Alicja, sample pages


alicja_1

alicja_2

alicja_3



Wyznania… recenzja na Below Radars


Wyznania Właściciela Kantoru

Estetycznie intrygująca okładka zachęca do zapoznania się z komiksem podpisanym nazwiskami Mateusza Skutnika i Jerzego Szyłaka. Wśród komiksowej tłuszczy zawsze warto zwrócić uwagę na poczynania obu tych twórców. Tym razem jest podobnie. Mamy do czynienia z komiksem trudnym w odbiorze, zaskakującym, który od nas – czytelników, wymagającego otwartego umysłu.

Trudno nazwać Wyznania Właściciela Kantoru komiksem pornograficznym czy erotycznym. Jest on utrzymany w tak sugestywnej estetyce brzydoty, zarówno w warstwie treści jak i pod kątem oprawy graficznej, że trudno mówić o jakiejś zmysłowości, stymulowaniu czytelnika seksualnie. Sprowadza rzeczy piękne, jak wzniosły akt zbliżenia między kobietą i mężczyzną do rynsztoka. Przedstawia zwierzęcą kopulację, między osobnikami dwojga płci, odarta z jakiejkolwiek więzi między kochankami. Nie liczy się metoda, nieważne, z kim, liczy się orgazm. Praca tytułowego właściciela kantoru, nie opiera się na pasji, poczuciu misji społecznej, na żadnych ze szlachetnych pobudek, jakimi człowiek może kierować wybierając zawód. Jasia determinuje jego patologiczna żądza, uwielbienia pieniędzy dla ich samych – charakter bohatera doskonale ilustruje to monumentalny kadr z szóstej strony.

Autorzy doskonale poruszają się w poetyce, którą śmiało można nazwać turpistyczną na naszym komiksowym poletku – dla scenarzysty nie jest to pierwszyzna, natomiast niejednemu z fanów trudno będzie poznać Skutnika po rysunkach w ‘Wyznaniach’. W tle jego dotychczasowych dokonań to, co prezentuje w tym albumie jest jak cały album, czyli paskudne. Brudne, niedbałe, stylistycznie bliskie undergroundowi. Nie jest to Skutnik, którego znamy i nosimy na rękach po różnorakich forach komiksowych (całkiem zasłużenie zresztą). Inną sprawa jest, że niektóre kadry zdają się być kończone w dużym pośpiechu.

Trudno nazwać ‘Wyznania Właściciela Kantoru’ komiksem stricte komediowym. Spotkałem się z twierdzeniami, że komiks ten nie jest po prostu śmieszny, z czym nie mogę się absolutnie zgodzić. Humor, jaki prezentuje utwór, oscyluje gdzieś pomiędzy obyczajowością Damskich Dramatów a wulgaryzmem Ciach Bajery. Gra słowna i dowcipy utrzymane są w klimacie prostackiego rechotu nad kuflem piwska w barze dla kierowców ciężarówek i mnie osobiście pasują doskonale do konwencji w jakiej utrzymane jest absolutnie wszystko w tym albumie. Prosty, lecz nie chamski, dosadny, ale nie wulgarny, przewrotnie inteligentny, ale też bez przesady. W sam raz dla mnie.

Podobnie trudno jest nazwać ‘Wyznania’ komiksem obyczajowym. Bardzo trudno przyporządkować album ten do konkretnego gatunku. Najlepiej określić go mianem ‘komiksu szyłakowego’ kontrowersyjnego właśnie w tej kwestii – gatunku, jaki prezentuje. Niejednorodny, ale bardzo spójny pod każdym względem, przekraczający pewne granice w sposób taktowny i interesujący. Ze wszechmiar godzien polecenia.

Wspomnę jeszcze o jakości wydania – trudno coś zarzucić Timofowi i jego cichym współpracownikom – lakierowana i utwardzona okładka, świetna kreda, odpowiednie nasycenie czerni. Brawa.

Wyznania Właściciela Kantoru zapewne nie znajdą specjalnego poklasku na polskim poletku komiksowym i podzielą los wielu komiksów, którym odmawia się ich wartości, jak by specyficzna nie była. Co smutne – znajdą się tam wśród wielu komiksów autorstwa Jerzego Szyłaka. Przykrytych warstwą obrzuconego nimi błota. A mnie się ten album spodobał, a nawet powiem więcej – zauroczył. Bo jest jak to serduszko znajdujące się na drewnianym oknie kantorka – krzywe, troszkę niedorysowane i absolutnie nie na miejscu. Z dumą zajmują na mojej komiksowej półeczce.

