Alicja, recenzja w Pro Arte
December 14, 2006
Lewis Carroll w XXXI wieku
Na pierwszy ogień – legenda polskich badań dotyczących teorii komiksu, Jerzy Szyłak. Tym razem w roli scenarzysty opowieści obrazkowej zatytułowanej Alicja, do której ilustracje wykonał znany z Rewolucji Mateusz Skutnik. Już w przedmowie Szyłak wspomina o literackich inspiracjach tej historii – Alicji w krainie czarów, co sugerować może sam tytuł, oraz Hamlecie. Rzecz się dzieje się w odległej przyszłości, bohaterką historii jest policjantka o imieniu Alicja, która podczas jednej z akcji znajduje przejście do innego świata. Dalsze wydarzenia przypominają senne wizje (pojawia się tam m.in. Ches, czyli nowa wersja Kota z Cheshire, a także scena z angielskiego teatru, na której wystawiana jest upiorna wersja dzieła Shakespeare’a), choć Szyłak zaklina się, że chciał uniknąć konwencji onirycznej. Skutecznie budują ją zresztą ciekawe ilustracje Skutnika utrzymane w kolorystyce burofioletowej.
Jako reinterpretacja i postmodernistyczna parafraza starej i znanej historyjki komiks jest w stanie się obronić. Jest bardzo sprawny warsztatowo – Szyłak w końcu doskonale zna reguły rządzące sztuką opowiadania nieruchomym obrazem – choć ma kilka poważnych mankamentów. Nie wiem czemu służyć ma przesycenie komiksu erotyką, co akurat w przypadku opowieści Szyłaka staje się manierą (przypominam choćby Szminkę, gdzie mieliśmy mocno przesadzony splot okrucieństwa i seksu). Do tego dochodzi umieszczanie całej akcji w roku trzy tysiące którymś tam – taki zabieg mierzi i najczęściej potrafi rozwalić fabułę dużo lepszą niż ta z Alicji. A jeśli idzie o samą fabułę, to szczerze mówiąc mam dość już „pasożytniczego” postmodernizmu, który zakłada, że wystarczy tylko zreinterpretować starą bajkę i powstanie wartościowe dzieło. Z tego też powodu komiks ten można potraktować chyba wyłącznie jako ciekawostkę, choć – trzeba przyznać – pod względem formy stoi on ponad przeciętnością.
Przemysław Zawrotny
Pro Arte, 4 (81) 2007
Rewolucje Syntagma: recenzja w Przekroju (Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006)
November 30, 2006
Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006
Rewolucje = rewelacje
Kończący się rok był wyjątkowo udany dla miłośników polskiego komiksu. Choćby dlatego, że doczekali się oni finałowych odsłon dwóch niezwykłych serii rodzimych autorów. Najpierw w marcu, po kilku latach oczekiwania, Marek Turek zakończył tetralogię ‘Fastnachtspiel’. Ostatni tom opowieści w perfekcyjny sposób dopinał wszystkie wątki i windował całość na bardzo wysoki, światowy poziom). Teraz natomiast doczekaliśmy się czwartego albumu z cyklu ‘Rewolucje’, który zamyka pierwszą serię opowieści z dziwnego i fascynującego uniwersum wykreowanego przez Mateusza Skutnika.
Ten doświadczony i uznany twórca komiksów (a także stron www, czy internetowych gier logicznych i zręcznościowych) w ciągu ostatniego roku udowodnił, że jest autorem płodnym i różnorodnym. W tym czasie ukazały się trzy albumy z jego rysunkami – ‘Blaki’, ‘Wyznania właściciela kantoru’, ‘Alicja’ – pokazujące szerokie spektrum stylistyk i technik, w których Skutnik czuje się swobodnie. Jednak największą swobodę zdradza w ‘Syntagmie’, najnowszym tomie ‘Rewolucji’.
