Rewolucje Integral, recenzja na Sensu Stricte


Cztery pierwsze rewolucje.
Przyszedł wczoraj do mnie komiks. Dobry komiks trzeba powiedzieć. Ale zanim o komiksie to może kilka słów o innych rzeczach.
Otóż z komiksami mam do czynienia naprawdę niewiele, czego poniekąd żałuję, ale cóż. Dzisiejsza scena polskiego komiksu to są dla mnie trzy nazwiska (ale cztery osoby — taka zagadka): Śledziński, Minkiewicz oraz właśnie Skutnik. Co ciekawe to rzeczy, które popełnił Skutnik znam od bardzo dawna, tyle że nie były to komiksy.

Dawno temu zakochałem się w Submachine — serii gier point’n’click (seria zakończyła się w zeszłym roku numerem 10). Kto zna, wie o co chodzi, kto nie zna to cała seria jest do kupienia nie tak strasznie drogo (lub też na stronie można pograć za darmo). Cała gra to niby taki typowy point’n’click czy też escape game, tyle że ma za sobą niesamowitą i tajemniczą fabułę. Sprzedana w tej grze historia urzeka i wciąga jak wiosenne bagno. Jest świetnie opowiedziana, w znajdowanych przez nas listach, notatkach czy innych śladach bytności osób uwięzionych/badających submaszynę. Tak poznałem pierwszą działalność autora.

Idąc po nitce do kłębka znalazłem kolejne grywalne tytuły. Tu na szczególną uwagę zasługują Cover Front oraz Daymare Town. Ten ostatni tytuł ma zresztą też powiązany z nim komiks. I tu dokonałem jednego z największych samowkrętów w moim życiu. Ponieważ wszystkie te rzeczy które widziałem, komunikowały się ze mną w języku Brytów to wkręciłem sobie, że ten gość to nie z Polski jest. Nazwisko ma po dziadkach emigrantach a mieszka w Szwecji (nie wiem skąd ten kraj). Co więcej dzisiaj jestem pewien, że gdzieś o tym czytałem i gdyby nie to, że życie nauczyło mnie braku zaufania do siebie samego to byłbym w to uwierzył. No ale tak czy owak, całkiem przypadkiem ktoś kogo obserwuję na retwittował informację Skutnika i nagle okazało się, że mój idol z czasów późnej młodości (pierwsza submaszyna wyszła 11 lat temu), to jest z Polski i w dodatku rysuje komiksy.

I w dodatku fajne. Blaki nie rozłożył mnie może na łopatki ale czytał się nieźle. Teraz przyszedł czas na Rewolucje. Żeby było mi łatwiej to Timof wydał w pierwsze cztery części w jednym albumie. W twardej oprawie na fajnym papierze. Tak jak lubię. Dziś (1.09) premiera albumu, jednak zamówiony w przedsprzedaży przyszedł do mnie wczoraj i trochę nielegalnie chyba, zdążyłem już pierwszy raz przeczytać i już wiem, że to historia właśnie dla mnie. Jest tajemnica, jest spisek, są zdrajcy, szpiedzy i inkwizytorzy i jest zakończenie, które nic nie wnosi. Rewolucje zaczynają się różnymi, z pozoru niepowiązanymi historiami. Pozory się szybko rozmywają i historie wiąże ze sobą osoba arcyłotra. Więcej nie będę zdradzał. Powiem tylko, że fabuła urzeka, podobnie jak kiedyś złapała mnie ta w submaszynie. Do Rewolucji na pewno będę wracał a i oczywiście patrzę w przód (z ang. looking forward) za kolejnymi albumami. Wiem, że wyszły już dalsze części, ale ponieważ wolę takie integralne wydania to chyba poczekam. Oby nie za długo.

Michał Franczak