Rewolucje Monchrom, recenzja na Avatarae


Avatarae, Numer 5-6(29-30)/2005

Rewelacje

Do naszych rąk trafia trzeci już tom ‘Rewolucji’, interesującego projektu Mateusza Skutnika, który za pomocą niebanalnej formy i treści bada miejsce nauki w kulturze, społeczeństwie, jak i w życiu pojedynczego człowieka. W swoim świecie, który jest wykrzywionym nieco odbiciem naszego z czasów rewolucji technicznej przełomu wieków (choć nie czuje się bardzo tym etapem naukowym ograniczony), zadaje trudne nierzadko pytania i skłania do myślenia.

‘Monochrom’ to zbiór krótkich form, raczej niezależnych, nie połączonych już nawet zewnętrznie, jak to bywało w poprzednich częściach. Skupiają się one na wynalazcach i badaczach, ukazując ich w specyficznym kontekście i atmosferze znanej już z poprzednich części. Pokazują one niejedno oblicze nauki. Jej tajemnice, które nigdy nie zostaną odkryte, jej zaborczość i zachłanność, odbierającą badacza światu, jej bezlitosność i skłonność do uprzedmiatawania ludzi, w końcu jej czar i niesamowitość potęgi ludzkiego umysłu.

Autor w zadziwiający sposób wokół prostej i krótkiej fabuły potrafi utkać tak przenikliwą i oddziałującą atmosferę, że czytelnik musi poddać się jej urokowi. Tak jest np. z tytułowym ‘Kinematografem’, który opowiada historię odkrycia kinematografu. Ta prosta i smutna, nienachalna opowieść na długo we mnie zostanie. Ale oprócz silnego, emocjonalnego odcisku w pamięci stawia też istotne pytania o wartość i znaczenie nauki. I poniekąd daje wskazówki co do możliwej odpowiedzi. Nie do końca wiem, jaki jest cel ‘Bieguna’, ale raz – nieźle zaskakuje czytelnika, umiejętnie budując nastrój, by później zostawić go zdezorientowanego, a dwa – jest tu ładnie ujęte w formę proste spostrzeżenie, które nie może nie wywołać u odbiorcy uśmiechu satysfakcji. ‘Invert’ to dziwaczny, trzystronicowy eksperyment, który można chyba odebrać jako absurdalność i bezsensowność niektórych ścieżek nauki. Warto też zauważyć, że żaden z dwóch światów nie jest do końca normalny, obydwa mają wywrócone fragmenty. Jaka z tego konkluzja? ‘Rentagen’ jest dość drastyczną historią badań nad promieniami X, która mimo oczywistej z początku oceny sytuacji pozostawia czytającego w niepewności i moralnym niepokoju, bawiąc równocześnie zgrzytającą dysproporcją technicznego zaawansowania środków i celu. Zabijcie mnie, ale nie łapię ‘Derwiszów’, może mam braki w wykształceniu historycznym albo słabo kojarzę. Sam pomysł, jak często u Skutnika, groteskowy, ale mocno intrygujący, a ostatnia strona odnosi się chyba do rewolucji bolszewickiej, ale jak to wszystko połączyć – nie mam pojęcia… Kończący album ‘Eksperyment’ to już luźny, nieskomplikowany żart, moim zdaniem trochę odstający od reszty.

Bardzo lubię Skutnika, zarówno w jego mrocznym, metafizyczno-wiejskim wydaniu (‘Morfołaki’) jak i tym bardziej miejsko-naukowym. Co prawda pierwszy album serii nie przypadł mi szczególnie do gustu (pewnie za mało zrozumiałem), ale ‘Monochrom’ na pewno na długo zostanie w mojej pamięci. Autor potrafi za pomocą kilku oszczędnych zdań i zabiegów formalnych zbudować naprawdę wciągający świat o ogromnej sile oddziaływania. Niektórych mogą odstręczyć charakterystyczne, karykaturalne i zupełnie odrealnione postacie Skutnika, ale jeśli przeskoczy się ten próg, to można zobaczyć, że kreska ta bardzo pomaga w tworzeniu niepowtarzalnej atmosfery świata Rewolucji. A naprawdę warto się w ten świat zagłębić.