Ta swoboda cechuje zresztą cały cykl. Jest w nim miejsce na humor, nostalgię, melancholię, akcję. Na walkę czucia i wiary ze szkiełkiem i okiem. Na podróże w czasie i przestrzeni oraz transcendencję. Na jego stronach krzyżują się podróżnicze i pełne niesamowitych wynalazków opowieści Juliusza Verne’a z fantastycznymi wizjami Herberta G. Wellsa, a nawet znajdziemy tam czającego się w morskich odmętach potwora a’la Lovecraft. To swoboda, od której czytelnikowi kręci się w głowie i brakuje tchu.
Podobne wrażenia sprawia tempo akcji czwartego tomu cyklu. W trzech poprzednich – ‘Parabola’, ‘Elipsa’, ‘Monochrom’ – poszczególne epizody toczyły się niespiesznie, tak by czytelnik zdążył nacieszyć się ich atmosferą, pooddychał specyficznym powietrzem oryginalnego świata przedstawionego na stronach komiksu. Teraz nagle dostała przyśpieszenia, którego nie powstydziliby się reżyserzy kina akcji z Hong Kongu. Na 54 stronach Skutnik wraca do wszystkich bohaterów cyklu, do jego najważniejszych miejsc i zawieszonych wcześniej wątków. Podsuwa rozwiązania zagadek, ale nie podaje wszystkiego na tacy, dzięki czemu chce się do ‘Rewolucji’ wracać, by ciągle szukać rozwiązania.
Reżyserzy z Hong Kongu nie powstydziliby się także brawurowego montażu, przy pomocy którego Skutnik buduję swoją epicką opowieść. Efektowny i efektywny, zaskakujący i błyskotliwy, a przede wszystkim funkcjonalny. Pozwala na swobodne łączenie wszystkich motywów, płynną zmianę miejsca akcji i ciągłe zaskakiwanie czytelnika. A scena strzelaniny z ‘Syntagmy’ powala, niektórych bohaterów wręcz dosłownie. Spokojnie można porównać ją ze słynnymi sekwencjami z ‘Nietykalnych’, czy ‘Człowieka z blizną’.
Ostatni tom pierwszej serii ‘Rewolucji’ stanowi doskonałe zamkniecie całości i czyni cykl wyjątkowym dziełem. Nie tylko w Polskim, ale i światowym komiksie. ‘Rewolucje’ to kolejny dowód na to, że właśnie komiks jest dziedziną kultury, w której do Zachodu nam najbliżej.
Szymon Holcman.
Alicja: recenzja w Gazecie Wyborczej
November 3, 2006
Wszyscy, którym ‘Alicja w krainie czarów’, klasyczna powieść Lewisa Carrolla, kojarzy się z radosnymi – mimo kilku dramatycznych momentów – przygodami małej dziewczynki w onirycznej krainie, w której postacie z talii kart rozgrywały swoją własną partię, mogą być poważnie zaskoczeni tym, co zaatakuje ich z plansz tego albumu. Najnowsze dzieło pomorskich twórców – scenarzysty, a zarazem teoretyka komiksu Jerzego Szyłaka i rysownika Mateusza Skutnika – poraża wymyślnym okrucieństwem, krwią wylewającą się z prawie każdego kadru i erotyczną żądzą kierującą działaniami bohaterów. Zadziwia także umiejętnym połączeniem nastrojów: goryczy alienacji w nieludzkim świecie i gryzącej ironii, bez której ta historia byłaby trudna do zniesienia. Szyłak zrobił z Alicji dużą dziewczynkę, wędrującą po okrutnym świecie, Skutnik wyposażył ją w fizyczne atrybuty, których nie powstydziłaby się Lara Croft czy inne bohaterki współczesnej komputerowo-wirtualnej ikonosfery i wpakował w sam środek krwawej rozgrywki pomiędzy dwiema armiami. Świat, w którym dzieje się nowa wersja historii o Alicji, to zaskakujące pod względem wizualnym połączenie Carrollowskiej klasyki – jest tu i kot z Chashire, jest i dwór z demoniczną królową – oraz elementów żywcem przeniesionych z cyberpunkowych opowieści, np. budzącego grozę swoim ogromem miasta czy poruszających się w powietrzu pojazdów.