Kuba Oleksak



Wyznania… recenzja w KaZet


Wyznania Właściciela Kantoru

Swego czasu nazywano ich cinkciarzami. Handlowali walutą i bonami dolarowymi. Ale kiedy w wyniku zmiany ustroju i wejścia w życie nowego prawa dewizowego prywatny obrót walutami obcymi został zalegalizowany cinkciarze ‘zniknęli’, a może nie tyle zniknęli, co dostosowali się do nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Dziś mówi się o nich: właściciele kantorów. Prowadzą poważne interesy, nie muszą się ukrywać. No, chyba że przed urzędem podatkowym. Ale to wciąż ten sam typ ludzi. Ich życie kręci się wokół pieniędzy, a jak wiadomo obrót walutą, to zajęcie które może przynieść dość spory profit. O tym, jak również o innych faktach z życia takiego właśnie człowieka, kilka słów do powiedzenia miał Jerzy Szyłak, którego przemyślenia zilustrowane zostały przez Mateusza Skutnika, w ukazującym się właśnie komiksie ‘Wyznania Właściciela Kantoru’.

Liczący sobie czterdzieści-osiem stron albumik przedstawia w sposób prześmiewczy pewnego właściciela kantoru. Jak na przedsiębiorcę przystało pieniądze to jego konik. Ale nie tylko pieniądze. Ten człowiek lubi sobie poużywać życia, jednym słowem lubi, kiedy ktoś (oczywiście mam na myśli kobiety) robi mu dobrze. Mówiąc, że komiks ten stoi na pograniczu dobrego smaku, jest obsceniczny, niecenzuralny i przepełniony sprośnym humorem nie mijałbym się zbyt wiele z prawdą. Jest taki i trudno temu zaprzeczyć. Ale żart, którym operuje Jerzy Szyłak nie jest bynajmniej ani rynsztokowy, ani tandetny. Bawi, chociaż obraca wciąż się wokół tego samego tematu; śmieszy, chociaż jednocześnie może wywoływać uczucie niechęci. Oprócz tego widać, jak autor co krok ‘puszcza oko’ do czytelnika, prowadzi z nim grę i pokazuje mu, że ma dystans do opowiadanej historii, która aż kipi od autoironicznych zabiegów. Mam tym samym nieodparte wrażenie, że scenarzysta mógłby tak w nieskończoność opowiadać o tym właścicielu kantoru, o jego zdegenerowanym jestestwie, a wciąż byłaby to historia ‘strawna’, warta przeczytania.

A teraz uczciwie ostrzegam – jeśli ktoś ma zamiar zajrzeć do tego albumiku tylko dlatego, że szuka w nim kolorowych, pokrytych akwarelą rysunków Skutnika niech nie ryzykuje. Jednocześnie, niech zapomni o ‘Blakim’ i nawet ‘Morfołaków’ nie bierze sobie jako obiekt jakichkolwiek odniesień. Jeśli jednak ma ochotę ryzyko podjąć, powinien po prostu zapomnieć o ostatnich dokonaniach tego rysownika. ‘Wyznania właściciela kantoru’ to komiks narysowany zupełnie inną, nieładną, może nawet miejscami niechlujną kreską. Czarno-białe plansze przedstawiają zniekształcone, karykaturalne postacie ludzkie, które nawet uprawiając seks nie są atrakcyjne, a z niejedną taką sceną mamy tu do czynienia. Ale dokładnie o to w tym chodzi. Skutnik w grafice jest równie pikantny i sprośny, co Szyłak w narracji. Można powiedzieć, że ‘zniża się’ do poziomu scenariusza. Tyle tylko, że dzięki temu unika rozbieżności pomiędzy tymi dwiema warstwami komiksu, buduje spójny obraz świata przedstawionego. Jest niczym motyl potrafiący upodobnić się do liścia lub kory drzewa, na którym siada. Tym samym, dzięki dobrze opanowanej strategii mimetyzmu, udaje się mu się skutecznie uniknąć drapieżnika, którym w tym wypadku jest oceniający: czytelnik, bądź recenzent. W innym kontekście ocena za podobne rysunki mogłaby być całkiem odmienna.

