Rewolucje 6 – escape pod
May 23, 2010

Rewolucje 5: Dwa Dni / Two Days
scenariusz i rysunki / story and graphics: Mateusz Skutnik
see sample pages | unpacking
wydawnictwo: Mroja
recenzje:

„Rewolucje: Dwa Dni” (6/10)
„Dwa dni”, to dwie opowieści, pozbawione słów impresje ze świata „Rewolucji”, intrygującej i niezwykłej komiksowej krainy stworzonej przez Mateusza Skutnika. Krainy pełnej wybitnych jednostek i niesamowitych wynalazków, które mogą zmienić świat ale potrafią też zniszczyć swoich pomysłodawców. I choć najnowsza odsłona serii niezwiązana jest fabularnie z poprzednimi częściami, to pojawiają się w niej charakterystyczne dla tego świata motywy i tematy. „Dzień pierwszy” oraz „Dzień drugi” (bo tak nazywają się poszczególne historie), to więc opowieści o fantastycznych odkryciach, paradoksach wynikających z tych innowacji oraz przypadkowych sytuacjach mogących przekreślić genialne pomysły. Skutnik korzysta z tych samych składników i opowiada po raz kolejny na pozór tę samą historię, lecz zawsze stara się o świeże obserwacje i podsumowania. W albumie „Dwa dni” te starania wychodzą mu jednak połowicznie, bo mimo zgrabnego i świetnie spuentowanego „Dnia drugiego”, poziom całości zaniża pierwsza opowieść. „Dzień pierwszy” jest bowiem z początku sympatyczną, ale w rzeczywistości suchą zabawą formą, która pozostawia czytelnika obojętnym. Najnowsze „Rewolucję” są więc udaną, lecz jednodniową wycieczką.
Bartosz Sztybor
Kameralne rewolucje
autor: Kuba Oleksak
W październiku 2006 roku, po wydaniu przez Egmont “Syntagmy”, czwartego tomu “Rewolucji”, wszystko wskazywało na to, że jedna z najciekawszych serii komiksowych polskiego autorstwa, dobiegła końca. Po prawie czterech latach, jej autor, Mateusz Skutnik, wraca do zdawałoby się zamkniętego rozdziału swojej twórczości. Wraca z albumem “Dwa Dni”, który ujrzał światło dzienne na FKW.
Z dwóch historii zebranych w albumie opublikowanych nakładem wydawnictwa Mroja Press, jedna (“The Ordinary Day” powstały w 2003 roku) pierwotnie ukazała się na łamach jednej z antologii słoweńskiego “Stripburgera”. Natomiast druga opowieść, zatytułowana po prostu “Dzień Drugi”, to materiał premierowy. O jakości wydania sam autor wypowiada się w samych superlatywach. Rzeczywiście, pod względem edytorskim wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Komiks prezentuje się naprawdę zacnie. Co ciekawe, jego cena została podana w złotówkach, oraz w… dolarach i euro. Autor i wydawcy nie kryją zamiaru wypuszczenia “Rewolucji” na światowe rynki. A jako, że “Dwa Dni” to komiks niemy, ma szansę się przebić. W świetle tych planów, szkoda tylko, że tytuł pozostawiony w języku polskim…
W porównaniu do poprzedniego cyklu, nowe “Rewolucje” są zupełnie innym komiksem. Czytelnicy, którzy spodziewają się podobnych historii mogą poczuć się po lekturze rozczarowani. W “Dwóch dniach” zabraknie kreślonych z wielkim rozmachem wielowątkowych opowieści o ludziach, którzy swoimi wynalazkami, skonstruowanych z matematyczną precyzją, zmieniali świat. Mimo, że da się zauważyć powtarzalność pewnych motywów, a estetyka pozostała ta sama, piąte “Rewolucje” bardzo odbiegają od tamtych historii. Mateusz Skutnik jeszcze bardziej splótł komiksową formę z treścią (przy czym niebezpiecznie otarł się o zarzut czczej zabawy formą) i skupił się na opowiadaniu historii o ludziach. Nowe “Rewolucje” to nie epickie powieści naukowe utrzymane w steampunkowym klimacie, tylko egzystencjalne etiudy. Kameralne, bardzo wyciszone, nie tylko przez brak dymków z tekstem, skupione na dwóch, bezimiennych bohaterach. Na ich namiętnościach, pragnieniach i dziwnych przypadkach, które są ich udziałem. Najnowszy komiks Skutnika jest blisko spokrewniony z dokonaniami autora, ukrywającego się pod pseudonimem Jason. Twórczość norweskiego komiksiarza jest przez jego gdańskiego kolegę po fachu znana i ceniona, więc myślę, że ten trop jest jak najbardziej słuszny.