QbaT.



Rewolucje Monochrom, opinie Zbojcerzy


Zbójcerze na esensja.pl

Daniel Gizicki:

Ja nie wiem jak to jest, ale za każdym razem przemawia do mnie magia tego komiksu. Bardzo ładnie pokolorowane rysunki, ciekawe ujęcia a przede wszystkim przemyślane, interesujące i doskonale skonstruowane fabuły! Kto nie kupi ten trąba!

Konrad Wągrowski:

Z numeru na numer ‘Rewolucje’ stają się coraz lepsze. ‘Monochrom’ zachwyca spójną koncepcją kolorystyczną, coraz bardziej rozwiniętą i dopracowaną fabułą – to już nie humoreski, to pełnoprawne historie. A na dodatek pomysły i wizjonerskie wykorzystanie prawdziwych wydarzeń z początku wieku każe nazwać ‘Monochrom’ intelektualnym wyzwaniem.

Artur Długosz:

Pamiętam moje pierwsze wrażenie z zetknięcia się z ‘Rewolucjami’ Mateusza Skutnika. Pamiętam, bo niewiele komiksów jest w stanie coś takiego ze mnie wydobyć. Czytając ‘Monochrom’ przekonałem się, że oryginalność komiksów Mateusza nadal działa. Czas zdecydowanie służy autorowi. Plastyka stała się bogatsza, fabuła głębsza, lepiej przemyślana. Niecodzienny komiks nie dla każdego, ale kto się w nim odnajdzie zrozumie jeszcze jedno oblicze sztuki komiksu.

Marek Turek:

Bez jakichkolwiek kompleksów w stosunku do komiksów zagranicznych z najwyższej półki. Rewelacyjne kolory i świetne, przemyślane scenariusze, czyli coś, czego podobno brakuje krajowym komiksom (rewelacyjne: ‘Kinematograf’ i ‘Invert’).

Tomasz Kontny:

W tym albumie nie ma słabych historii. Jedna autentycznie wzrusza, inna zabiera na odległą, tajemniczą wyprawę, jeszcze inna bawi… Zamierzałem nawet wymienić co i dlaczego przypadło mi do gustu, ale skończyłoby się na opisaniu 3/4 albumu, więc jedynie z całego serca polecam. Wizualnie ‘Monochrom’ nie przeskakuje znacząco dorobku poprzednich albumów, ale tym razem scenariusze połączyły się w doskonałą całość z plastyką cyklu. Fantastyczny komiks.



Rewolucje Monochrom, recenzja na Esensji


Esensja – www.esensja.pl

Monochrom

Wydawnictwo Egmont uraczyło nas trzecim albumem Mateusza Skutnika z cyklu ‘Rewolucje’. Nosi on tytuł ‘Monochrom’, a komiksy w nim zawarte są w większości kompozycjami opartymi na grze odcieni jednej barwy lub jej podporządkowane. Monochromatyczne kolory doskonale współgrają z niebanalnymi, bardzo trudnymi do interpretacji historiami…

Skutnik jest twórcą bardzo konsekwentnym. Narzucając sobie jakieś ograniczenie, stara się go nie przekraczać. Tu ramą jest właśnie monochromatyczność. Ale autor zostawia sobie pewną furtkę dającą możliwość zastosowania pełnej gamy kolorów. Bowiem gra odcieni jednej barwy towarzyszy tylko rzeczywistości wynalazców i odkrywców! Większość historii w albumie opowiada właśnie alternatywne wersje powstania niektórych wynalazków oraz odkryć. To koresponduje z tytułem komiksu, wszak ‘Rewolucje’ odnoszą się tu zarówno do rewolucji technicznej, jak i światopoglądowej.