Jak nie trudno się domyślić, ‘Wyznania Właściciela Kantoru’ to komiks niszowy. Prawdopodobnie nie trafi w gusta czytelników, którzy lubią ładnie namalowane albumy z kolorowymi obrazkami, gdzie dobry bohater triumfuje nad wszechobecnym złem. Niejednego czytelnika z pewnością owo dzieło zniesmaczy, a w innym wywoła oburzenie. Nie znaczy to jednak, że nie rozbawi. Patrząc na ten albumik z przymrużeniem oka, można znaleźć w nim coś więcej, niż tylko nachalną nieprzyzwoitość i zdrożność, pod płaszczykiem szkaradności i wulgaryzmu, czai się bowiem drugie dno – przemyślana i celna satyra.

Jakub Syty



Wyznania… recenzja w Gazecie Wyborczej


kantor_okladka100Gazeta Wyborcza Trójmiasto 25-05-2006

Wyznania Właściciela Kantoru

Ukazał się powstały już kilkanaście miesięcy temu komiks Mateusza Skutnika ‘Wyznania właściciela kantoru’. Scenariusz napisał Jerzy Szyłak, najbardziej znany teoretyk komiksu w Polsce.

Właśnie ukazało się kolejne dziełko coraz bardziej popularnego i cenionego gdańskiego rysownika komiksowego Mateusza Skutnika. Do tej pory znany był on przede wszystkim za sprawą cyklu ‘Rewolucje’ – nastrojowego, nostalgicznego, rysowanego łagodną kreską i ciepłymi, miękkimi kolorami. Refleksyjny, choć nie pozbawiony sarkazmu, czarno-biały album ‘Blaki’ pozwolił nieco inaczej spojrzeć na tego wszechstronnego rysownika, ale nie odbiegał zbyt daleko od stylu ‘Rewolucji’.

Tym razem Skutnik prezentuje się z zupełnie innej strony – graficzny wyraz ‘Wyznań właściciela kantoru’ ma się nijak do wcześniejszych prac tego autora. Rysunki w tym niewielkim albumie są świadomie niedbałe, uproszczone, niemal prymitywne. Poszczególne postacie przedstawione są dość schematycznie, a cały drugi plan składa się zwykle z kilku zaledwie kresek.

Wygląda to na świadomy zabieg, dobrze pasujący do scenariusza Szyłaka. Bo ten ceniony znawca komiksu, jeden z nielicznych w Polsce naukowców na poważnie zajmujących się tą niedocenioną dziedziną sztuki, jak zwykle – ma już kilka tego typu dokonań na koncie – stworzył scenariusz, w którym ostentacyjnie o nic nie chodzi. Zresztą w kilku autotematycznych refleksjach, zawartych między kadrami komiksu, niemal kokieteryjnie się do tego przyznaje. Głównym tematem tego albumu jest ogromna chuć tytułowego bohatera, który – choć zaspokaja ją wielokrotnie i na różne, czasem dość wymyślne, sposoby – jakoś nie może znaleźć spełnienia i ukojenia.

Niby jest pełnokrwisty bohater – tytułowy właściciel kantoru, niby jest dość bierna, ale wyrazista postać drugiego planu – jego wspólniczka. Ale tak naprawdę cały komiks obraca się wokół tego, co główna postać nosi w majtkach.

Dla jednych: prostacki i wulgarny, dla innych: bezpretensjonalny i śmiały obyczajowo, jedno jest pewne – to nie jest komiks dla wszystkich. Niestety, nie jest to też dzieło, które ma szansę wzmocnić pozycję Skutnika pośród polskich autorów komiksowych.