Skutnik tym albumem potwierdza swoją klasę i opinię jednego z najbardziej oryginalnych polskich rysowników komiksowych. Udało mu się połączyć w harmonijną całość bardzo odległe od siebie elementy, nasycić to swoim charakterystycznym stylem, a na deser dorzucić jeszcze do wielu kadrów cieszące każdego miłośnika popkultury rodzynki cytatów i aluzji. Od razu rzuca się w oczy celnie wpleciony w akcję fragment ‘Hamleta’. Uważni czytelnicy doszukają się w niektórych kadrach postaci rodem z ‘Rewolucji’ i ‘Blakiego’ – dwóch popularnych cykli komiksowych autorstwa Skutnika, a unoszące się w powietrzu stwory robią wrażenie, jakby przyleciały z kadrów komiksowego klasyka Moebiusa. Czaru w tym komiksie sporo, ale raczej nie takiego, o który chodziło Carrollowi. Dzieło Szyłaka i Skutnika to opowieść dla dużych dzieci, wychowanych przez telewizję i pornografię. To 64 strony dobrej, krwawej zabawy.
Przemysław Gulda
Gazeta Wyborcza – X/2006
Rewolucje Syntagma: recenzje na forum gildii
forum gildia.pl
LJC:
przeczytałem z zapartym tchem. filozoficzno-sensacyjna fabuła spina tak wcześniejsze 3 części, że nie ma wątpliwości, że całość była zaplanowana z mistrzowską precyzją w porównaniu z poprzednimi wręcz sennymi częściami 4 niesamowicie przyspiesza, kapitalna zmiana rytmu. Jak dla mnie tym albumem Skutnik jednoznacznie pokazał, kto jest najlepszy w Polsce
Tyler Durden:
‘Rewolucje’ to mistrzostwo i bardzo się cieszę, że seria będzie kontynuowana. Gratulacje dla autora.
Julius Corentin A.:
hm, nie wiem jak to wszystko zebrac do kupy, pozwole sobie napisac ten teks na zasadzie luźnych myśli, w miere chronolicznie zebranych (albumowo chronolicznych)
scenariusz Rewolucji jest na tyle bogaty i zrożnicowany, ze obok historii smutnych, nostalgicznych, poprzez absurdalne trafiamy równiez na bardzo zabawne. absurdalną mozna nazwać chociażby historie kobiety, ktora ze względu na potrzebę kupuje z sierocińca drugie dziecko. czy nie przewidziala, ze mając do dyspozycji dwoje dzieci i jedno ubranko i tak skazuje drugie dziecko na smierć? po jej stoickim spokoju wnioskujemy, ze raczej nie zawracala sobie tym glowy. wazna byla wyprawka. a zabawne? to np. aluzja do dzisiajszych czasow i inernetu w postaci profesora z ambicją stworzenia sieci komunikacyjnej oplatającej caly glob. jak by tego malo jego nazwisko to.. Nett.
historie łączone są nietypowo.
‘przejściowki’ to element, ktory z pewnościa zapadnie czytelnikowi w pamieci. mozna by tu wymienic dwie podstawowe metody, ktorymi posluguje sie Mateusz:
pierwsza – ‘filmowa’, to plynne przejście jednej historii w druga, scena w scenę, gdzie po tym jak ‘nowy’ bohater/owie niezobowiazująco pojawia/ją sie w zakończeniu ‘starej’ akcji, zaczynamy sledzic jego/ich działania w kolejnych kadrach nowego wątku.
inna, juz typowo komiksowa metoda, bazuje na wlasciwościach nieruchomego obrazu. jest to uchwycenie graficznej specyfiki danego kadru i powtórzenie jej na początku nowej opowiesci. (szczegolnie efektowne w drugim tomie na 8 stronie, ale również motywem przejściowym bywa lampa lub latarnia – symbole oświecenia w Rewolucjach).
w historii ropoczynającej Elipsę widać bardzo dobrze mozliwości komiksu jako medium, jak również umiejętnosci wykorzystania tego medium przez autora.