Doskonale widać to w otwierającym album komiksie ‘Kinematograf’. Synchronizacja fabuły i kontrolowania kolorów jest tu iście mistrzowska! To bowiem tok historii wymaga pojawienia się koloru na planszach. A sposób doprowadzenia fabuły do momentu zamknięcia to majstersztyk. Natomiast biegłość autora w posługiwaniu się farbami najlepiej ukazuje historia ‘Biegun’; można zaryzykować stwierdzenie, że obok ‘Mikropolis’ Wojdy i Gawronkiewicza jest to najlepiej pokolorowany polski komiks.

Skutnik mimo rewolucyjnego sztafażu jest momentami bardzo blisko nurtu komiksu obyczajowego, którego wciąż brakuje w naszym kraju. Jednocześnie narracja komiksowa nie ma przed tym twórcą tajemnic. Potrafi on bowiem stworzyć bardzo sugestywne sekwencje pozbawione warstwy werbalnej. Autor zabawia się również z czasem biegnącym w przedstawianym świecie, zarówno w osobnych fabułach, traktujących o wynalazcach z owym czasem eksperymentujących, jak i pomiędzy historiami (nawet tymi znajdującymi się w poszczególnych albumach), wskazując, że następstwo zdarzeń jest względne, że wszystko może dziać się równocześnie.

Warstwa fabularna to również pokaz wirtuozerii autora. Do wspomnianej wyżej bliskości do nurtu obyczajowego oraz zabawy z czasem dochodzą subtelne gry fabularne w obrębie poszczególnych historii. Często zdarza się, że aby właściwie zrozumieć daną fabułę i poznać przyczyny działania bohaterów, trzeba analizować najdrobniejsze szczegóły kadrów. Często bez właściwego kontekstu historie wydają się niezrozumiałe, lecz wnikliwa obserwacja i wyczulenie na wszelkie niuanse języka komiksu pozwalają odnieść właściwe wrażenie i wejść w rolę czytelnika idealnego, który rozumie wszystko i dostrzega wszystkie odniesienia. ‘Rewolucje’ nie są komiksem łatwym, wręcz przeciwnie. Są zdecydowanie skierowane do czytelnika dojrzałego, niebojącego się intelektualnych wyzwań ani prób poszukiwania kilku możliwości interpretacji.

Album ten ma bardzo mało minusów. Historia ‘Derwisze’ jest urwana; można podejrzewać, że będzie ona preludium do wydarzeń w następnych tomach serii. Nie przypadła mi do gustu również ostatnia strona okładki. Nie muszą się również podobać onomatopeje stosowane przez Skutnika. Jednak minusów jest na tyle mało i są one tak drobne, że praktycznie niezauważalne. Dlatego ‘Rewolucje: Monochrom’ to komiks bardzo, bardzo dobry, ale nie mogę polecić go każdemu. Zdecydowanie nie. Polecam ten komiks tylko tym, którzy lubią dzieła inteligentne, o wysmakowanej formie graficznej. Bo aby właściwie zrozumieć ‘Rewolucje’, trzeba mieć spory bagaż lekturowy oraz niezłe obycie w języku komiksu. Jest to komiks prawie wybitny, ale obawiam się, że może nie znaleźć odpowiedniego poklasku na naszym wątłym rynku komiksowym. Może trzeba spróbować wydać go na innych (europejskich i amerykańskim) rynkach?

Daniel Gizicki



Rewolucje Monochrom, recenzja w Gazecie Wyborczej


Gazeta wyborcza Trójmiasto, środa 8 czerwca 2005

Derwisze na Długiej.

Pod Złotą Bramą zgromadzili się derwisze. Krążą beznamiętnie wokół własnej osi, nie zwracając uwagi na otoczenie. Albo padną z wycieńczenia, albo zgromadzą taką ilość energii, która tajemniczym spiskowcom może posłużyć do niecnych celów.

