Rewolucje 11; recenzja na Made in Swietokrzyskie


W polskim komiksie niczego nie można być pewnym. Początkowo „Rewolucje” miały zamknąć się w zaledwie czterech tomach. Te pierwsze albumy opublikowano w latach 2004-2006. Machiny, do której Mateusz Skutnik zaprzągł wynalazców i wynalazki, nie sposób było jednak zatrzymać. I tak sukcesywnie dostawaliśmy kolejne tomy serii. Ich akcja działa się na morzu, we mgle, pod śniegiem czy nawet w kosmosie. Za każdym razem autor odsłaniał kolejne nieznane fakty ze świata wynalazców. Świata niejako równoległego do tego, który znamy z historii.

Teraz światło dzienne ujrzał tom „Rewolucji” z numerem jedenastym – „Apokryfy”. Po części jest to materiał archiwalny, po części zupełnie nowy. Mateusz Skutnik zebrał w sumie dziesięć prac opublikowanych w magazynach i antologiach oraz jedenaście historii premierowych. Scenariusze do nich stworzyli m.in.: Magdalena Cielecka, Berenika Kołomycka, Tomasz Kołodziejczak, Daniel Gizicki czy Jerzy Szyłak i… Bruno Schulz. I okazuje się, że wielkogłowi bohaterowie tak naprawdę mogą grać wszelkie role: wynalazców i wizjonerów, żołnierzy i szaleńców, a nawet pensjonariuszy sanatorium.

Kto nie zna „Rewolucji”, może śmiało zacząć przygodę z komiksem Mateusza Skutnika od tego tomu, by później sięgnąć po wcześniejsze.

P.S. A tak przy okazji. Szukaliście kiedyś dziesięciu gnomów? Jeśli nie, polecam. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło 10 Gnomes. To też dzieło Mateusza Skutnika.

Andrzej Kłopotowski