Daymare Kite


available to play  only in Daymare Town Complete Collection



Strych, recenzja w newsweeku;




comic tutorial: what to do with used sketches




quick composition sketch






Komiksy znalezione na Strychu, recenzja w Ziniolu;


Jakiś czas temu, żona Mateusza Skutnika weszła na strych i odnalazła mnóstwo jego starych komiksów (patrz: fenomenalna okładka albumu). Tych z okresu xero. Pożółkłych staroci. Niektóre z nich posłużyły do opracowania antologii The Very Best OFF The Ziniols vol.1, inne spokojnie poczekały do momentu publikacji niniejszego albumu, jeszcze inne pewnie leżą tam do dziś. A może zostały przez autora zarchiwizowane?

Komiksy znalezione na strychu to wyselekcjonowana przez autora grupa szczęśliwców, licząca łącznie ponad 70 stron. Czytając je, czułem się, jakbym sam wlazł na ten strych i uzyskał dostęp do czających się tam wykwintnych smaczków. Bez żadnej legendy, bez prowadzenia za rączkę, bez wyznaczenia granicy gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi krótkometrażowy komiks (chyba, że te posiadają tytuły). Ten zbiór to Skutnik ze strychu, z zapomnianych czasów. Było minęło, więc po co komentarz? Czytelnik nie dostaje nawet numerów stron.

I to jest świetny zabieg. Otwieramy strychową klapę i zerkamy sobie spode łba na te wszystkie postaci. Na Pafnutza, Stryfelka, Konstantego, Wiedźmina, gościa, który ma problem z zobaczeniem własnej dupy… Skutnik przedrewolucyjny i równy wiekiem do Skutnika morfołackiego jest Skutnikiem anegdotycznym, humorystycznym, filozoficznym oraz xerograficznym (czyli hołdującym wymyślonym przez samego siebie zasadom xerografiki). Czytając ten zbiór niejednokrotnie parskniecie śmiechem i pogrążycie się w lekkiej zadumie. A mimo, że poziom komiksów wydaje się nieco nierówny, po bliższym zbadaniu zawartości albumu, ciężko nie przyznać racji tezie, że jest to konkretny, mięsisty przegląd możliwości twórczych autora. Niekoniecznie The Best Of.

Komiksy znalezione na strychu to szorty, pochodzące w wielu pism i zinów. Kontakt to debiut Skutnika w AQQ, KKKomikkks pochodzi – a jakże z KKK, Komiks zamojski – z Zinia, a fragment serialowej Krainy Herzoga z KGB. Jest plansza z adaptacji Wiedźmina, której dla potrzeb Krakowskiego Klubu Komiksu dokonał Krzysztof Korzeniak, z zilustrował szereg znanych twórców, jest aqqowski Żywot Konstantego oraz wielokrotnie publikowany w Vormkfasie i Vormkfasie Classic Little Nemo in Slumberland, będący wariacją na temat historii Winsora McKaya. Są klasyczne dla starych wielbicieli gdańskiego zina komiksy Fourteen Fucking Ten i Seklapnijta. Jest jedyny komiks powstały we współpracy Mateuszów: Skutnika i Liwińskiego oraz Historia oparta na, co prawda makabrycznych, ale faktach, ukazująca ówczesny stosunek autora do kotów. Ściślej mówiąc: płaskich kotów. Są komiksy rysowane spontanicznie i wypieszczone. I jest to znakomite “brzydkie liternictwo” – znak rozpoznawczy Skutnika.

Na pierwszy rzut oka dużo tu chaosu. Ale jest to chaos do ogarnięcia, mimo braku wspomnianego prowadzenia za rączkę. Dla fanów Skutnika i wielbicieli staroci jest to pozycja obowiązkowa. Ja bawiłem się przy niej długo i znakomicie. I zdaję sobie sprawę z tego, że jest to wyświechtany frazes, ale jedyne, co mi się nie podobało to fakt, że album się skończył. Chcę więcej.  Komiksów znalezionych na strychu 2 albo Komiksów znalezionych w piwnicy. Autorze, wydawco: chcę.

Dominik Szcześniak



halfbum


strona 1 – 15 czerwca;

strona 23 – 5 lipca;

pół albumu przeleciało. Timestamp noted.

halfbum



the filing system for sketches


This is the most efficient way to file your sketches for ever and ever.

szkic_1

szkic_2

szkic_3



Bler tribute




10 Gnomes in Porto Petro



play



Rewolucje 6; recenzja Gonza


Nie jestem fanbojem Skutnika. Nie mam żadnego starszego tomu jego Rewolucji (nad czym w sumie ubolewam). LubięPana Blakiego (zwłaszcza ten pierwszy zeszyt, którego nie posiadam). Generalnie podoba mi się styl i fantazja gościa, ale cały czas nie mogę ogarnąć tego, że fizjonomie części jego bohaterów wyglądają jak dupy, a dotychczasowe kooperacje z Jerzym Szyłakiem raczej mnie odrzucały. Po czym okazało się, że razem z Szyłakiem zrobił nowy tom Rewolucji, a wydawca z dumą orzekł że to najlepszy z dotychczasowych tomów cyklu.