Na szczęście dla policji, straży miejskiej, prezydenta i wszystkich mieszkańców miasta, wszystko dzieje się pod jakąś inną Złotą Bramą, na jakiejś innej ulicy Długiej. Spiskowcy realizują swoje zagadkowe plany w jakimś innym Gdańsku. Bo wszystko dzieje się w komiksie gdańskiego rysownika Mateusza Skutnika, którego akcja toczy się w jakimś innym świecie, po jakiejś innej stronie rzeczywistości, w jakichś nieznanych, zakurzonych zakamarkach czasoprzestrzeni. Tam, gdzie nikt nigdy nie dotarł, tam gdzie toczy się jakaś osobna historia, być może zupełnie samodzielna i autonomiczna, a być może będąca krzywym odbiciem tej, którą znamy z własnego świata. Będąca niezdarną karykaturą wielkich wydarzeń, będąca jak przerysowane złamanym patykiem na mokrym piasku zdjęcia z pierwszych stron gazet, będącą odbitą na popsutym powielaczu kopią ważnych dokumentów, traktatów i aktów kapitulacji. W tym świecie ludzkie twarze mają niepokojące rysy – jakby skrzyżowanie mysich pyszczków i skórzanej piłki do palanta, w tym świecie w znane nazwiska wciskają się dodatkowe litery, zmieniając je nieznacznie, w tym świecie każda maszyna ma jakieś dodatkowe przyciski, korbki i pokrętła o niewiadomym przeznaczeniu.

W świecie Skutnika wszystko jest jakby trochę znane, ale jednocześnie trochę inne, jakby cała rzeczywistość przechyliła się trochę w bok i tak już została. Jak w zepsutym odbiorniku radiowym, gdzieś w środku ponurego pustkowia, gdzie żadna ze stacji nie odbiera wyraźnie, a te głosy, które słychać, nakładają się na siebie, więc można zrozumieć tylko urywki zdań.

Skutnik w swoim komiksie przedstawia takie właśnie urywki opowieści o innym świecie – krótkie epizody, nie łączące się w zasadzie ze sobą. Trzeci album cyklu – zdecydowanie najlepszy – opowiada przede wszystkim o odkrywcach i wynalazcach, ujawnia kulisy zdarzeń, które – wydawać by się mogło – są dokładnie poznane i opisane w książkach od historii. W świecie Skutnika ta książkowa wiedza okazuje się jednak przeterminowana i fałszywa. Najlepszy przykład to pierwsza, najbardziej fascynująca i poruszająca, opowieść tego albumu – alternatywna historia wynalezienia kinematografu. Autor w kilku kreskach, w pozornie chaotycznym zawijasie na jednym z kadrów, pokazuje tęsknotę za wielkim odkryciem, za przełamaniem słabości własnej wyobraźni i pomysłowości. A zaraz potem zderza je z przytłaczającym smutkiem po utracie kogoś, kto był prawie niezauważalny, ale bez jego delikatnego wsparcia, nie udałoby się nic.

Delikatne i łagodne rysy bohaterów Skutnika, w połączeniu z jego graniczącą z zajadłością precyzją w odtwarzaniu szczegółów architektury, a także skomplikowanych maszyn i urządzeń, nadają wiarygodności temu zdumiewającemu światu. A monochromatyczne barwy – każda historia kolorowana jest w innej tonacji – są znakomitą, plastyczną metaforą emocji i nastrojów, których pełne są te opowieści.

Przemysław Gulda

Dla Gazety –

Dr hab. Jerzy Szyłak

Naukowiec specjalizujący się w teorii komiksu, wykładowca filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim:

Moim zdaniem Mateusz Skutnik jest w tej chwili najciekawszym polskim rysownikiem komiksowym – być może udałoby się znaleźć kogoś lepszego pod względem technicznym czy artystycznym, ale Skutnik jest najbardziej świadomym tego, co chce robić. W swoich kolejnych pracach konsekwentnie rozwija swój własny pomysł na komiks. Jest prawdziwym autorem, w pełnym znaczeniu tego słowa: samodzielnie czuwa nad wszystkim. Bardzo podoba mi się jego pomysł na kreację świata, np. te wszystkie przestylizowane ludzkie postacie, które są istotami zawieszonymi między realnością a światem symbolicznym. To pozwala mu przechodzić swobodnie między znaną nam rzeczywistością a wymyślonym światem. Ważne jest też to, że w jego pracach wyraźnie widać, że komiks nie musi być szybki i obfitujący w wydarzenia, że zdolny twórca może z powodzeniem sterować tempem opowiadanej historii i znajdować w niej miejsce na uczucia, którymi ‘Rewolucje’ wprost kipią.