Mateusz Skutnik może się upierać, że rysować nie umie, ale prawda jest taka, że to jeden z najsprawniejszych i najciekawszych twórców komiksowych, jakiego możemy podziwiać na naszym rynku. Oczywiście, do wysmakowanych grafik Jacka Frąsia czy kunsztu Krzysztofa Gawronkiewicz mu daleko, ale prace Skutnika utrzymane są w zupełnie innej estetyce. Jego nowe “Rewolucje” są mocno zakorzenione w stylistyce undegroundowej, nawet mimo ugładzenia ich pastelami. Siłą rysunków Skutnika nie jest ich, brzydko mówiąc, wygląd, bo nie są one ładne. Można się przyczepić szczegółów, krzywych linii, zaburzeń perspektywy, uproszczeń i niedokładności, ale moim zdaniem, wszystkie te “niedopatrzenia” mieszczą się w granicach konwencji, w jakiej operuje ich twórca. Rzecz w tym, że autor ma świadomość, że w komiksie najważniejsza jest narracja, płynność lektury, sposób rozpisania fabuły na kadry, umiejętne operowanie szczegółem, tak aby nie ginął na dalszym planie. I w tej materii trudno mu cokolwiek zarzucić, choć (w pewnym sensie) rysuje rzeczywiście “brzydko”.
Mam nadzieję, że “Dwa Dni” okażą się wstępem do kolejnej, wspaniałej przygody. Bo choć sam komiks jest dziełem raczej udanym i przynoszącym satysfakcję, muszę przyznać, że narobił mi apetytu na kolejną porcję “rewolucyjnej” lektury. Na razie, pozostaje mi powrót do pierwszego cyklu, ale mam cichą nadzieję, że Mateusz Skutnik nie poprzestanie tylko na jednym albumie, który okaże się wstępem do nowej serii.
Zdaniem genialnego fizyka Stephena Hawkinga podróże w czasie są jak najbardziej możliwe. Tyle tylko, że w przyszłość, co wiąże się z rozwojem technologii, a konkretnie z możliwością osiągnięcia prędkości bliskiej prędkości światła. Każdy zresztą zdaje sobie pewnie sprawę, że cofanie się w czasie mogłoby doprowadzić jedynie do szeregu paradoksów, co było i jest tematem fabuł wielu książek, filmów i komiksów. Autor serii „Rewolucje” również postrzega czas jako czwarty wymiar, a bohaterowie opowiadanych przez niego historii są w stanie przezeń podróżować, czego dowody znaleźć można między innymi w „Rentagenie” czy „Biegunie” z albumu „Monochrom”. „Dwa dni” także poruszają tę fascynującą problematykę.
Naprawdę nie sposób mówić o dwóch dość krótkich (dwadzieścia cztery plus trzydzieści dwie plansze) epizodach zawartych w tym albumiku bez niepotrzebnego zdradzania ich treści. Dość rzec, że doskonale wpisują się one w dobrze znaną rewolucyjną rzeczywistość, z tą drobną różnicą, że w ich przypadku mamy do czynienia z narracją prowadzoną jedynie za pomocą obrazu. Tak się składa, że „Dzień pierwszy” (pierwotnie zatytułowany „The ordinary day”) powstał dla międzynarodowego wydawnictwa „Stripburger”, co niejako sprowokowało autora do stworzenia komiksu w tym uniwersalnym języku.