No cóż.

Lata całe bojkotowałem Szyłaka, zapoznając się z jego komiksową twórczością raczej z ciekawości, jakiego typu ruchania zawarł w swoim scenariuszu tym razem. Ale Rewolucje to Rewolucje, a i stosunek do szyłakowych płodów zaczął mi się zmieniać, bo w miarę szperania odkryłem parę różnych rzeczy co mi jednak pasowały.

Mateusz, o ile pamiętam, określił kiedyś fabułę jako pozbawioną tak zwanych ‘szyłakizmów’, co od razu rozwiewa wątpliwości. Wspólnie (o ile pamiętam) pisany scenariusz dopasowany jest w pełni do specyfiki serii, nie wychylając się poza ustanowioną konwencję, a dla odmiany wnosząc niespotykany w niej dotąd poziom zabawy strukturą dzieła.

Dygresyjne info dla tych, co nie czytali, a oczekują orgii i gwałtów grupowych: nie. Nie w tym komiksie. Tu jest po prostu porządnie skrojona historia. Jak chcecie dymania, to się zawiedziecie.

A więc jest story, jest statek, jest morze. Sama historia jest raczej na poziomie przyczynowo-skutkowym nieskomplikowana i można by ją streścić w trzech zdaniach. Co innego klimat i atmosfera. Pozorna prostota zawiera w sobie liczne przeplatające się wątki, stopniowane napięcie, tajemnice i makabryczną kulminację. O ile kojarzę to są odwołania do poprzednich tomów cyklu (lata temu czytałem, nie bijcie ale nie pamiętam, choć kinematograf wyłapałem). Z drugiej strony to trochę taka alternatywna historia Titanika, ożeniona z Hitchcockiem i filmami katastroficznymi z lat 70-tych. Mateusz sam mówi że ten cykl to takie trochę historie alternatywne, takich zapomnianych, zagubionych wynalazków. Tutaj akurat nie chodzi o wynalazek a o statek. Może miał on rejs przed Titanikiem, ale tajemnica związana z rejsem jest zbyt ponura, by zachowały się przesłanki o tym statku? Kto to może wiedzieć?

Równocześnie z fabułą, napięciem i przeplataniem wątków, wchłaniając ten komiks, zorientowałem się że mam do czynienia z jedną z najlepiej skonstruowanych od strony formalnej fabuł komiksowych, z jakimi miałem ostatnio do czynienia. Wątki mieszają się ze sobą w sposób niesamowicie płynny i przemyślany. Całość, jak już pisałem i mówiłem parę razy, jest dla mnie komiksowym odpowiednikiem filmu zrobionego w jednym ujęciu. Uwaga narratorów płynnie przechodzi z jednego bohatera na drugiego w momencie gdy obaj się mijają, by towarzyszyć mu do momentu, w którym zawiesi się na przykład na widoku z za burty, czekając na wschód słońca, by dalej śledzić rozwój wypadków podążając za kimś innym. To jest precyzyjne i świetnie dopracowane. Miałem po lekturze dziką frajdę z czytania go po raz drugi, co mi się rzadko zdarza, a potem przejrzenia po raz trzeci, analizując przejścia narracyjne, co mi się już w ogóle nie zdarza. Nie wszystko się dla mnie w pewnym momencie kleiło, ale wszystko jest na planszach i na kadrach, nic pomiędzy. To się naprawdę kapitalnie klei.

Inna sprawa że porywa bardziej sposób sklejenia, niż sama fabuła.

Świetnie całości dopełniają skutnikowe akwarele. Nie przeszkadzało mi że w sumie perspektywy nie są wymyślne, albo widać bohaterów z boku, albo w rzucie izometrycznym. Dużo bardziej podobało mi się użycie akwarelek niż wcześniej, a niebieska paleta barw świetnie pasuje do morskiego klimatu. Chętnie bym zobaczył kiedyś komiks Skutnika pacnięty w całości akwarelami, bez autlajnów. Pewnie takie są, a ja się kompromituję że nie znam, ale fajnie miesza barwy, różnicuje tym plany, po prostu mi się to podoba.

Generalnie morskie Rewolucje to dla mnie polski komiks roku 2011. Chwilę się zastanawiałem czy palma pierwszeństwa nie należy się Czasem, ale jednak Na morzu wywołało we mnie większe zaciekawienie.

Gonzo


« Previous PageNext Page »