Rewolucje Monochrom, recenzja w Przekroju


Przekrój nr 26/3131, 23 czerwca 2005

Wynalazki

Trzecia część rewolucji, czyli komiks autorski po polsku.

Europa ma fantastyczną tradycję niekomercyjnego komiksu autorskiego. I w ten nurt pozwalający na osobiste, oniryczne, czasem poetyckie wizje wpisuje się trzeci już – po paraboli i elipsie – album serii Mateusza Skutnika Rewolucje. Rzecz o perypetiach wielkich, choć niekoniecznie znanych naukowcach i ich dziwnych wynalazkach. Mamy w Polsce przedstawiciela autorskiego komiksu, i to na dobrym poziomie. Przewaga wizualności nad narracją słowem, dziwaczne humanoidalne postaci o twarzach pozbawionych oczu oraz modna (‘steampunkowa’) anachroniczność scenografii to najbardziej charakterystyczne cechy stylu Skutnika. Francuska L’Association czy włoski Mosquito od dawna publikują takie wyrafinowane, subtelne, wzruszające i przepiękne edytorsko albumy. I tylko tego ostatniego przymiotnika trudno na razie użyć do Rewolucji.

Mateusz Szlachtycz



Ocean


game_ocean

play this game

this time we are in a completely different environment. Go deep below the surface in quest of collecting fish. Like most of TSF games this one is timed as well. Collect pearl to extend your time, in order to do that look closely at the can at the bottom and a pearl oyster strolling nearby. Watch out for the falling snails and a jellyfish, they can be quite harmful. Good luck young diver.



Haiku Strip 4


haiku_1

haiku_2



Morfolaki, tom 2, recenzja na Avatarae


morfolaki2_100Avatarae Numer 4(28)/2005

Ukryte kształty

W drugim tomie ‘Morfołaków’ Skutnik i Skrodzki ponownie zapraszają do swojego dziwacznego i niezwykłego świata. Tak jak w tomie pierwszym prezentują osiem krótkich opowieści, których lektura nie jest ani łatwa ani przyjemna. Kilkustronicowe historie opierają się na wrażeniu, poetyce chwili. Pseudo-fabularne ciągi wydarzeń nie zawsze dają się logicznie zinterpretować, zamierzona brzydota rysunków odpycha oko czytelnika, jednocześnie oferując mnóstwo szczegółów. ‘Morfołaki’, to komiks który nie wystarczy po prostu przeczytać, trzeba go jeszcze przemyśleć.

Już sam tytuł kryje w sobie liczne możliwości interpretacyjne. Kształt, metamorfoza, przekształcanie. Czym może być morfołak? Postacią nieustannie zmieniającą formę? A może posiadającą w sobie drugą istotę, ukrytą, niebezpieczną?

Rzeczywistość ‘Morfołaków’ jest groźna i niezrozumiała, kryje w sobie wiele tajemnic. Bohaterowie są w niej zagubieni, stykają się z dziwnymi zjawiskami, często odczuwają strach.. Odpowiedzi rodzą tylko kolejne pytania. Nie ma możliwości poznania, zrozumienia, nad czym zresztą ubolewa wędrowiec z opowieści ‘Rytuały 1’: ‘O przewrotny losie, wciąż napotykamy twoje znaki nie rozumiejąc ukrytego w nich sensu’.

Bohaterami ‘Morfołaków’ są ludzie, dziwaczne zwierzęta, istoty nadprzyrodzone. Rzucone na pastwę losu, w świecie, którego nie potrafią zrozumieć nie są jednak całkowicie osamotnione. Pojawiają się także postacie posiadające pewną wiedzę, mogące udzielić porady. W drugim tomie ‘Morfołaków’ takim mędrcem jest Suffok. Skrzydlate stworzenie pojawiające się w ‘Egzorcyzmach o świcie’ i ‘Ex nihilo nihil fit’. Posiada on nie sprecyzowane bliżej możliwości, pozwalające mu widzieć więcej niż pozostali bohaterowie komiksu. Chociaż również on nie jest niczego pewny, nasuwają mu się tylko ‘pewne analogie’.