Warto przy okazji wspomnieć, że „Dzień pierwszy” był jedynym kolorowym komiksem zamieszczonym w „Stripburgerze” z 2004 roku, co bez wątpienia jest swego rodzaju wyróżnieniem polskiego twórcy. Z drugiej strony format, w jakim został wydany ten zbiór, miał decydujący wpływ na rozmiar, w jakim komiks został namalowany – A6. W związku z powyższym, „Dzień drugi” został przygotowany w podobnej wielkości. Owszem, niewielkiego rozmiaru plansze nie dostarczają może tak wielu wrażeń estetycznych, co format A4 z albumów wydanych przez Egmont, lecz bronią się pod każdym innym względem.
Prawdę powiedziawszy, myślę że dyskusję nad wielkością albumiku wydanego przez Mroję Press można w tych okolicznościach najzwyczajniej w świecie odpuścić. Zdecydowanie ważniejsza jest treść komiksów, a w obydwu przypadkach mamy do czynienia z bardzo fajnie skrojonymi fabułami. Z drugiej strony nie jest tajemnicą, że jakość wydania „Dwóch dni” zachwyciła samego autora, więc i czytelnicy powinni być co najmniej usatysfakcjonowani.
Dla jednych wyłącznie przekartkowanie „Dwóch dni” wystarczy za lekturę. Inni być może będą mieli ochotę zajrzeć do nich częściej i na dłużej, co jest zdecydowanie bliższe moim preferencjom. Jeśli jednak ktoś odczuje niedosyt, niech wie, że Mateusz Skutnik planuje zaprezentować jeszcze kilka – prawdopodobnie pięć – pełnometrażowych albumów osadzonych w wykreowanej przez siebie rzeczywistości. A że podróże w przyszłość w żaden sposób nie przeczą prawom fizyki, może ktoś spróbuje zapoznać się z nimi wcześniej niż inni?
Jakub Syty
//–
Inne opinie
Albumik składa się z dwóch nowelek (zdrobnienia w pełni uzasadnione jeśli chodzi o wielkość książeczki). Pierwsza z nich była już wydana w 2004 roku „Miniburgerze#13” (jako dodatek do Stripburgera#38). Jest to całkiem zakręcona historyjka, taka jakie właśnie polubiliśmy w „Rewolucjach”. Można ją interpretować na różne sposoby. Drugie opowiadanie jest całkiem świeże, parę stron dłuższe i scenariuszowo znacznie prostsze – przez co dla mnie gorsze. Całość jednak wydana bardzo ładnie z twardą oprawą na kredowym papierze powinna zadowolić największych malkontentów. Jedynym minusem jest szybkość z jaką można zapoznać sie z tymi historiami – 15 minut i po sprawie. „Rewolucje” mają jednak to do siebie, że często się do nich wraca… Polecam więc zakup tego tomiku.
Robert Góralczyk
ignition:
# Redakcja Kartona
hahahahaha http://www.tvnwarszawa.pl/1653120,komiksowy_przewodnik_po_stolicy,bawsie.html
# Robert Sienicki
http://bit.ly/98VJOf Asu się buja z Obuchowiczem, TVN pimpuje Przewodnik, a sprytną złotą kaczkę to ja rysowałem. LANS!
flame:
# Mateusz Skutnik
No to zachowałeś spokój, ja bym tego faceta zamordował tam na miejscu na wizji. To by była dopiero reklama festiwalu że hej… Oczywiście zamordował w przenośni. W tygodniu morduje, w sobotę daje autografy, zapraszamy. Że już nie powiem że jakiś totalnie z czapy Obuchowicz. Siedzi dwóch komiksiarzy i ktoś z czapy, to porozmawiamy z tym trzecim.
# Maciej P
Lepszy Bartosz Obuchowicz (kurwa, LOL!!!) od Tomasza Karolaka.
# Mateusz Skutnik
No właśnie nie, nie lepszy. Jeszcze sie ubrał jak matoł w czapke, szkoda że nie daszkiem do tyłu – wstrzeliwując się w stereotyp komiksiarza. Czyli debila. Bo to taki hiphoper tylko durniejszy, bo czyta kolorowanki dla dzieci.
# Robert Sienicki
Ciekawe czy Obuchowicz taki fan i wpadnie na Festiwal. Mnie zachowaniem wkurwiał. Nie to co nasz Asu. Klasa!
# Mateusz Skutnik
Tak, Asu pokazał spokój poważnego człowieka. Ale na przyszłość – jak ktoś mi jeszcze raz zada pytanie czy to się czyta czy ogląda to przerywam wywiad. Wystarczy. To oni potrzebują nas żeby zapełnić ramówkę, a nie my ich.