obserwując chodząca po plazy i zbierającą muszelki postać czytelnik nie domysla się, ze wspoltworzący narrację monolog w tle nalezy do kogo innego. ta nietypowa zamiana ról, polączona z zaskakującym odkryciem (osoba, a raczej mistyfikacja osoby wołającej o ratunek to nie ofiara tylko kat) robią świetne wrażenie.
historia następna wyraźnie koresponduje z opowiścia o profesorze Nett’cie. po raz kolejny konfrontujemy dawną rzeczywistośc z obecną, widząc, ze to co uważaliśmy za nieosiągalne lub nietypowe w przeszlości – dzisiaj jest faktem, równie absurdalnym jak pierwotna idea. (związek podtrzymywany za pomoca telefonu, telegrafu. internetu, prowadzony na odleglość).
idealnie do tego komponuje sie wątek z opisem telefonu przenośnego, ktory moglby sugerować, ze niezaleznie od poziomu rozwoju, ludzkośc boryka sie z tymi samymi, losowymi problemami technicznymi.
w drugim tomie poznajemy dwie bardzo ciekawe postaci. (nawiasem mowiąc moje ulubione).
florian gustaw melnitzki gra pragmatycznego, racjonalnego naukowca, prywatnie natomist zajmuje sie medytacją i wydaje sie być czlowiekiem o bogatej duchowości. prawdopodobnie, paradoksalnie jego wiara w swiat zasad naukowych upadla w momencie, gdy zdolności pozwolily mu przewidziec bieg zdarzeń, oraz mieć gotowa odpowiedź na każdy problem. gustaw jest skromnym naukowcem, odczuwa poczucie winy spowodowane faktem wszechwiedzy. wszechwiedza go przytlacza. wraz z kolejną ciekawą osobistością świata Rewolucji – henrykiem napftą (oświecony, zdolny do cofania sie w czasie) odegra w tej powiesci wazną rolę.
Monochrom, trzeci z serii, stanowi pewną rewolucje.
typowy uklad zwartego albumu o wielu zasygnalizowanych wątkach zostaje zastąpiony osobnymi tytułowanymi historiami. moim zdaniem byl to udany zabieg, tymbardziej, ze każda z historii tego albumu ma swoją ograniczona paletę barw i ‘przejścia’ niekoniecznie byly tu uzasadnione.
dodatkowo ‘monochromatycznosć’ Kinematografu, czy Invertu sa formalnie uzasadnione. z calości wybija sie tylko nieco ‘chropowaty’, choć kolorystycznie rownież jednolity Rentagen.
poza kolorystyką (stonowaną, usystematyzowaną. w przeciewieństwie do poprzednich albumow operującą w większości pełnymi barwami) zwraca uwagę również rysunek. widac, ze autor zmienil nieco styl i te poszukiwania odpowiedniej kreski dla Rewolucji (o ile z czwarrtm tomem nie zostaly zakończone..) idą w dobrym kierunku. przede wszystkim jest coraz mniej niechlujności i przypadkowości (niedociągnięć – takimi je odbieram), ołowka w tle (co bardzo mnie irytowalo w poprzednich częsciach i nie wychodzilo na dobre). widać dbalość (w rozsądnych dawkach) o detal, a postaci nabrały wreszcie regularności. znacznej poprawie ulegly projekty twarzy.
fabularnie tom trzyma poziom poprzednich, a nastrojowy Kinematografi, pomyslowy Rentgen, czy formalnie nietypowy Invert to jedne z lepszych motywow calej serii. (moim zdaniem oczywiście)
widac takze, ze Skutnik ograniczyl ilośc slow na rzecz narracji obrazem i z racji tego, ze wyszlo mu to bardzo dobrze, uwazam – powien w swoich kolejnych pracach zachowac tą ‘oszczędnośc’.
co przynosi nam lektura ostatniej częsci?