Język w ‘Morfołakach’ jest bardzo oszczędny. Wypowiadane przez bohaterów kwestie kryją w sobie wiele znaczeń, nie zawsze jasnych dla czytelnika. Tekst nie służy prowadzeniu narracji, a w ‘Rytuały3’ autorzy nawet z niego rezygnują. W rozmowach bohaterów przewija się tematyka egzystencjonalna, ich wypowiedzi odzwierciedlają to wszechobecne w komiksie poczucie niepewności, niezrozumienia.

Skrodzki i Skutnik prezentują świat, który zaskakuje rozległością, poziomem skomplikowania. Powtarzające się w kolejnych opowieściach elementy dają poczucie spójności, chociaż nie warto podejmować prób łączenia ich w logiczną całość. W tworzeniu świata ‘Morfołaków’ wielka rolę odgrywa oczywiście warstwa plastyczna. Rysunki Skutnika cechuje zamierzona brzydota. Czarno-białe kadry wypełnia ‘pajęczyna’ kresek. Wyłaniają się z niej dziwne, zniekształcone formy. Mamy tutaj całą galerię istot ludzkich i zwierząt o rozpoznawalnych na pierwszy rzut oka charakterystycznych cechach. Zwracają uwagę także powtarzające się motywy, szczegóły, które niekoniecznie służą lepszemu odzwierciedleniu komiksowej rzeczywistości. Skutnik wiele efektów tworzy czernią i bielą, jedne kadry są prawie całkowicie zaczernione, inne nagle są prawie puste, ‘świecą’ bielą. Oniryczny styl jego rysunków świetnie pasuje do dziwnych opowieści.

‘Morfołaki’ to komiks artystyczny o niezwykłym klimacie. Skutnik i Skrodzki prezentują świat, który jest wyzwaniem dla czytelnika. Warto poświęcić trochę czasu tej niełatwej lekturze.

Agnieszka Połomska-Kleta.



Morfolaki, tom 2, recenzja na Carpe Noctem


Bezwzględne Rytuały

Drugi tom ‘Morfołaków’ to zbiór kolejnych, tym razem dziewięciu komiksowych nowelek, które na pierwszy rzut oka mogą wykazywać zupełny brak powiązań. Są to historie dziwne, surrealistyczne, przerażające, składające się jednak na wielkie, mroczne i spójne uniwersum, które zamieszkują, oprócz istot ludzkich, także inne, bardziej osobliwe stworzenia.

Ujarzmić taki świat i zadbać o to, żeby wszystko ze sobą współgrało, to ciężkie zadanie.

Skrodzki jednak wywiązał się z niego wyśmienicie. Każda opowieść jest inna, niepowtarzalna, niebanalna, każda odkrywa przed nami nową tajemnicę, zasadę lub prawo, które funkcjonuje w tej przedziwnej krainie. Wykreowany świat zbudowany jest z przeróżnych elementów, harmonizujących ze sobą i uzupełniających się nawzajem w imponujący sposób. Mamy tu do czynienia z bezwzględnymi rytuałami niejednokrotnie doprowadzającymi do nieszczęścia, z egzorcystami, tajemniczymi i niezrozumiałymi (nawet jak na świat Morfołaków) zjawiskami, z poszukiwaniem własnej tożsamości i wieloma innymi fenomenami. Wszystkie elementy są doskonale wyważone, a napięcie dawkowane jest w taki sposób, aby czytelnik szybko się nie znudził.