# Robert Sienicki
“Czy to się czyta czy ogląda?” jest nowym “czy komiks jest sztuką?”.
# Mateusz Skutnik
Nie. To nie jest nowe. Te dwa pytania idą w parze. Od zawsze…
# kaerel
Raz mi się udało przerwać wywiad. Przez pytanie, które mnie trzepnęło mocniej niż: czy komiks jest sztuką. Kazałem typowi użyć googla i się rozłączyłem. Oddzwonił ten sam a jakże inny człowiek już.
# Maciej P
A jakie to było pytanie?
# kaerel
Czy ja piszę i rysuję i czy to mój pierwszy komiks i skąd biorę pomysły. Pytał mając przed oczyma okładkę Łaumy.
# Mateusz Skutnik
Właśnie o to chodzi. Pokazać tym typom że ignorancji nie tolerujemy. Jak Waglewski.
# Redakcja Kartona
Spodziewałem się takiego ciosu i jak mantrę na krześle charakteryzatorek powtarzałem to o tej muzyce, że jest dla dzieci.
# Mateusz Skutnik
Wiesz gdzie problem? Że my się spodziewamy ciosów. A nie normalnego wywiadu. No i małpka obok w czapce fika. I czyta x-menów.
# Redakcja Kartona
Coż, nas to irytuje, ale przeciętny wacuś oglądający tvn serio myśli, że komiksy to tylko dla dzieci. Póki codziennie z tv nie będzie waliło komiksiarzami i nie będa oni w tańcu z gwiazdami, to pytanie będzie wracać i nie wskoczymy na wyższy poziom wywiadów w mediach masowych. PS: co do stroju Obuchowicza – ja miałem skarpety z Kaczorem Donaldem.
# Mateusz Skutnik
Ciekawe czy jak na wywiad przychodzą matematycy to też dostają na twarz pytanie: ile to jest 2+2? A obok siedzi dziecko z podstawówki i mówi: ja lubię dodawanie!!!!
# kaerel
Nie. Mają klasycznie: “czy matematyka jest przydatna w życiu codziennym?” myślę, że matematycy wtedy toczą pianę.
# Mateusz Skutnik
Dochodzimy do sedna. Każda grupa zawodowa ma takie pytanie przy ktorym toczy pianę a wywiadowcy (bo to przecież nie dziennikarze) są po prostu ignorantami. Nie da się wiedzieć wszystkiego o wszystkim, Więc oni nie wiedzą nic o niczym. To takie klasyczne podejscie do wywiadu niby z punktu widzenia dobiorcy który nic nie wie. Że tłumacz mi co to komiks jakbyś tłumaczył telewidzom. Ale oni nie udają że nie wiedzą dla dobra konwencji, oni naprawdę nic nie wiedzą. Na tym styku udawania że się nie wie i prawdziwej niewiedzy leży pies pogrzebany.
By popular demand: the gnomes are back!!
Consider this as a dessert after finishing the big game – Daymare Town 3, or an oversized postcard from Bologna, Italy.
Phew. That was a long and complicated post title. So this piece of work is from one of Submachine fans – Daniel Chaves and I’m letting him talk from now on:
I was thinking of what other classes of movers existed in the subnet. I wanted one that was powerful and versatile. So, I made one.
My plan for the whole room was for it to be machined out of 7075 aluminum, anodized to a custom color (R:82, G:103, B:100, excluding domes, which would function as lightbulb casing). For scale models, I turned to 3D printing. My school happened to have one of those (Dimension uPrint), and my teacher was kind enough to let me print it for free (ABSPlus plastic costs $7/in^3). Attached are images of the printed part, which required minimal post processing (but which happened to be a lot of work) to make the doors work (split the model, dug support out with screwdriver). The left door is very hard to close, so that door isn’t seen closed in the pictures. Not seen is the large “screen” on one of the walls that displays some sort of map, I don’t know which yet, and the light on the ceiling which lights up the whole room, except in the section view. Bonus images: STL file rendered in 3ds Max and interface, section (interior) view.
All I can say is – that is super cool. Thank you Daniel.






