Morfolaki, tom 1, recenzja na Avatarae


Avatarae Numer 3(15)/2004

Morfologia strachu

Skutnik to bardzo charakterystyczny autor i wielki indywidualista. Znamy go chociażby z ‘Rewolucji’ publikowanych niegdyś w Esensji. Jego rysunki są brzydkie, pokraczne, lecz nie brzydotą infantylną, nie brzydotą dziecinnej kreski, jak u Niewiadomskiego, lecz zamierzoną, dopracowaną, dopieszczoną brzydotą, która jest istotnym elementem własnej wizji artystycznej. Takie ‘nieładne’ rysowanie ma jedną wielką zaletę – dobrze nadaje się do oddania pewnego konkretnego charakteru historii, dużo lepiej buduje nastrój niż standardowe, uniwersalne i poprawne rysunki. Z takim właśnie współgraniem treści i formy mamy do czynienia w ‘Morfołakach’.

Świat ‘Morfołaków’ jest mroczny, zapuszczony zielskiem i zabobonami. Jest pełen magii, ale nie w wydaniu fajerwerkowo-potterowym, ale tej czającej się w ludowych podaniach, w przesądach, w opowieściach szeptanych po zmroku do ucha przestraszonej młodszej siostrze. Tutaj naprawdę coś ci rośnie w gardle, gdy widzisz, że słońce już zachodzi i nie zdążysz do domu przed zapadnięciem ciemności. To świat dekadenckiej arystokracji, biednych rybaków i wiktoriańskich naukowców. Tutaj łatwo spełniają się marzenia, lecz jeszcze łatwiej dopada cię pazur złego. A złe nie jest wcale wyblakłe i względne, lecz namacalne i przerażające.

Autorzy serwują nam zbiór opowieści z tego tajemniczego świata, przybliżając powoli jego struktury i hierarchie. Niektóre z nich są naprawdę pomysłowymi perełkami (jak np. historia prawego rybaka z początku albumu, czy szokujące poczynania krawca i zaskakujący finał jego zlecenia), inne w ciekawy i odkrywczy sposób pokazują wyświechtane zdawałoby się motywy (‘Skóry’), niemal każda skłania do głębszej refleksji (poruszająca ‘Avril’, w której jedyny raz wspomniane są tytułowe morfołaki), większość przeraża… Nie dziwota, że w pierwszej i ostatniej historii pojawia się postać kolumny-diabła, górującego nad całym tym światem, jakby uśmiechając się szyderczo zagarniał cały album dla siebie. Scenarzysta Skrodzki odwalił tutaj kawał dobrej roboty, a rysunki Skutnika idealnie dopełniły jego zamysły. Na szczęście nowo narodzony motyl, zamykający pierwszy tom ‘Morfołaków’, tchnie nie tyle niepewnością ustalonych praw świata, na których nie można polegać, co nutką nadziei i optymizmu.

Jest parę mniej udanych pomysłów, jak np. krótkie ‘Licho nie śpi’, czasem kadry są niewyraźne albo nieciekawe przez zbytnie uproszczenie, ale ogólnie album prezentuje się bardzo dobrze. I z pewnością nie jest on adresowany do zwolenników Spider-Mana czy lekkiej rozrywki. Chętnie sięgnę po kolejny tom ‘Morfołaków’ i liczę, że nie będzie to tom ostatni.

QbaT