Skutnik zachwyca swoimi rysunkami. Wydawać by się mogło, że autor działał w pośpiechu. Stąd efekt niedopracowania, który jednak jest zamierzony; w odpowiedni sposób buduje klimat każdej opowieści. Wiele kadrów pozbawionych jest planu drugiego, dzięki czemu nasza uwaga skupia się na tym, co najważniejsze dla fabuły, i nie rozpraszają jej szczegóły tła. Każda nowelka reprezentuje inny, zróżnicowany styl – nie pozwala to czytelnikowi znudzić się jednostajnością kreski, wciąż zaskakując innowacją. Czerń i biel pasują do tego komiksu niczym dwa puzzle, bez których nie można się obyć. Kolory zdecydowanie zachwiałyby równowagę panującą na jego kartach i zburzyłyby cały klimat.

Komiks ten jako esencja niezwykłych umiejętności obu autorów jest bardzo sugestywny, nasiąknięty do granic możliwości grozą i tajemniczością, których blask emanuje niemal z każdej strony. Chwała im za to, że spotkali się na swojej drodze i że doszło do tak urodzajnej kooperacji. Po kilku latach owej współpracy i pojawiania się ‘Morfołaków’ w zinach i czasopismach, seria dobiegła końca. Nie wszystkie odcinki ukazały się już wtedy, niektóre swą premierę mają dopiero teraz, w zbiorczych tomach wydawanych przez Imago. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieje, że Skrodzki i Skutnik znowu się spotkają i powrócą do wykreowanego przez siebie świata. Może jeszcze kiedyś zostaniemy mile zaskoczeni i będziemy mieli możliwość przedłużenia sobie tej wyśmienitej uczty zarówno dla ducha, jak i oka.

Paweł Deptuch



Morfolaki, tom 2, recenzja na Gildii


Gildia Komiksu

Różne światy

Treść: ponownie otrzymujemy zbiór nie powiązanych ze sobą (względnie powiązanych niezwykle luźno) opowieści rozgrywających się w wyimaginowanej krainie. Tak naprawdę jednak, wyraźnie już po drugim tomie serii widać, że to wcale nie musi być jedna (wbrew, zdaje się, założeniom twórców) kraina, gdyż umiejscowienie historii jest na tyle niedookreślone, że mogłyby one rozgrywać się w zupełnie różnych światach. Podobnie jak w tomie pierwszym historie nie są dosłowne, ale balansują na pograniczu snu i jawy i mają najczęściej charakter filozoficzny bądź moralitetu. Są one mniej mroczne niż w ‘jedynce’, choć starają się być również zagadkowe i niejednoznaczne. Niestety niektóre historie są zupełnie przekombinowane i kompletnie niezrozumiałe. I nie mam tu na myśli bynajmniej historii pozostawiających pewne pole do interpretacji, zagadkowych i przez to klimatycznych, ale historie, gdzie przeważa niczemu nie służący artystyczny bełkot. Na szczęście w albumie są one w mniejszości. Resztę tomu zajmują (w równych mniej więcej proporcjach) historie poprawne choć nie budzące specjalnych emocji oraz historie naprawdę dobre (w tym takie, gdzie zagadka ma sens a wynik myślenia może przynieść sensowne rezultaty – przemyślenia; te ostatnie przywołują skojarzenia (podobnie jak w tomie pierwszym) z serią Skutnika Rewolucje).

Rysunek jest taki jak w tomie pierwszym, tzn. czarno-biały, oscylujący w obszarach wokół undergroundowych, ale tak jak napisałem przy opisie tamtego tomu są to ‘niezwykle przemyślane i dopracowane ‘bazgroły’. Taki rysunek w przypadku takiego komiksu jest bardzo dobrym wyborem i świetnie pasuje. Mimo ‘bazgrołowatości’ nie można mu też odmówić dużej sprawności i precyzji. W pewnych momentach pojawiają się (znów) skojarzenia z cyklem Rewolucje (mimo, iż tam styl rysunku jest inny).

Tom słabszy niż ‘jedynka’, bo część historii jest artystycznym przekombinowaniem a inne nie są na tyle klimatyczne co w tomie pierwszym, ale tego co pozostaje, jest na tyle dużo, że warto ten tom kupić i zanurzyć się w tajemniczym świecie Skrodzkiego i Skutnika.

Jax


« Previous PageNext Page »