Alicja: recenzja w Przekroju


Alicja w krainie koszmarów

Prowokująca wersja ‘Alicji w Krainie Czarów’ jako nękanej seksualnie policjantki w krainie mutantów.ImageJerzy Szyłak po raz kolejny udowadnia, że jest specjalistą od komiksu. Poświęcał mu artykuły i książki, ale – o czym nie każdy pamięta – na początku lat 80. próbował sił jako rysownik, by przejść do pisania scenariuszy. Opublikował rewelacyjną parodię ‘B. heroiczna fantasy’ z rysunkami Marka Wdziękońskiego (komiks podpisano tylko nazwiskiem tego ostatniego). Zachęceni sukcesem autorzy postanowili zająć się stworzeniem własnej wersji ‘Alicji w Krainie Czarów’. Jedyny ówczesny krajowy wydawca projekt odrzucił, argumentując, że komiks zawiera zbyt wiele drastycznych scen przemocy i seksu. Potem Szyłak kontynuował pracę naukową (habilitacja!), a Wdziękoński komiks porzucił po narysowaniu paru stron. Do historii przymierzało się kilku plastyków, wreszcie rzecz się ukazała – z rysunkami Mateusza Skutnika.

We wstępie Szyłak zdradza genezę komiksu – jako dorosłej wersji przygód Alicji zrealizowanej w stylu komiksów ze słynnego magazynu ‘Heavy Metal’. Alicja to policjantka, a Króliczą Norę zastępuje podziemny świat mutantów. Oniryczną wersję Lewisa Carrolla zastąpił Szyłak poetyką absurdu połączoną z horrorem. Alicja przemierza przerażający podziemny świat, cały czas będąc obiektem seksualnych zakusów. A świat przypomina nie ten ze snu, jak u Carrolla, ale z koszmaru.

Rysunki Skutnika dają komiksowi w stosunku do pierwotnej wersji sporo oddechu. Brakuje im rysunkowej dosłowności, co nie znaczy, że nie ma szczegółów. Plastyka lokuje komiks w świecie pastiszu, zabawy. Czy jednak autorzy wychodzą zwycięsko z interpretacji ‘Alicji’? Moim zdaniem tak. Przynajmniej nie podeszli do Carrolla na klęczkach, a dzięki prowokacji intelektualnej wybaczy im się szarganie literatury dziecięcej.

Bartosz Kurc.
Przekrój nr 28/3186 / 13 lipca 2006



Wyznania… recenzja na Below Radars


Wyznania Właściciela Kantoru

Estetycznie intrygująca okładka zachęca do zapoznania się z komiksem podpisanym nazwiskami Mateusza Skutnika i Jerzego Szyłaka. Wśród komiksowej tłuszczy zawsze warto zwrócić uwagę na poczynania obu tych twórców. Tym razem jest podobnie. Mamy do czynienia z komiksem trudnym w odbiorze, zaskakującym, który od nas – czytelników, wymagającego otwartego umysłu.

Trudno nazwać Wyznania Właściciela Kantoru komiksem pornograficznym czy erotycznym. Jest on utrzymany w tak sugestywnej estetyce brzydoty, zarówno w warstwie treści jak i pod kątem oprawy graficznej, że trudno mówić o jakiejś zmysłowości, stymulowaniu czytelnika seksualnie. Sprowadza rzeczy piękne, jak wzniosły akt zbliżenia między kobietą i mężczyzną do rynsztoka. Przedstawia zwierzęcą kopulację, między osobnikami dwojga płci, odarta z jakiejkolwiek więzi między kochankami. Nie liczy się metoda, nieważne, z kim, liczy się orgazm. Praca tytułowego właściciela kantoru, nie opiera się na pasji, poczuciu misji społecznej, na żadnych ze szlachetnych pobudek, jakimi człowiek może kierować wybierając zawód. Jasia determinuje jego patologiczna żądza, uwielbienia pieniędzy dla ich samych – charakter bohatera doskonale ilustruje to monumentalny kadr z szóstej strony.

Autorzy doskonale poruszają się w poetyce, którą śmiało można nazwać turpistyczną na naszym komiksowym poletku – dla scenarzysty nie jest to pierwszyzna, natomiast niejednemu z fanów trudno będzie poznać Skutnika po rysunkach w ‘Wyznaniach’. W tle jego dotychczasowych dokonań to, co prezentuje w tym albumie jest jak cały album, czyli paskudne. Brudne, niedbałe, stylistycznie bliskie undergroundowi. Nie jest to Skutnik, którego znamy i nosimy na rękach po różnorakich forach komiksowych (całkiem zasłużenie zresztą). Inną sprawa jest, że niektóre kadry zdają się być kończone w dużym pośpiechu.

Trudno nazwać ‘Wyznania Właściciela Kantoru’ komiksem stricte komediowym. Spotkałem się z twierdzeniami, że komiks ten nie jest po prostu śmieszny, z czym nie mogę się absolutnie zgodzić. Humor, jaki prezentuje utwór, oscyluje gdzieś pomiędzy obyczajowością Damskich Dramatów a wulgaryzmem Ciach Bajery. Gra słowna i dowcipy utrzymane są w klimacie prostackiego rechotu nad kuflem piwska w barze dla kierowców ciężarówek i mnie osobiście pasują doskonale do konwencji w jakiej utrzymane jest absolutnie wszystko w tym albumie. Prosty, lecz nie chamski, dosadny, ale nie wulgarny, przewrotnie inteligentny, ale też bez przesady. W sam raz dla mnie.

