumów gdańskiego rysownika i scenarzysty Mateusza Skutnika, zatytułowanych ‘Rewolucje’, wydawał się przez trzy kolejne tomy zbiorem odrębnych historii, czasem realistycznych, czasem uciekających niespodziewanie w krainę zmyślenia. Można było odnieść wrażenie, że są one połączone w zasadzie tylko specyficznym klimatem i miejscem, w którym się rozgrywały. Były nastrojowe, czasami wręcz poetyckie, były zarazem osadzone w niezwykłym świecie, bliskim krainom z takich gatunków fantastyki jak steam-punk (to przede wszystkim za sprawą różnego rodzaju zaskakujących urządzeń i skomplikowanych mechanizmów, którymi zapełniał Skutnik kadry swojej serii) czy historie alternatywne (to za sprawą prawdziwych postaci, choćby Maria Curie-Skłodowska, czy miejsc – jak np. gdańska Złota Brama – pojawiających się tu epizodycznie i w kontekście nieco oderwanym od swego miejsca w tej wersji historii jaką uznaje się za prawdziwą). Były jednak – przede wszystkim – mocno zagadkowe.

Do dziś. Bo właśnie ukazał się album, będący finałowym epizodem tej serii. Album, który udowadnia, że ten brak związku między poszczególnymi opowieściami był tylko pozorny, a przekonanie, że autor opowiada tylko oderwane od siebie epizody – mylne. Skutnik od początku trzymał za sznurki, z których utkane były te opowieści i czekał tylko na moment, żeby za nie pociągnąć. Zrobił to na kadrach swego najnowszego dzieła. Okazuje się, że wszystkich bohaterów łączy jeden cel, a prawie cała akcja poprzednich albumów nie bez powodu dzieje się w świecie nauki i racjonalizmu.

Po przeczytaniu ostatniego tomu, ‘Rewolucje’ zaskakująco okazują się niezwykłą realizacją jednego z ważnych toposów literatury fantastycznej, próbą odpowiedzi na pytanie o relacje między rozumem a wiarą albo doświadczalną wiedzą a oświeceniem. Skutnikowi udaje się uniknąć banału, zostawiając jednocześnie czytelnikowi sporo miejsca na własną interpretację: choć wiele tajemnic się wyjaśnia, czytelnik, zamykając ten album, nadal ma głowę pełną pytań.

Przemysław Gulda



rewolucje 4: Syntagma


rewolucje4_okladka

Rewolucje: Syntagma
scenariusz i rysunki Mateusz Skutnik
see sample pages

buy eBook

Czwarty tom jednej z najciekawszych – zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunku – polskich serii komiksowych ostatnich lat. Alternatywny świat retro, jaki przedstawia Skutnik, fascynuje nawet wtedy, gdy opowiada o rzeczach z pozoru trudno zrozumiałych.

Wszystkie niewyjaśnione dotąd wątki zostaną na kartach tego komiksu doprowadzone do końca. Losy wielu bohaterów pojawiających się w na pozór niezwiązanych ze sobą historiach nagle skrzyżują się, gdy w ręce Felixa Hausdorffa trafi rękopis spisany przez człowieka dotkniętego atakiem geniuszu, a akcja nabierze tempa wraz z rosnącą liczbą zainteresowanych tym tajemniczym tekstem osób i instytucji. Fascynująca lektura dla czytelnika lubiącego myśleć i potrafiącego docenić oryginalną wizję świata.

  • Wydawnictwo: Egmont
  • Rok wydania polskiego: październik / 2006
  • Liczba stron: 54
  • Format: A4
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Dystrybucja: saloniki, księgarnie
  • Cena z okładki: 24,90 zł;

Recenzje Albumu:



Rewolucje 4: Syntagma, sample pages


rew4_19-1

rew4_18-1

rew4_16

rew4_12

rew4_01

rew4_49

rew4_37