żeby moze podtrzymać watek ‘techniczny’, zaczne od strony wizualnej.
rysunek przechodzi kolejną ewolucje, juz nie rewolucję. (czy przypadkiem nie rysowaleś Mateuszu tego albu innymi przyrządami? w Monochormie kreska ma stałą grubość, tu jej grubosć wydaje sie byc nieustannie modulowana). a oryginalny papier rysunkow po fakturze przywoluje na mysl papier pod akwarele, w każdym razie dalo to ciekawy efekt (czy może to filtr?).
kolorystyka również przeszla metamorfozę, jest intensywna, odważna, bardzo pastelowa i znowuż miejscami jakby pozbawiona tego manualnego, odręcznego charakteru (mam nadziej, ze w przyszlosci nie wyewoluuje to w technike komputerową)
jak wiadomo celem albumu bylo zebranie wszystkich wątkow do kupy.
w jaki sposob splataja sie one ze sobą?
za dlugo by to opisywac i zapsulo by to zabawe, każdy kto czytal ostatni tom wie. warto natomist zaznaczyć, ze nie wszystkie historie mają związek z glowna opowiescią (historię Rentagena dla przykladu z glownym wątkiem lączy osoba wojskowego przeprowadzającego eksperymenty na przemian z przesluchaniem napfty) i zazwyczaj slużą przedstawieniu bohaterow cyklu, jak to zostalo napisane na odwrocie jednego z albumow – w kluczowyc momentach ich zycia. i oczywiście w rewolucyjnym duchu.
akcja Syntagmy jest wartka, w niczym nie przypomina poetyckich opowisci poprzednich tomow. kluczem do sukcesu bylo tu opowiedzenie dosyc skomplikowanej fabuły, rozgrywającej sie na krotkim odcinku czasu z perspektywy kilku bohaterow. nie bylo by to mozliwe, gdyby nie spora ilosc osob zamiesznych w intryge. pomimo takiego skondensowania informacji, danych, czytelnik orienetuje jak przebiega fabuła i kto akualnie jest narratorem. wersje pokrywają sie, a raczej uzupelniają.
wraz z gęstościa scenariusza, rozdrobnieniu ulegly kadry, co również stanowi pewną nowość dla serii.
z lektury wynika, ze wynalazki w największym stopniu wplywaja na zycie swoich tworców, a nie ogolu, dlatego Rewolucje nie nalezy traktowac jako alternatywną opowieśc o uszczęśliwianiu swiata postepem technologicznym, ale jako historię jednostek, ludzi zwykle niedocenionych, dotkniętych pewną chorobą, czy tez obsesją, ktora karze wbrew logice dazyć do okreslonego celu.
obsesja ta jak sie okazalo ma decydujący wplyw na ich życie, daleko większy niż samo zagadnienie ktorym sie zajmowali, a w kilku przypadkach wyszla poza ramy naukowego poznania.
Rewolucje Syntagma: recenzja w Premierach
Magazyn ‘Premiery’, Numer 18, listopad 2006
Wielcy odkrywcy – marzyciele powracają raz jeszcze
To już czwarty tom serii ‘Rewolucje’ Mateusza Skutnika, jednego z najbardziej wyrazistych twórców opowieści rysunkowych. Komiksy Skutnika to połączenie oryginalnej grafiki z niebanalnymi fabułami. Podobnie jak poprzednie części tego cyklu ‘Rewolucje – Syntagma’ opowiadają o świecie alternatywnym do naszej rzeczywistości, w którym rewolucja przemysłowa przełomu wieków osiągnęła inne, od znanych nam wyniki. Można powiedzieć, że cykl ten to steampunk po polsku. Jednak Skutnik sięga po ten gatunek fantastyki nie tylko po to by bawić czytelnika, ale przede wszystkim po to aby zadać fundamentalne pytanie o granice nauki i technologicznego postępu.
Jeżeli dotychczasowe części tej serii jeszcze was o tym nie przekonały, przeczytajcie ‘Syntagmę’. Album ten zbiera motywy przewijające się przez poprzednie tomy. Przekonamy się co stało się z rękopisami spisanymi przez człowieka owładniętego atakiem geniuszu, odkryjemy wreszcie sens ekstatycznego tańca derwiszy, a przede wszystkim poznamy tajemnicę magnetycznego bieguna ziemi.