Podobnie trudno jest nazwać ‘Wyznania’ komiksem obyczajowym. Bardzo trudno przyporządkować album ten do konkretnego gatunku. Najlepiej określić go mianem ‘komiksu szyłakowego’ kontrowersyjnego właśnie w tej kwestii – gatunku, jaki prezentuje. Niejednorodny, ale bardzo spójny pod każdym względem, przekraczający pewne granice w sposób taktowny i interesujący. Ze wszechmiar godzien polecenia.

Wspomnę jeszcze o jakości wydania – trudno coś zarzucić Timofowi i jego cichym współpracownikom – lakierowana i utwardzona okładka, świetna kreda, odpowiednie nasycenie czerni. Brawa.

Wyznania Właściciela Kantoru zapewne nie znajdą specjalnego poklasku na polskim poletku komiksowym i podzielą los wielu komiksów, którym odmawia się ich wartości, jak by specyficzna nie była. Co smutne – znajdą się tam wśród wielu komiksów autorstwa Jerzego Szyłaka. Przykrytych warstwą obrzuconego nimi błota. A mnie się ten album spodobał, a nawet powiem więcej – zauroczył. Bo jest jak to serduszko znajdujące się na drewnianym oknie kantorka – krzywe, troszkę niedorysowane i absolutnie nie na miejscu. Z dumą zajmują na mojej komiksowej półeczce.

Kuba Oleksak



Wyznania… recenzja w KaZet


Wyznania Właściciela Kantoru

Swego czasu nazywano ich cinkciarzami. Handlowali walutą i bonami dolarowymi. Ale kiedy w wyniku zmiany ustroju i wejścia w życie nowego prawa dewizowego prywatny obrót walutami obcymi został zalegalizowany cinkciarze ‘zniknęli’, a może nie tyle zniknęli, co dostosowali się do nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Dziś mówi się o nich: właściciele kantorów. Prowadzą poważne interesy, nie muszą się ukrywać. No, chyba że przed urzędem podatkowym. Ale to wciąż ten sam typ ludzi. Ich życie kręci się wokół pieniędzy, a jak wiadomo obrót walutą, to zajęcie które może przynieść dość spory profit. O tym, jak również o innych faktach z życia takiego właśnie człowieka, kilka słów do powiedzenia miał Jerzy Szyłak, którego przemyślenia zilustrowane zostały przez Mateusza Skutnika, w ukazującym się właśnie komiksie ‘Wyznania Właściciela Kantoru’.

Liczący sobie czterdzieści-osiem stron albumik przedstawia w sposób prześmiewczy pewnego właściciela kantoru. Jak na przedsiębiorcę przystało pieniądze to jego konik. Ale nie tylko pieniądze. Ten człowiek lubi sobie poużywać życia, jednym słowem lubi, kiedy ktoś (oczywiście mam na myśli kobiety) robi mu dobrze. Mówiąc, że komiks ten stoi na pograniczu dobrego smaku, jest obsceniczny, niecenzuralny i przepełniony sprośnym humorem nie mijałbym się zbyt wiele z prawdą. Jest taki i trudno temu zaprzeczyć. Ale żart, którym operuje Jerzy Szyłak nie jest bynajmniej ani rynsztokowy, ani tandetny. Bawi, chociaż obraca wciąż się wokół tego samego tematu; śmieszy, chociaż jednocześnie może wywoływać uczucie niechęci. Oprócz tego widać, jak autor co krok ‘puszcza oko’ do czytelnika, prowadzi z nim grę i pokazuje mu, że ma dystans do opowiadanej historii, która aż kipi od autoironicznych zabiegów. Mam tym samym nieodparte wrażenie, że scenarzysta mógłby tak w nieskończoność opowiadać o tym właścicielu kantoru, o jego zdegenerowanym jestestwie, a wciąż byłaby to historia ‘strawna’, warta przeczytania.

A teraz uczciwie ostrzegam – jeśli ktoś ma zamiar zajrzeć do tego albumiku tylko dlatego, że szuka w nim kolorowych, pokrytych akwarelą rysunków Skutnika niech nie ryzykuje. Jednocześnie, niech zapomni o ‘Blakim’ i nawet ‘Morfołaków’ nie bierze sobie jako obiekt jakichkolwiek odniesień. Jeśli jednak ma ochotę ryzyko podjąć, powinien po prostu zapomnieć o ostatnich dokonaniach tego rysownika. ‘Wyznania właściciela kantoru’ to komiks narysowany zupełnie inną, nieładną, może nawet miejscami niechlujną kreską. Czarno-białe plansze przedstawiają zniekształcone, karykaturalne postacie ludzkie, które nawet uprawiając seks nie są atrakcyjne, a z niejedną taką sceną mamy tu do czynienia. Ale dokładnie o to w tym chodzi. Skutnik w grafice jest równie pikantny i sprośny, co Szyłak w narracji. Można powiedzieć, że ‘zniża się’ do poziomu scenariusza. Tyle tylko, że dzięki temu unika rozbieżności pomiędzy tymi dwiema warstwami komiksu, buduje spójny obraz świata przedstawionego. Jest niczym motyl potrafiący upodobnić się do liścia lub kory drzewa, na którym siada. Tym samym, dzięki dobrze opanowanej strategii mimetyzmu, udaje się mu się skutecznie uniknąć drapieżnika, którym w tym wypadku jest oceniający: czytelnik, bądź recenzent. W innym kontekście ocena za podobne rysunki mogłaby być całkiem odmienna.