Przemysław Gulda



Alicja: recenzja w KaZet


‘Nasza świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy’

Wydaje się, że świadomi swojego jestestwa bardzo często jesteśmy nazbyt ograniczeni, by móc wyobrazić sobie rzeczy, które przekraczają nasze pojęcie o otaczającym świecie. Trudno nam przekroczyć granicę realizmu i zanurzyć się w zupełnie irracjonalną rzeczywistość, która rządzi się zupełnie innymi prawami. Można powiedzieć, że niejednokrotnie boimy się wkroczyć w nieznane sobie wymiary, dalecy jesteśmy od podjęcia ryzyka marzeń na jawie, ponieważ znajduje się to poza naszą świadomością. Cytat zaczerpnięty z ‘Hamleta’, lecz obecny również w przedstawianym komiksie, bardzo dobrze pasuje do historii znanej z ‘Alicji w Krainie Czarów’. Tak się bowiem składa, że dziecko zupełnie inaczej odbiera świat, inaczej go interpretuje, potrafi bez chwili wahania odważyć się na rzeczy, które dorosłego przyprawiają o uczucie zmęczenia i wywołują zimny pot na plecach. Niech każdy z nas zastanowi się, jak zachowałby się trafiając do egzotycznej krainy, uświadamiając sobie, że to wszystko, co widzi wokół niego bliskie jest absurdu i zupełnie nie pojmuje tego, co się dzieje, tym samym nie może opierać się na zdobytym przez całe życie doświadczeniu. Czy nie stchórzylibyśmy? Alicja, jaką wszyscy doskonale znamy, to niewinne dziewczę, które w pogoni za śpieszącym się białym królikiem trafiło do bajkowego, acz wcale nie tak znowu pięknego świata rządzącego się nieco odmiennymi prawami, niż nasz. A gdyby tak Alicja, miast małą dziewczyną, była dorosłą policjantką ze świata przyszłości… A gdyby tak biały królik, miast białym królikiem, był wynaturzonym bandziorem… A gdyby tak Wonderland, miast krainą dziwów, był ohydnym miejscem zsyłki odmieńców i mutantów… Historia, u której podstaw leżą takie oto fakty zrodziła się w wyobraźni Jerzego Szyłaka. Jej wizualizacją zajął się Mateusz Skutnik. Efekt jest zadowalający, choć przyznam szczerze, że na pierwszy rzut oka trochę przeraża. Ale nikt chyba nie spodziewał się po tym scenarzyście grzecznej historii, natomiast solidnego scenariusza na pewno tak, a tym raczej nie powinien się rozczarować.

Świat, w który zabiera czytelnika Szyłak to świat brutalny, świat nieładny, ale jednocześnie na tyle przewrotny, że można usłyszeć w nim kwestie z hamletowskiego monologu. Owszem, jest w tej historii przemoc, jest w niej erotyka, jest w niej wreszcie solidna dawka surrealizmu, ale nie jest to historia tylko i wyłącznie brudna, choć na taką w pierwszej chwili może wyglądać. Oczywiście, przeważa w niej brutalność, niewątpliwie ku uciesze czytelników poszukujących tego typu rozrywki, ale to nie wszystko. Mam wrażenie, że Szyłak nie tylko chce zabawić czytelnika, serwując dobrze zmiksowaną mieszankę przygody, krwi oraz gwałtu, lecz chce mu jednocześnie podsunąć pod nos pewne treści, które uważa za istotne, warte odświeżenia, reinterpretacji. Myślę, że autor nie chciał, by jego komiks był jednowymiarowy i w tej jednowymiarowości postrzegany jako mało estetyczny i cokolwiek perwersyjny.

Rysunki Mateusza Skutnika z ‘Alicji’ są poniekąd mieszanką tego, co oglądać możemy w ‘Morfołakach’ i ‘Rewolucjach’. Dobrana stylistyka pasuje do wykreowanego świata imitującego futurystyczny Wonderland. Szkaradne postacie, wśród których gdzieś w tle odnaleźć możemy ludki z ‘Rewolucji’, dobrze pasują do budowanego w tej historii klimatu. Na ich tle wyróżnia się tytułowa bohaterka, rysowana trochę inaczej, a poprzez to prezentująca się jako osoba jakby nie z tej bajki. Dodam jeszcze, że ‘Alicja’ nie jest komiksem czarno-białym. Właściwie dominują w nim odcienie koloru niebieskiego, wzbogacone miejscami o czerwień – krew. Tym samym albumik posiada wyjątkowy nastrój.