Skutnik w tym komiksie połączył nie tylko wątki, ale zderzył ze sobą postacie, które w pozostałych trzech albumach do tej pory pełniły role drugoplanowe. Zmuszając czytelnika do sięgnięcia po poprzednie części, autor udowadnia, że ‘Rewolucje’ to dzieło kompletne i nie ma w nim miejsca na przypadek.
Karol Konwerski
Rewolucje Syntagma: recenzja w Esensji
magazyn Esensja; www.esensja.pl
Konsekwencja w zestawieniu
Mateusz Skutnik zamyka wewnętrzny cykl w ‘Rewolucjach’. W ‘Syntagmie’ łączy pozornie niezwiązane ze sobą wątki w spójną, logiczną całość. Tworzy opowieść pełną niekonwencjonalnych rozwiązań i niebanalnych pomysłów. Dowodzi faktu, że jest twórcą potrafiącym ogarnąć wiele, nie popadając w przesadę, nie tracąc drobiazgowo zbudowanego klimatu poszczególnych opowieści.
Czwarty tom ‘Rewolucji’ jest swoistą klamrą spinającą wiele pojawiających się wcześniej wątków. W ‘Syntagmie’ spotyka się masa bohaterów, którzy obecni w poprzednich albumach wydawali się być sobie zupełnie obcy. Jednak wymowa podtytułu jest prorocza. Fakty i postacie istniejące w cyklu są ze sobą nierozerwalnie związane, ale te połączenia, nić subtelnych zależności zostają ujawnione przez autora dopiero w tym albumie.
Nic nie jest bez znaczenia. Wszystko co zostaje przedstawione ma sens i wpisuje się w główną wymowę opowieści. Na szczególną uwagę zasługuje umiejętna gra czasem przedstawionym. Skutnik brawurowo rzuca swoich bohaterów w zmienną czasoprzestrzeń. Wydarzenia owiane tajemnicą we wcześniejszych tomach, wyjaśniają się w ‘Syntagmie’. Każdy element cyklu ma swoje miejsce i w połączeniu z innymi układa się w bardzo spójną, logiczną i konsekwentnie, choć nieco fragmentarycznie, opowiedzianą historię.
Skutnik nie ma skrupułów. Świat ‘Rewolucji’ jest światem strasznym, pełnym przemocy i wyrafinowania. Wynalazki wykorzystywane są często w zły sposób i służą szemranym interesom wąskiej grupy ludzi. Wynalazcy często są niedoceniani, a ich odkrycia obracają się przeciwko nim.
Graficznie album jest bardzo dopracowany. Skutnik zadbał (w końcu) o usunięcie ołówkowych linii pomocniczych i bardzo dokładnie nałożone kolory. Ale przede wszystkim na podziw zasługuje bardzo konsekwentnie prowadzona narracja. Autor pokazuje akcję z kilku punktów widzenia, umiejętnie zmieniając narratorów, dzięki czemu historia jest kompletna i płynna. Nie ma przestojów, których ewentualnym pojawieniu się zapobiegają właśnie nieustanne zmiany w prowadzeniu historii. Jednocześnie ‘Syntagma’ pokazuje jak istotną rolę w narracji odgrywają rysunki, a także konstrukcja plansz i wzajemne współgranie kadrów.
‘Rewolucje: Syntagma’ to komiks kompletny. Jednak dopiero wtedy gdy zestawia się go z wcześniejszymi tomami. Bo jedyną wadą wydaje się być zbyt duża hermetyczność tego albumu. O ile poprzednie części dało się czytać osobno, o tyle czytelnik nie znający ‘Paraboli’, ‘Elipsy’ i ‘Monochromu’ nie będzie mógł w pełni odczuć wszystkich sensów obecnych w ‘Syntagmie’. Czy to jednak faktycznie wada?
Daniel Gizicki.
Rewolucje Syntagma: recenzja Gazeta Wyborcza
Gazeta Wyborcza 20 listopad 2006, poniedziałek:
Skutnik od początku trzymał za sznurki
Gdański rysownik komiksowy wydał właśnie czwarty album z serii ‘Rewolucje’, zatytułowany ‘Syntagma’. W zaskakujący sposób domyka on wątki rozpoczęte w poprzednich częściach.