Jak nie trudno się domyślić, ‘Wyznania Właściciela Kantoru’ to komiks niszowy. Prawdopodobnie nie trafi w gusta czytelników, którzy lubią ładnie namalowane albumy z kolorowymi obrazkami, gdzie dobry bohater triumfuje nad wszechobecnym złem. Niejednego czytelnika z pewnością owo dzieło zniesmaczy, a w innym wywoła oburzenie. Nie znaczy to jednak, że nie rozbawi. Patrząc na ten albumik z przymrużeniem oka, można znaleźć w nim coś więcej, niż tylko nachalną nieprzyzwoitość i zdrożność, pod płaszczykiem szkaradności i wulgaryzmu, czai się bowiem drugie dno – przemyślana i celna satyra.

Jakub Syty



Wyznania… recenzja w Gazecie Wyborczej


kantor_okladka100Gazeta Wyborcza Trójmiasto 25-05-2006

Wyznania Właściciela Kantoru

Ukazał się powstały już kilkanaście miesięcy temu komiks Mateusza Skutnika ‘Wyznania właściciela kantoru’. Scenariusz napisał Jerzy Szyłak, najbardziej znany teoretyk komiksu w Polsce.

Właśnie ukazało się kolejne dziełko coraz bardziej popularnego i cenionego gdańskiego rysownika komiksowego Mateusza Skutnika. Do tej pory znany był on przede wszystkim za sprawą cyklu ‘Rewolucje’ – nastrojowego, nostalgicznego, rysowanego łagodną kreską i ciepłymi, miękkimi kolorami. Refleksyjny, choć nie pozbawiony sarkazmu, czarno-biały album ‘Blaki’ pozwolił nieco inaczej spojrzeć na tego wszechstronnego rysownika, ale nie odbiegał zbyt daleko od stylu ‘Rewolucji’.

Tym razem Skutnik prezentuje się z zupełnie innej strony – graficzny wyraz ‘Wyznań właściciela kantoru’ ma się nijak do wcześniejszych prac tego autora. Rysunki w tym niewielkim albumie są świadomie niedbałe, uproszczone, niemal prymitywne. Poszczególne postacie przedstawione są dość schematycznie, a cały drugi plan składa się zwykle z kilku zaledwie kresek.

Wygląda to na świadomy zabieg, dobrze pasujący do scenariusza Szyłaka. Bo ten ceniony znawca komiksu, jeden z nielicznych w Polsce naukowców na poważnie zajmujących się tą niedocenioną dziedziną sztuki, jak zwykle – ma już kilka tego typu dokonań na koncie – stworzył scenariusz, w którym ostentacyjnie o nic nie chodzi. Zresztą w kilku autotematycznych refleksjach, zawartych między kadrami komiksu, niemal kokieteryjnie się do tego przyznaje. Głównym tematem tego albumu jest ogromna chuć tytułowego bohatera, który – choć zaspokaja ją wielokrotnie i na różne, czasem dość wymyślne, sposoby – jakoś nie może znaleźć spełnienia i ukojenia.

Niby jest pełnokrwisty bohater – tytułowy właściciel kantoru, niby jest dość bierna, ale wyrazista postać drugiego planu – jego wspólniczka. Ale tak naprawdę cały komiks obraca się wokół tego, co główna postać nosi w majtkach.

Dla jednych: prostacki i wulgarny, dla innych: bezpretensjonalny i śmiały obyczajowo, jedno jest pewne – to nie jest komiks dla wszystkich. Niestety, nie jest to też dzieło, które ma szansę wzmocnić pozycję Skutnika pośród polskich autorów komiksowych.

Przemysław Gulda



Alicja: recenzja w KaZet


‘Nasza świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy’

Wydaje się, że świadomi swojego jestestwa bardzo często jesteśmy nazbyt ograniczeni, by móc wyobrazić sobie rzeczy, które przekraczają nasze pojęcie o otaczającym świecie. Trudno nam przekroczyć granicę realizmu i zanurzyć się w zupełnie irracjonalną rzeczywistość, która rządzi się zupełnie innymi prawami. Można powiedzieć, że niejednokrotnie boimy się wkroczyć w nieznane sobie wymiary, dalecy jesteśmy od podjęcia ryzyka marzeń na jawie, ponieważ znajduje się to poza naszą świadomością. Cytat zaczerpnięty z ‘Hamleta’, lecz obecny również w przedstawianym komiksie, bardzo dobrze pasuje do historii znanej z ‘Alicji w Krainie Czarów’. Tak się bowiem składa, że dziecko zupełnie inaczej odbiera świat, inaczej go interpretuje, potrafi bez chwili wahania odważyć się na rzeczy, które dorosłego przyprawiają o uczucie zmęczenia i wywołują zimny pot na plecach. Niech każdy z nas zastanowi się, jak zachowałby się trafiając do egzotycznej krainy, uświadamiając sobie, że to wszystko, co widzi wokół niego bliskie jest absurdu i zupełnie nie pojmuje tego, co się dzieje, tym samym nie może opierać się na zdobytym przez całe życie doświadczeniu. Czy nie stchórzylibyśmy? Alicja, jaką wszyscy doskonale znamy, to niewinne dziewczę, które w pogoni za śpieszącym się białym królikiem trafiło do bajkowego, acz wcale nie tak znowu pięknego świata rządzącego się nieco odmiennymi prawami, niż nasz. A gdyby tak Alicja, miast małą dziewczyną, była dorosłą policjantką ze świata przyszłości… A gdyby tak biały królik, miast białym królikiem, był wynaturzonym bandziorem… A gdyby tak Wonderland, miast krainą dziwów, był ohydnym miejscem zsyłki odmieńców i mutantów… Historia, u której podstaw leżą takie oto fakty zrodziła się w wyobraźni Jerzego Szyłaka. Jej wizualizacją zajął się Mateusz Skutnik. Efekt jest zadowalający, choć przyznam szczerze, że na pierwszy rzut oka trochę przeraża. Ale nikt chyba nie spodziewał się po tym scenarzyście grzecznej historii, natomiast solidnego scenariusza na pewno tak, a tym raczej nie powinien się rozczarować.