Nie byłoby chyba nadużyciem stwierdzić, że już sam fakt, iż komiks napisany przez Jerzego Szyłaka nawiązuje do tak niesamowitego dzieła, za jakie przecież uznaje książkę Lewisa Carrolla, czyni go wartym uwagi. Nie mniej, ‘Alicja’ broni się sama, nie trzeba wcale bawić się jakieś przesadzone porównania, poszukiwać niezliczonych paralel i analizować ich znaczenia, żeby dojść do wniosku, że jest to historia ciekawa, dobrze napisana. Na pewno nawiązanie do kanonu jest niekonwencjonalne, twórcze i wyraziste, co zresztą doskonale podkreśla sposób, w jaki zostało zilustrowane, lecz historia z ‘Alicji’ Szyłaka i Skutnika żyje swoim życiem. Uważam, całkiem świadomie zresztą, że warto się z nią zapoznać.

Jakub Syty
Magazyn Kazet nr 39, czerwiec 2006



Alicja: recenzja na BelowRadars


alicja_okladka100Alicja

O komiksach Mateusza Skutnika pisać mi nie jest łatwo. Nie jest żadną tajemnicą, że znamy się z Mateuszem i od czasu do czasu robimy wspólnie komiksy (mało tego, wygląd serwisu jest w 50 procentach jego zasługą). Podobnie sprawa ma się z profesorem Szyłakiem, który obecny jest na stronach belowradars.com od początku istnienia tej strony. Wybaczcie te zbyt długie wstępy, ale wbrew popularnym ostatnio ‘trendom’ w komiksowej publicystyce chciałbym od razu przerwać wszelkie spekulacje na temat obiektywności moich opinii o ‘Alicji’ autorstwa Jerzego Szyłaka i Mateusza Skutnika. Bo o komiksie chciałbym wam co nieco opowiedzieć.

Jak pisze we wstępie Jerzy Szyłak, ‘Alicja w krainie czarów’ to jeden z tych tytułów, które wręcz domagają się opowiadania wciąż od nowa. Znam wiele wersji tej historii, ‘Alicja’ wg Szyłaka ma tę przewagę nad innymi interpretacjami, że jest zupełnie różna od tego co czytałem do tej pory.Autor ‘Szminki’ miał zamiar odrzeć przygody Alicji, jak sam napisał we wstępie, z elementów onirycznych. Zgodnie z tym co sam napisał w jego zamierzeniu historia ta nie miała być opowieścią o śnie, z którego bohaterka powoli się budzi i otrząsa. Rzeczywiście w kontekście tego komiksu nie można mówić o śnie, z którego powoli budzi się Alicja. To, co ją spotyka nie jest zwykła senną marą, to długi koszmar, bardzo brutalny i logiczny w swojej paskudnej brutalności. Patrząc na dotychczasową prace Szyłaka zupełnie nie dziwi fakt, że jego wersja klasycznej opowieści Lewisa Carolla to po prostu splatterpunk w najlepszym wydaniu. Zaraz po ‘Szmince’, historia Alicji to najlepszy z dotychczas opublikowanych scenariuszy Szyłaka. Przede wszystkim ze względu na czystość, ład i logikę świata przedstawionego. Jeżeli kogoś dziwi, że komplementuje zaletę, która w każdym przypadku powinna być podstawą jakiejkolwiek opowieści, przypominam z czym mamy do czynienia. ‘Alicja w krainie czarów’ jest utworem trudnym w odbiorze, natomiast dla interpretatora czy też reinterpretatora odgrzebanie się w ilości wątków, myśli i sensów tej historii jest często rzeczą nie do przeskoczenia. Szyłakowi ta trudna sztuka wyszła doskonale. Przy czym stworzył on historię nową i w pełni autonomiczną, a jednocześnie wierną oryginałowi. Niestety za dobrze skonstruowanym scenariuszem nie idzie w parze rysunek. A w każdym razie nie na każdej z 64 stron komiksu. Komiks ten powstawał długo, na styku dwóch różnych skutnikowych komiksowych kreacji – ‘Morfołaków’ i ‘Rewolucji’. Niestety od pierwszych stron do połowy komiksu, Skutnik zdaje się nie móc zdecydować, w którą rysunkową stronę pójść, czy jeszcze w stronę sprawdzonej konwencji ‘Morfołaków’ czy już nową zupełnie ‘rewolucyjną’. To, co można Mateuszowi zarzucić to brak zdecydowanego konceptu na komiks jako całość. Praktycznie jedynie w końcowych scenach batalistycznych widać, że rysownik (być może w końcu) wie dokąd zmierza. Dla odbioru stworzonej przez Jerzego Szyłaka opowieści, rysunki Mateusza pełnią rolę o tyle ważną co zbyt małą. Ilustrują scenariusz i tylko w połowie wspólnie go opowiadają. Muszę przyznać, że powyższy zarzut jest trochę na wyrost. Gdyby ‘Alicja’ była pierwszym komiksem Mateusza Skutnika pewnie piał bym z zachwytu nad nowym talentem. Parafrazując pewne powiedzenie – jesteś tak dobry jak twój ostatni komiks i mając przed oczami plansze do nowego tomu ‘Rewolucji’, który miałem szczęście zobaczyć, mogę powiedzieć, że z ocenami talentu Skutnika poczekam do premiery czwartej części jego flagowej serii.Póki co mamy niezgorszą ‘Alicję’. Kupić ją i przeczytać na pewno warto.