Cykl pełnowymiarowych albumów gdańskiego rysownika i scenarzysty Mateusza Skutnika, zatytułowanych ‘Rewolucje’, wydawał się przez trzy kolejne tomy zbiorem odrębnych historii, czasem realistycznych, czasem uciekających niespodziewanie w krainę zmyślenia. Można było odnieść wrażenie, że są one połączone w zasadzie tylko specyficznym klimatem i miejscem, w którym się rozgrywały. Były nastrojowe, czasami wręcz poetyckie, były zarazem osadzone w niezwykłym świecie, bliskim krainom z takich gatunków fantastyki jak steam-punk (to przede wszystkim za sprawą różnego rodzaju zaskakujących urządzeń i skomplikowanych mechanizmów, którymi zapełniał Skutnik kadry swojej serii) czy historie alternatywne (to za sprawą prawdziwych postaci, choćby Maria Curie-Skłodowska, czy miejsc – jak np. gdańska Złota Brama – pojawiających się tu epizodycznie i w kontekście nieco oderwanym od swego miejsca w tej wersji historii jaką uznaje się za prawdziwą). Były jednak – przede wszystkim – mocno zagadkowe.
Do dziś. Bo właśnie ukazał się album, będący finałowym epizodem tej serii. Album, który udowadnia, że ten brak związku między poszczególnymi opowieściami był tylko pozorny, a przekonanie, że autor opowiada tylko oderwane od siebie epizody – mylne. Skutnik od początku trzymał za sznurki, z których utkane były te opowieści i czekał tylko na moment, żeby za nie pociągnąć. Zrobił to na kadrach swego najnowszego dzieła. Okazuje się, że wszystkich bohaterów łączy jeden cel, a prawie cała akcja poprzednich albumów nie bez powodu dzieje się w świecie nauki i racjonalizmu.
Po przeczytaniu ostatniego tomu, ‘Rewolucje’ zaskakująco okazują się niezwykłą realizacją jednego z ważnych toposów literatury fantastycznej, próbą odpowiedzi na pytanie o relacje między rozumem a wiarą albo doświadczalną wiedzą a oświeceniem. Skutnikowi udaje się uniknąć banału, zostawiając jednocześnie czytelnikowi sporo miejsca na własną interpretację: choć wiele tajemnic się wyjaśnia, czytelnik, zamykając ten album, nadal ma głowę pełną pytań.
Przemysław Gulda
Squirrel Harvest
November 2, 2006
Get your grip on – we’re harvesting acorns in this nutty squirrel adventure. Help the squirrel collect as many acorns as possible in the time allotted. Stay away from falling bugs. It’s a fun harvest time! by moving your mouse up and down you change a squirrel’s position on the bamboo tree, then by clicking you release a claw to get acorns. Good luck.
rewolucje 4: Syntagma
October 27, 2006
Rewolucje: Syntagma
scenariusz i rysunki Mateusz Skutnik
see sample pages
Czwarty tom jednej z najciekawszych – zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunku – polskich serii komiksowych ostatnich lat. Alternatywny świat retro, jaki przedstawia Skutnik, fascynuje nawet wtedy, gdy opowiada o rzeczach z pozoru trudno zrozumiałych.
Wszystkie niewyjaśnione dotąd wątki zostaną na kartach tego komiksu doprowadzone do końca. Losy wielu bohaterów pojawiających się w na pozór niezwiązanych ze sobą historiach nagle skrzyżują się, gdy w ręce Felixa Hausdorffa trafi rękopis spisany przez człowieka dotkniętego atakiem geniuszu, a akcja nabierze tempa wraz z rosnącą liczbą zainteresowanych tym tajemniczym tekstem osób i instytucji. Fascynująca lektura dla czytelnika lubiącego myśleć i potrafiącego docenić oryginalną wizję świata.
- Wydawnictwo: Egmont
- Rok wydania polskiego: październik / 2006
- Liczba stron: 54
- Format: A4
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Dystrybucja: saloniki, księgarnie
- Cena z okładki: 24,90 zł;
Recenzje Albumu:
« Previous Page — Next Page »