Świat, w który zabiera czytelnika Szyłak to świat brutalny, świat nieładny, ale jednocześnie na tyle przewrotny, że można usłyszeć w nim kwestie z hamletowskiego monologu. Owszem, jest w tej historii przemoc, jest w niej erotyka, jest w niej wreszcie solidna dawka surrealizmu, ale nie jest to historia tylko i wyłącznie brudna, choć na taką w pierwszej chwili może wyglądać. Oczywiście, przeważa w niej brutalność, niewątpliwie ku uciesze czytelników poszukujących tego typu rozrywki, ale to nie wszystko. Mam wrażenie, że Szyłak nie tylko chce zabawić czytelnika, serwując dobrze zmiksowaną mieszankę przygody, krwi oraz gwałtu, lecz chce mu jednocześnie podsunąć pod nos pewne treści, które uważa za istotne, warte odświeżenia, reinterpretacji. Myślę, że autor nie chciał, by jego komiks był jednowymiarowy i w tej jednowymiarowości postrzegany jako mało estetyczny i cokolwiek perwersyjny.

Rysunki Mateusza Skutnika z ‘Alicji’ są poniekąd mieszanką tego, co oglądać możemy w ‘Morfołakach’ i ‘Rewolucjach’. Dobrana stylistyka pasuje do wykreowanego świata imitującego futurystyczny Wonderland. Szkaradne postacie, wśród których gdzieś w tle odnaleźć możemy ludki z ‘Rewolucji’, dobrze pasują do budowanego w tej historii klimatu. Na ich tle wyróżnia się tytułowa bohaterka, rysowana trochę inaczej, a poprzez to prezentująca się jako osoba jakby nie z tej bajki. Dodam jeszcze, że ‘Alicja’ nie jest komiksem czarno-białym. Właściwie dominują w nim odcienie koloru niebieskiego, wzbogacone miejscami o czerwień – krew. Tym samym albumik posiada wyjątkowy nastrój.

Nie byłoby chyba nadużyciem stwierdzić, że już sam fakt, iż komiks napisany przez Jerzego Szyłaka nawiązuje do tak niesamowitego dzieła, za jakie przecież uznaje książkę Lewisa Carrolla, czyni go wartym uwagi. Nie mniej, ‘Alicja’ broni się sama, nie trzeba wcale bawić się jakieś przesadzone porównania, poszukiwać niezliczonych paralel i analizować ich znaczenia, żeby dojść do wniosku, że jest to historia ciekawa, dobrze napisana. Na pewno nawiązanie do kanonu jest niekonwencjonalne, twórcze i wyraziste, co zresztą doskonale podkreśla sposób, w jaki zostało zilustrowane, lecz historia z ‘Alicji’ Szyłaka i Skutnika żyje swoim życiem. Uważam, całkiem świadomie zresztą, że warto się z nią zapoznać.

Jakub Syty
Magazyn Kazet nr 39, czerwiec 2006



Alicja: recenzja na BelowRadars


alicja_okladka100Alicja

O komiksach Mateusza Skutnika pisać mi nie jest łatwo. Nie jest żadną tajemnicą, że znamy się z Mateuszem i od czasu do czasu robimy wspólnie komiksy (mało tego, wygląd serwisu jest w 50 procentach jego zasługą). Podobnie sprawa ma się z profesorem Szyłakiem, który obecny jest na stronach belowradars.com od początku istnienia tej strony. Wybaczcie te zbyt długie wstępy, ale wbrew popularnym ostatnio ‘trendom’ w komiksowej publicystyce chciałbym od razu przerwać wszelkie spekulacje na temat obiektywności moich opinii o ‘Alicji’ autorstwa Jerzego Szyłaka i Mateusza Skutnika. Bo o komiksie chciałbym wam co nieco opowiedzieć.

