Slice of Sea review on Sensu Stricte


Plasterek morza.

Przeszedłem grę. Ciężko bywało momentami, ale się udało. Lubicie point’n’clicki. Ja bardzo, szczególnie te mające pewnie niedopowiedzenia fabularne, te z trudnymi zagadkami, i te z tajemniczym a czasem mrocznym klimatem.

Najpopularniejsi twórcy, ostatnimi czasy w tej branży to Robin Ras (ten od Rusty Lake) oraz Jakub Dvorský (studio Amanita, czyli Machinarium i Samorosty). No i jest jeszcze twórca, którego mam wrażenie nie doceniamy w Polsce, natomiast jest bardzo popularny za granicą. Może dlatego, że jest z naszego pięknego kraju. Mateusz Skutnik, bo o nim mowa, jest autorem komiksów i robi gry. Bardzo dobre gry. Komiksy zresztą też.

Pisałem już, kiedy o całej serii submaszyn, które przyniosły mu największą sławę pośród fanów klikanek. Były też inne gry, które niestety odeszły w zapomnienie wraz ze śmiercią Flasha. Można je ściągnąć teraz ze strony Mateusza (część jest za darmo, w tym świetny Cover Front) w formie, który da się uruchomić na windowsach, co bardzo polecam. Teraz przyszedł czas na coś nowego.

Slice of see to połączenie point’n’clicka z platformówką. Jedną ręką ruszamy bohaterem, drugą klikamy po planszy w poszukiwaniu rozwiązania. Bohaterem jest wodorost włożony w mechaniczne nogi. Czyli nic nadzwyczajnego. Natomiast świat, po którym się porusza… Świat jest wyjęty z serii komiksowej Skutnika — Rewolucje. I cała ta gra, podobnie jak komiksy jest ręcznie narysowana. I jest to jedna najładniejszych gier ostatnich czasów. Świat i postaci z komiksu znakomicie sprawdzają się również w grze, ale nie obawiajcie się, związek z komiksami jest na tyle luźny, że nie musicie ich znać, żeby dobrze bawić podczas gry. Zresztą w grze znajdziemy też cytaty innych komiksów autora. Chociażby w pociągu, którym podróżuje Blaki.

Gra jest dość trudna. Trudniejsza od wspomnianego Machinarium na przykład. Podobnie jak w przypadku submaszyn, nie obyło się bez robienia notatek, żeby ją przejść. Część trudności wynika też z tego, że jest ręcznie narysowana i czasem ciężko odnaleźć na ekranie element, który trzeba kliknąć (od razu przypomniało mi się wypatrywanie piksela/kamienia w Elwirze). Gra jest trudna, ale jest do przejścia, zagadki są logiczne i chociaż czasem mają nieoczywiste rozwiązania, to nie są one nieosiągalne dla przeciętnego gracza. W grze można jednak ugrzęznąć na dłużej i to, czego mi zabrakło to jakiś prosty system podpowiedzi czy wskazówek, który można by włączyć w przypadku, kiedy nie udało się od godziny zrobić nic nowego.

Nie wolno pominąć też warstwy dźwiękowej gry. Podobnie jak w przypadku submaszyn, autorami muzyki (prócz piosenki tytułowej wykonywanej przez Cat Jahnke) są The Thumpmonks i podobnie jak w przypadku submaszym muzyka jest trafiona w stu procentach. Dopełnia całości klimatu, a pojawiające się gdzieniegdzie w tle dźwięki syren kolejowych potrafią wzbudzić lekki niepokój.

Grę da się skończyć w około półtorej godziny, chociaż mi zajęło to nieco dłużej — w sumie jakieś trze wieczory. Oczywiście mowa o czasie gry bez zdobywania wszystkich dodatkowych osiągnięć. Będę pewnie jeszcze wracał do tego tytułu, co jakiś czas, tym bardziej, że mam wrażenie, że uciekła mi gdzieś istotna zagadka ze statkiem.

Polecam jak wszystkie gry Mateusza Skutnika.

[source]