Rewolucje 5; recenzja na gildii komiksu
May 9, 2011
Steampunk to jedna z najprężniej rozwijających się odnóg fantastyki naukowej. Powodów takiej świetnej kondycji bocznej gałęzi cyberpunku, należałoby szukać w coraz bardziej zmechanizowanej rzeczywistości i problematyce z tym związanej. Czy w tej pojemnej materii jest jeszcze miejsce dla młodego, polskiego artysty Mateusza Skutnika i jego komiksowej serii Rewolucje?
Niepomny na klęskę Skutnik tworzy widowiskowe, a przede wszystkim wzruszające opowieści, których nie powstydziłby się sam mistrz gatunku William Gibson. Albumy mają w sobie również coś z dzieł angielskiego twórcy Chiny Miéville’a – niepokój ogarniający ludzi całkowicie uzależnionych od maszyn. Niczym w krzywym zwierciadle, odbijają się tutaj nasze głęboko zakorzenione pragnienia przejęcia całkowitej kontroli nad nieokiełzaną naturą i od dekad rozwijanymi światłymi wynalazkami. Widać w nich również, jak człowiek bliski jest szybkiego upadku i klęski z powodu własnej pychy i wszechogarniającej dumy.
Mateusz Skutnik przyzwyczaił nas do oryginalnych opowieści graficznych. Na swoim koncie ma m.in.: czarno-biały, rozbuchany pod względem fantasmagorycznym cykl Morfołaki, do którego scenariusz napisał Nikodem Skrodzki oraz psychodeliczną, udaną wariację o interakcjach międzyludzkich, kryjącą się pod tytułem – Czaki (warstwa fabularna – Dominik Szcześniak). Prawdziwy kunszt tego niekonwencjonalnego artysty widać właśnie w pięciu albumach z serii Rewolucje.
Minimalizm w prezentowaniu poszczególnych opowieści oraz niewielka ilość kadrów potrzebnych do przedstawienia poruszanej tematyki w albumie Rewolucje – dwa dni są wręcz mistrzowskie. W tym przypadku sławetna chińska maksyma – “Jeden obraz jest wart tysiąca słów” nabiera dosłownego znaczenia. Po raz kolejny autor czaruje nas niebanalną okładką, a cały album posłużyć może jako pomysłowy prezent dla każdego komiksomaniaka.
Strona fabularna została tutaj ukazana w pełen maestrii sposób – z zapartym tchem śledzimy losy nieszczęsnego naukowca i jego wynalazku. Serię Rewolucje możemy śmiało nazwać awangardowymi opowieściami graficznymi, w których każda ilustracja wypełniona jest znaczącymi detalami. To albumy undergroundowe, niekonwencjonalne, wyrywające się z wąskich ram schematyzacji. Cechuje je ogromna dyscyplina graficzna i fabularna oraz dydaktyczna rola poszczególnych aktów, w telegraficznym skrócie opowiadających o epoce wielkich odkryć technicznych.
Kieszonkowe wydanie piątego albumu oraz kilkucentymetrowe, praktycznie zajmujące połowę każdej strony, obramowania mogą nieco zdegustować zagorzałych fanów tego perfekcyjnie skrojonego cyklu. Osobiście będę bronił tą wydawniczą decyzję rękami i nogami, gdyż taka formuła zupełnie nie przeszkadza w końcowym odbiorze całości, a nawet wzmacnia wymowność recenzowanej pozycji.
Rewolucje to seria dla wymagającego czytelnika, którego znudziły już sztampowe historie z superbohaterami w rolach głównych. Mamy tutaj do czynienia z ekscytującymi, wciągającymi i wyjątkowymi historiami spod znaku szkatułkowych opowieści. Piąty album tylko trochę ustępuje wcześniejszym, które można było uznać za świetny przykład doskonałej kondycji rodzimego komiksu. Z tego też powodu jestem skłonny Dwóm dniom w skali dziesięciostopniowej dać uczciwe osiem. Czekamy na kolejne intelektualne, a zarazem niepokojące uczty Mateuszu!
Mirosław Skrzydło
6 maja 2011
Random public drawing 1
July 31, 2010
random sketch:
on a random kid’s table:
using random drawing tools:
in a random book store:
left sitting there for a random lucky finder:
Rewolucje5 – recenzja na Polterze
July 11, 2010
Druga połowa
Autor: Jarosław ‘beacon’ Kopeć
Redakcja: Maciej ‘repek’ Reputakowski
Nowy tom Rewolucji Mateusza Skutnika jest jak ostatnia płyta Massive Attack – gdyby nie pierwsza połowa, byłby genialny.
Tym razem Rewolucje to komiks niemy i bardzo krótki – składa się z dwóch odrębnych nowel liczących odpowiednio: dwadzieścia cztery i trzydzieści dwie strony. Wydano go przy tym w postaci niewielkiej książeczki, a na stronach formatu A5 zostawiano bardzo obszerne, ziejące bielą marginesy. Ale nowy album Skutnika jest bardzo skondensowany, dlatego nie czuć, jakby urywał się nagle i przedwcześnie.
Rewolucje od początku opowiadały historie oplecione wokół motywu odkryć naukowych, ale koncentrowały się na osobie odkrywcy i jego emocjach, nie zaś samych wynalazkach. Pierwsza z nowel w najnowszym tomie, Dzień pierwszy, nieszczęśliwie odstępuje od tej reguły, przez co brakuje w niej ludzkiego pierwiastka. To zabawa motywem czasowego zapętlenia, której brakuje wyrazistego bohatera, napięcia czy zaskakującego zwrotu akcji. Spóźniony epilog jest zbyt bezbarwny, żeby uratować tę historię.Druga nowela jest znacznie ciekawsza. To historia wynalazcy, który w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności traci swój drogocenny projekt, a sam ląduje w szpitalu. W końcu oddaje się nowej obsesji – buduje maszynę, której przeznaczenie poznajemy dopiero w zaskakującym zakończeniu.
Ta historia aż bucha od emocji, ale narrator się nie śpieszy. Skrupulatnie dozuje informacje i buduje napięcie. Jest dramaturgia, bohater i mocna pointa. Prosty (choć bardzo oryginalny i ekspresyjny) styl graficzny i lakoniczna narracja sprawiają, że opowieść nie grzęźnie na mieliźnie nachalnych dopowiedzeń. Jest tu też rytm, który nadaje lekturze płynność.
To dziwne, że dwa tak nierówne komiksy znalazły się w jednym tomie. Cokolwiek o tym zadecydowało, nie pozwala nowymi Rewolucjami cieszyć się bez zastrzeżeń. Jedynym sposobem, by uniknąć mieszanych odczuć, jest zacząć lekturę od połowy, a o pierwszej historii po prostu zapomnieć.
« Previous Page — Next Page »