Jak pisze we wstępie Jerzy Szyłak, ‘Alicja w krainie czarów’ to jeden z tych tytułów, które wręcz domagają się opowiadania wciąż od nowa. Znam wiele wersji tej historii, ‘Alicja’ wg Szyłaka ma tę przewagę nad innymi interpretacjami, że jest zupełnie różna od tego co czytałem do tej pory.Autor ‘Szminki’ miał zamiar odrzeć przygody Alicji, jak sam napisał we wstępie, z elementów onirycznych. Zgodnie z tym co sam napisał w jego zamierzeniu historia ta nie miała być opowieścią o śnie, z którego bohaterka powoli się budzi i otrząsa. Rzeczywiście w kontekście tego komiksu nie można mówić o śnie, z którego powoli budzi się Alicja. To, co ją spotyka nie jest zwykła senną marą, to długi koszmar, bardzo brutalny i logiczny w swojej paskudnej brutalności. Patrząc na dotychczasową prace Szyłaka zupełnie nie dziwi fakt, że jego wersja klasycznej opowieści Lewisa Carolla to po prostu splatterpunk w najlepszym wydaniu. Zaraz po ‘Szmince’, historia Alicji to najlepszy z dotychczas opublikowanych scenariuszy Szyłaka. Przede wszystkim ze względu na czystość, ład i logikę świata przedstawionego. Jeżeli kogoś dziwi, że komplementuje zaletę, która w każdym przypadku powinna być podstawą jakiejkolwiek opowieści, przypominam z czym mamy do czynienia. ‘Alicja w krainie czarów’ jest utworem trudnym w odbiorze, natomiast dla interpretatora czy też reinterpretatora odgrzebanie się w ilości wątków, myśli i sensów tej historii jest często rzeczą nie do przeskoczenia. Szyłakowi ta trudna sztuka wyszła doskonale. Przy czym stworzył on historię nową i w pełni autonomiczną, a jednocześnie wierną oryginałowi. Niestety za dobrze skonstruowanym scenariuszem nie idzie w parze rysunek. A w każdym razie nie na każdej z 64 stron komiksu. Komiks ten powstawał długo, na styku dwóch różnych skutnikowych komiksowych kreacji – ‘Morfołaków’ i ‘Rewolucji’. Niestety od pierwszych stron do połowy komiksu, Skutnik zdaje się nie móc zdecydować, w którą rysunkową stronę pójść, czy jeszcze w stronę sprawdzonej konwencji ‘Morfołaków’ czy już nową zupełnie ‘rewolucyjną’. To, co można Mateuszowi zarzucić to brak zdecydowanego konceptu na komiks jako całość. Praktycznie jedynie w końcowych scenach batalistycznych widać, że rysownik (być może w końcu) wie dokąd zmierza. Dla odbioru stworzonej przez Jerzego Szyłaka opowieści, rysunki Mateusza pełnią rolę o tyle ważną co zbyt małą. Ilustrują scenariusz i tylko w połowie wspólnie go opowiadają. Muszę przyznać, że powyższy zarzut jest trochę na wyrost. Gdyby ‘Alicja’ była pierwszym komiksem Mateusza Skutnika pewnie piał bym z zachwytu nad nowym talentem. Parafrazując pewne powiedzenie – jesteś tak dobry jak twój ostatni komiks i mając przed oczami plansze do nowego tomu ‘Rewolucji’, który miałem szczęście zobaczyć, mogę powiedzieć, że z ocenami talentu Skutnika poczekam do premiery czwartej części jego flagowej serii.Póki co mamy niezgorszą ‘Alicję’. Kupić ją i przeczytać na pewno warto.

Karol Konwerski



wywiad dla polter.pl; III/2006


Przyszłość prosta jak drut

Licząc od zeszłej wiosny, od poprzednich WSK, nie był to chyba dla Ciebie najgorszy rok? Jak byś go ocenił?

Szczerze powiedziawszy nie sięgam pamięcią tak daleko. Muszę sobie przypomnieć co i jak. *zagląda na swoją stronę* Rewolucje: Monochrom w marcu, Morfołaki tom 2 w kwietniu i Blaki w październiku. Moja ocena roku: może być. Na razie udaje mi się utrzymać średnią trzech albumów rocznie, w 2006 prawdopodobnie będzie nie inaczej, ale to już ostatni rok takiego dobrodziejstwa. Wszystkie albumy z szuflad już zostały wygrzebane. No może udałoby się jeszcze sklecić jeden tom Morfołaków, ale poza tym to już wszystko. Teraz już tylko nowe Rewolucje wchodzą w grę.

Czyli średnia na rok nieco spadnie? Czy to oznacza, że w tym roku poza Wyznaniami zobaczymy – o ile w ogóle – tylko Rewolucje? Myślisz o jakichś nowych projektach?

Średnia spadnie dramatycznie, no i bardzo dobrze, rynek został przesycony komiksami Skutnika. Wystarczy na razie. Jakoś spokojnie Rewolucje po jednym tomie rocznie i to wszystko. Trochę jest ciśnienie żeby jednak zrobić drugi tom Blakiego, ale to odległe plany. A z szuflady to jeszcze pozostaje Alicja, na wydanie której są pewne widoki i to nawet pokaźne.

Zaczęto wymieniać Cię obok Krzysztofa Gawronkiewicza jako najciekawszego polskiego rysownika. Czujesz się dobrze w różnych estetykach?

Hm, to wymienianie to chyba tylko jak jesteśmy razem na jakiejś wystawie i podają spis autorów. Nie przypominam sobie żeby mnie wymieniano w innych okolicznościach koło Krzysztofa niż te powyższe. Poza tym określenie najciekawszy czy mniej ciekawy to kwestie bardzo subiektywne tego, kto wydaje taki osąd. Rysowników w ogóle nie powinno się porównywać ani systematyzować. Co do różnych estetyk – prawdopodobnie czuję się dobrze, ponieważ bez trudu przychodzi mi zmiana estetyki na taką, która pasuje do konkretnego scenariusza. Wystarczy zajrzeć do tomów nie powiązanych ze sobą serii, np. porównać Rewolucje i Wyznania Właściciela Kantoru.

Twoje komiksy raczej nie trafią w masowe gusta. Sporo w nich filozoficznych akcentów, a i w rysunku nie stronisz od eksperymentu. Bardziej “mainstreamowe” klimaty w ogóle Cię ciągną?

A jest u nas coś takiego jak mainstream polskiego komiksu? W sensie – robionego przez Polaków? Mainstreamowe klimaty mnie ciągną jak najbardziej, ale nie w komiksach. Zajmuję się tworzeniem gier we flashu, rzesze zadowolonych graczy z całego świata zaspokajają moją potrzebę mainstreamowego sukcesu w zupełności. Nakłady komiksów wypadają przy tym blado, ale ja robię komiksy dla czystej przyjemności podzielenia się z czytelnikiem historiami, które mi chodzą po głowie (lub po głowach moich scenarzystów). Nie ma ciśnienia na sukces. Nie muszę na tym zarobić i nie muszę stać się sławnym dzięki komiksom. W sensie – nie potrzebuję tego by dalej tworzyć. Więc jest ok.

