Submachine Card Game, recenzja w Magazynie Plansza


Retro, taktyka i klaustrofobia.

Siedzisz przy stole, a zamiast chipsów i coli przed tobą rozkłada się labirynt. Pokręcony, klaustrofobiczny, retro-abstrakcyjny labirynt jak escape roomie, tyle że wyjść może tylko jedna osoba. Czujesz? Na pierwszy rzut oka można pomyśleć: „o, domino”, ale nie daj się zwieść – pod tą pozorną prostotą czai się solidny, taktyczny tytuł z klimatycznym pazurem.

Witaj w maszynie.

Submachine to kompaktowa, kieszonkowokarciana przygoda autorstwa Mateusza Skutnika, w której 2–5 graczy wspólnie buduje labirynt pokoi, ale każdy kombinuje, żeby to właśnie on pozbył się kart jako pierwszy. Gra bazuje na legendarnej serii komputerowych przygodówek, które od 2005 do 2015 roku karmiły nasze mózgi
logicznymi zagadkami i fabularną enigmatycznością. Po kapitalnym remasterze z 2023 na Steamie, Submachine wróciło na salony, a teraz robi to samo na stołach. I robi to z klasą.

Mechanika jak szwajcarski zegarek postapo

Mamy dwa rodzaje kart: 64 to pokoje, reszta (36) to funkcje specjalne. Ilustracje są minimalistyczne, ale bardzo klimatyczne – w sam raz dla fanów surowej estetyki Submachine. Każda karta ma swoje ikonki i oznaczenia, które szybko można zapamiętać i łatwo rozpoznać. Tury są szybkie i pełne decyzji. Każdy z graczy
zaczyna z 9 kartami. Rozgrywka zaczyna się, gdy ktoś zagra pierwszą kartę pokoju, rozpoczynając budowę wspólnego labiryntu. Od tej pory gracze dokładają kolejne karty pokoi – ale tylko tam, gdzie na obu kartach zgadzają się otwarte drzwi, wysunięte drabiny i puste ściany. Wszystko musi pasować.

Do tego dochodzą karty funkcyjne i tu zaczyna się zabawa. Mamy dwie główne grupy: nakładkowe, które modyfikują przestrzeń na planszy, i jednorazowe, które zagrywa się z ręki i po użyciu lądują na stosie kart odrzuconych (albo przed graczem, jeśli mają efekt opóźniony). To dzięki nim labirynt żyje, przekształca się
i zaskakuje.

Karty funkcyjne to sól tej gry – z nich rodzą się nieoczywiste decyzje, blokady i ratujące otwarcia.

Regrywalność? O tak!

Tutaj naprawdę czuć potencjał na dziesiątki partii. Układ labiryntu nigdy nie będzie taki sam, kombinacje funkcjonalnych kart potrafią zmieniać przebieg gry, a do tego dochodzi tryb solo – idealny, żeby przetestować własne zdolności planowania w pojedynkę.

Submachine to gra, która nie zawodzi. Początkowo wygląda jak domino, ale pod maską ma całą maszynownię możliwości. Jest w niej klimat, jest wyzwanie, jest regrywalność. I co najważniejsze – ma duszę. Taką lekko pękniętą, pokrytą kurzem i z notatką „Don’t trust anyone” wciśniętą między karty.

Dla mnie – absolutny must have. Tytuł, który trafia na półkę gier szybkich i dobrych, bo daje dokładnie to, czego szukam w grach planszowych: taktykę i uczucie, że właśnie zrobiłem coś sprytnego.
p

[source]