Załóżmy, że mainstream to coś, co nie ma ostrych granic. Utwór do niego należy albo nie, ale jakiejś miary “mainstreamowości” (chyba że opartej na wynikach sprzedaży) wyznaczyć się nie da. Na pewno jednak ważna jest łatwość odbioru, oparcie na oczywistych związkach przyczynowo-skutkowych, w miarę realistycznym rysunku. Tymczasem Twoje komiksy wymagają zazwyczaj wysiłku i odnalezienia logiki, która rządzi fabułą. Zastanawiam się, na ile “leżałoby” ci zrobienie komiksu typu – co by daleko nie szukać – Thorgala? Czy takie wycieczki w ogóle Cię pociągają?

Aktualnie nie interesują mnie takie komiksy. Nie interesuje mnie realistyczny rysunek ani łatwość odbioru. To wszystko już jest w morzu innych komiksów wydawanych w naszym kraju.


Rewolucje, czyli seria, która zjednała Ci chyba największe (wraz z Blakim) uznanie, wydaje się zmieniać. Czy Ty również dostrzegasz ewolucję w Rewolucjach?

Sprecyzuj, co to znaczy, wydaje się zmieniać. Rewolucje zmieniają się cały czas na wielu frontach, tylko nie wiem, który masz na myśli.

Odnoszę po prostu wrażenie, że trzeci tom Rewolucji różni się od poprzednich. Czy – w Twoim odczuciu – w trakcie tworzenia serii coś się zmieniło w Twoim podejściu do niej, w rysunku, w sposobie prowadzenia scenariusza?

Drugi tom różni się od pierwszego, a trzeci różni się od drugiego. Każdy jest inny. W moim podejściu mogło się zmienić tylko tyle, że pierwsze dwa tomy były rysowane do szuflady, a trzeci do druku w Egmoncie. To są zmiany bardziej psychologiczne samego procesu wymyślania i rysowania komiksu, raczej niedostrzegalne z punktu widzenia twórcy. Mówiąc krótko – to są po prostu inne historie trochę dokładniej narysowane. Poza tym Parabola była namalowana w 1998 roku, Monochrom w 2004, to sześć lat różnicy, zmiany stylu rysowania są nieuniknione.

Czy w czwartym tomie dojdzie do jakieś rewolucji?

No do tego to wszystko zmierza. Mocne zakończenie kilku przewijających się we wcześniejszych tomach wątków plus znaczące zmiany techniczne wykonania rysunku i rozkładu strony powinny złożyć się na mocno rewolucyjny album. Od strony scenariuszowej jest to pierwszy tom rewolucji, który operuje jedną historią na 46 stronach. Choćby tutaj już mamy coś nowego i w miarę rewolucyjnego dla tej serii.

Na Warszawskich Spotkaniach Komiksowych ukażą się “Wyznania właściciela kantoru” do scenariusza Jerzego Szyłaka. Zapewne rysowanie dla największego komiksowego autorytetu naukowego w Polsce samo w sobie było atrakcyjną perspektywą, ale co w samym tekście Cię zainteresowało?

Wyznania Właściciela Kantoru to nie pierwsza nasza wspólna produkcja, wcześniej powstał 60-stronicowy kolorowy album Alicja, to było ciężkie wyzwanie. Kantor przy tym wypada jak spacer po parku wiosenną porą i zresztą taki też jest. Pierwsza historia albumu WWK powstała na zamówienie KKK do numeru o seksie bodajże. Komiks nie przeszedł krakowskiej weryfikacji i zapewne wylądowałby w szufladzie, ale Jerzy dopisał brakujące 41 stron tak, żeby powstał album. W tekście zainteresował mnie ostry humor słowny, który już na pierwszej stronie albumu daje czytelnikowi mocnego kopa. Na szczęście Jerzy jest scenarzystą otwartym, daje dużo swobody rysownikowi, nie miał nic na przeciwko groteskowym przedstawieniom postaci w komiksie. Mnie zaś bawiło tworzenie komiksu operującego mocnym konfliktem na linii rysunek – ciężar gatunkowy tekstu. To prawda, przy wybieraniu plansz do press paku musiałem się mocno napocić by znaleźć takie bez gołych członków, tyłków bądź innych sprośności, ale umówmy się – to wszystko jest narysowane z przymrużeniem oka, to jest parodia komiksu erotycznego, parodia, w którą Jerzy potrafił wcisnąć mnóstwo humoru i ciętych aluzji do życia tamtego okresu.

Zanosiło się na to, iż Alicji mieliśmy się nie doczekać. Tymczasem sam mówisz, że jednak może się uda. W czym leżał problem z wydaniem tego komiksu?

Doczekamy, doczekamy. Problemu jak się okazuje nie ma, o ile znajdzie się odpowiedniego chętnego wydawcę. Alicja leżała przez lata odłogiem czekając na bardziej wiążącą decyzję jednego z wydawców, ale upłynęło w międzyczasie już tyle lat, że sprawa się przedawniła. Nowy wydawca jest zwarty i gotowy, więc powinno pójść gładko.

Czy jest to ten sam wydawca, który przez jakiś czas krył się z chęcią wydania Yoela?

Nie, wydawcą Alicji będzie najprawdopodobniej Timof i cisi wspólnicy, czyli ten sam który wydał Blakiego i Wyznania Właściciela Kantoru. Problem polega na tym że Alicja to album 60-stronicowy kolorowy, więc wydatek dla wydawcy większy.

Po całej tej rozmowie, nie wiem dlaczego, czuję lekkie przygnębienie. Można odnieść wrażenie, że Mateusz Skutnik planuje krótkie wakacje od komiksu. Nie chcesz się wypalić, czy też w tej chwili realizujesz swój twórczy zapał w czymś innym, np. w grach, o których mówiłeś?

Po całej rozmowie nie wiem, czemu czujesz lekkie przygnębienie. Ja mam wręcz przeciwne nastawienie do robienia komiksów. Wreszcie wygrzebałem się ze strefy robienia kilkunastu rzeczy naraz, przyszłość komiksowa jest jasna i prosta jak drut. Nareszcie dochodzę do modelu rysowania komiksów, który od zawsze mnie interesował, czyli stworzenie jednego albumu rocznie. Tylko Rewolucje (i paski z Blakim na marginesie).

Czuję się zatem podniesiony na duchu. Tradycyjne pytanie na koniec. Czy masz jakiś komiks, który sprawił, iż Twoja świadomość (świadomość czegokolwiek) przeszła rewolucję i do dziś uważasz go za dzieło, które miało i wciąż ma na Ciebie największy wpływ?

Nie. Nie mam takiego komiksu, który by sprawił, że moja świadomość czegokolwiek przeszła rewolucję. Jest książka. Komiks i okolice pornografii Jerzego Szyłaka. Pamiętam jak dziś dzień, w którym otworzyły mi się oczy na to, jak wiele można w komiksie zawrzeć poza zwykłym “dzianiem się” i, z drugiej strony, jak wiele wnikliwy inteligentny czytelnik jest w stanie z komiksu wydobyć.

Autor: Maciej ‘repek’ Reputakowski



Blaki, recenzja w Nowej Fantastyce


Nowa Fantastyka nr 1(280)styczeń 2006;

Blaki

‘Blaki’ nie jest typowym komiksem fantastycznym. Nie ma w nim ani grama technologicznego sztafażu, nie znajdziemy też elementów baśniowych czy nadprzyrodzonych. Jest tylko codzienność. Ale tak wyśmienicie przefiltrowana przez wyobraźnię Mateusza Skutnika – znanego ze steampunkowej serii ‘Rewolucje’ – że w żaden sposób nie można o niej powiedzieć: szara. Nawet jeśli cały komiks utrzymany jest w smutnej, szaro-białej kolorystyce. Główny bohater i wszyscy mieszkańcy świata przypominają z wyglądu mistrza Yodę, ale w istocie to my i nasi sąsiedzi zostaliśmy groteskowo sportretowani na planszach komiksu. Album tworzą krótkie epizody, w których Blaki filozofuje przy wieszaniu bielizny, jeździ autobusem do pracy i z powrotem, podróżuje pociągami, pali papierosy, czyta ksiązki i pije dużo herbaty. Na pozór – nic niezwykłego. Lecz diabeł tkwi w szczegółach. Z niuansów lekko zarysowanych , subtelnych i często niezwykle poetyckich fabułek wyłaniają się wielkomiejskie paranoje, mechanizmy codziennych rytuałów, miniaturowe iluminacje, niewyrażalne emocje, permanentne zadziwienie światem. Codzienne wydarzenia nabierają głębi i tajemniczej, wręcz fantastycznej niezwykłości. Blaki jest w niej zanurzony aż po końce swoich szpiczastych uszu. Świetny komiks.

Paweł Matuszek



Blaki, recenzja Dariusza Hallmana


forum.gildia.pl

Dariusz Hallman:

Moim zdaniem ‘Blaki’ to komiks antybanalny.

‘Bielizna’… Ta bielizna na sznurze wygląda jak rozwinięte bandaże… Przez tydzień znojnej pracy Blaki będzie się w nie owijał, a potem i tak pewnie zostawi pieniądze w trawie…

Przy słowach: -Nagle zdałem sobie sprawę, że… to krzesło się ze mnie śmieje- mamy pretensjonalną obciurkę, ale co tam…

‘Rytuał’ Od małej ptasiej kupy do wielkiej wiecznej obserwacji… Czemu nie?

‘Drzewo’ jest najlepsze. Mądre, błyskotliwe formalnie…

Kiedyś kolega w pijanym szale rozłamał młodą lipę przed moim domem… Drzewo zostało zabandażowane specjalną taśmą i uratowane. Rośnie do dzisiaj. Biedny E. przechadza się już wśród rajskich drzew. Jego nie udało się uratować…

Natomiast w ‘Gumce’ upewniamy się, iż Blaki jest rysownikiem komiksowym, bo któż inny z gumką w rękach mógłby powiedzieć: ‘Jestem Bogiem’?

‘Wieczorny’… Chyba ciąży Blakiemu ta sprawa… Może pomogą mu się zdecydować mądrość rzeczy martwych i złośliwość istot żywych? (Tak, tak, kocie, zrzuć mu to jeszcze raz na łeb, może w końcu poskutkuje!)

W ‘Lotku’ jakoś nie trafia do mnie wywód Blakiego, tzn. nie trafia do mnie również ten wywód, który poznaliśmy… Ale jak rozumiem, miał on jakoś korespondować z ostatnim numerem ‘Ziniola’.

Natomiast chciałbym zadać pytanie związane z tekstem: ‘Spójrzmy – rzucanie palenia…’ Czy to z tych zapisków narodziła się historyjka ‘Nerwy’?

Blaki i ‘Ptaki’. Nic dodać, nic ująć. Rymuje się dosłownie i w przenośni. Druga, po ‘Drzewie’, genialna jednoplanszówka. I, w przeciwieństwie do ‘Lotka’, to jest również o mnie…

‘Wróg’… Blaki przemawiający zza stołu i palący papierosa – majstersztyk. Mateusz Skutnik tutaj szczególnie pokazuje swój kunszt. Wydawałoby się, że rejestruje to kamera… Ale moim zdaniem chodzi o coś więcej – wygląda to raczej tak, jakby rzeczywistość była wkadrowywana w komiks in statu nascendi, jakby objawiła się nam jakaś metakomiksowa magia na chwilę odsłoniętego świata – a wszystko to w klamrze dwóch czarnych kadrów. Kolejny dowód Blaki Power!

W ‘Odjazdach’ padają chyba najbardziej patetyczne zdania, i to takie o humanistycznym zacięciu. I ten kontrapunktowy konduktor niczym z jakiegoś horroru…Piękny ostatni kadr z drzewem, a w nim końcówka zdania: ‘(Cieszę się…) z czyjejś obecności’. Przepraszam, ale znowu przypomina mi się E. …Na stronie 39 w środkowym kadrze wyraźnie brakuje jakichś słów. (A tak w ogóle to w całym komiksie siada często interpunkcja.)

‘Oli’ po prostu nie pasuje do reszty. Czytelnikowi pozostaje jedynie udawać Greka…

Tak, ‘Nerwy’ są najbardziej życiowe. Wreszcie trochę więcej humoru, no i znowu dosyć mocno się utożsamiam (co prawda od dawna nie palę, ale przecież ograniczać można różne rzeczy). No i ten kotek – taka straszna chudzina w tej opowieści… Chciałoby się powiedzieć: ‘Nerwy w konserwy i nakarmić kota, proszę’

‘Wczesna wiosna’ to taki Blaki, hmm… interwencyjny (absurdy codzienności, głupota ludzka itd.). Trzeba przyznać, że gatunkowo ‘Blaki’ bardzo jest pojemny…

No i fajne ‘Dziewięć żyć’. Miło poznać typowy dzień Blakiego, a puenta jest cudowna. Jednak zarazem straszny to jest cliffhanger – no jak to, nie dowiemy się, jak wygląda typowy weekend Blakiego? Na koniec zdradziecko dodam, że i tak rządzi ‘Blaki na urlopie’.



Blaki, recenzja na Alei Komiksu


Blakiego pierwszy raz zobaczyłem w Chichocie. Specjalnie kupiłem sobie inauguracyjny numer pisma, żeby obejrzeć paski komiksowe w wykonaniu Mateusza Skutnika. Kiedy dowiedziałem się, że na festiwal w Łodzi jest przewidziana premiera albumu z tej serii, przyklasnąłem. Nie ukrywam, że Mateusz Skutnik to obecnie mój ulubiony rysownik i scenarzysta. Jako rysownika podziwiam go za wykreowanie postaci, których nie sposób zapomnieć oraz za punkty styczne jakimi są te postacie, a które łączą każdy jego komiks. Sam autor mówi, że ma problem ze zróżnicowaniem wyglądu swoich bohaterów, ale ja to akurat lubię. Te charakterystyczne głowy są jak autograf- jedyne w swoim rodzaju. I wreszcie jako rysownik tworzący historie do scenariuszy innych, tworzy niezwykłe graficzne perełki, idealnie uzupełniając tekst tworzonej historii. Blaki to komiks, do którego część scenariuszy napisał Karol Konwerski. Mimo tego jakoś narzuca się mówienie o tym zbiorku jako o komiksie Mateusza Skutnika. Jego pomysły i sugestywne rysunki dominują nad całością. Trzeba zaznaczyć, że poza wspomnianym już wyżej wyglądem postaci, rysunek w Blakim znacznie różni się od pełnych koloru Rewolucji czy graficznych Morfołaków. Rysunek w tym komiksie jest czarno-biały, ale sprawia wrażenie jakoby oryginał powstał w kolorze. Później szybkie kliknięcie z opcją grayscale i gotowe. Wyszło super. Blaki, główny bohater wygląda jak mały demon i do twarzy mu w szarościach. Poza tym to taki domorosły filozof i baczny obserwator codzienności. Tematy, o których mówi zapewne wielu wydadzą się znajome i chyba ta bliskość, to pokazanie czytelnikowi, że nie tylko on doświadcza pewnych sytuacji w życiu, że nie tylko on ma takie myśli i takie dni kiedy wszystko go drażni, sprawiają że komiks czyta się dobrze. Polecam ten komiks obyczajowy każdemu, bo robi się jakoś tak cieplej, lepiej kiedy poznamy i polubimy Blakiego. Być może spotkamy go kiedyś w pociągu i napijemy się razem herbatki w pełnym zrozumienia milczeniu. A być może miniemy go na ulicy, zasępionego, mówiącego do siebie w myślach o rzeczach, o których my sami rozmyślamy. Blaki jest raczej samotny i zamyślony, zamknięty. Tak jak wielu przechodniów. Gorąco polecam ten komiks. Mateusz Skutnik potwierdził nim to, co już dawno podejrzewałem: że jego nazwisko jest znakiem gwarancji jakości.

Jakub Jankowski
Aleja Komiksu


« Previous PageNext Page »