Karol Konwerski



Alicja


alicja_0

scenariusz: Jerzy Szyłak | rysunki: Mateusz Skutnik

przykładowe plansze | sample pages

 

Są opowieści, które można opowiedzieć tylko w jeden, określony sposób i takie, które wręcz domagają się opowiadania wciąż od nowa. Na przykład trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś chciał napisać nową wersję „Pana Tadeusza” (chociaż pamiętam o tym, że Juliusz Słowacki pisał dalszy ciąg tego poematu), ale wcale się nie dziwię pisarzom, którzy tworzyli własne wersje opowieści o Odyseuszu, wiem, czemu Loisel narysował „Piotrusia Pana” i dlaczego kolejne opowieści o Draculi tak bardzo między sobą się różnią. W owym podejmowaniu na nowo trudu opowiadania historii doskonale znanej nie ma nic z braku szacunku wobec pierwowzoru. Wręcz przeciwnie. Jest to raczej próba zajrzenia pod podszewkę, zobaczenia, co naprawdę kryje się tam, w głębi, za rogiem, w mrocznym zakamarku, w piwnicy domu na wzgórzu lub w tych krzakach, co na pozór tylko stoją i szumią na wietrze…

W mojej bibliotece są dwie książki, do których chciałbym wracać i wracać, i wracać. I w tych powrotach wcale nie przeszkadza mi fakt, że obie zostały już przerobione na wiele możliwych i niemożliwych sposobów przez całkiem liczne grono osób, kierowanych podobnymi do moich motywami. Jedna z nich to „Hamlet”, który jest dla mnie historią zabawną, nasyconą fajerwerkami dowcipu, pełną przewrotnej ironii, której ukoronowaniem jest tragiczny koniec. Drugą jest „Alicja w Krainie Czarów”, którą zawsze uważałem za historię dość przerażającą…

Za „Alicję w Krainie Czarów” zabierałem się dwukrotnie. Za pierwszym razem było „po bożemu”, dla dzieci i bez sennych koszmarów. Jak mi poszło za drugim razem, możecie się przekonać czytając komiks…

Kiedy pisałem scenariusz „Alicji”, nie istniała jeszcze gra „Alice”, istniał natomiast magazyn „Heavy Metal”, pełen historii fantastycznonaukowych, scen brutalnych, biuściastych kobiet. To z oglądania komiksów Corbena, Druilleta i – przede wszystkim – Moebiusa narodziła się ta wersja „Alicji”. Od początku wiedziałem, że Alicja będzie dorosła, bo nie umiałbym wrzucić dziecka (nawet wymyślonego i tylko narysowanego) do świata, w którym grasują Szalony Kapelusznik, obłąkany Kot z Cheshire i skłonna do obcinania głów Królowa Kier. Inną rzeczą, o której wiedziałem od początku, było to, że nie będzie to opowieść o śnie, z którego bohaterka na końcu się obudzi i otrząśnie. Wyrzuciłem więc to, co zbyt jednoznacznie wiązało się z onirycznym charakterem oryginału. Z niejakim żalem skonstatowałem, że nawet w tym dziwnym świecie, w jakim umieściłem akcję, nie ma miejsca dla Pana Gąsienicy. Na zwolnione przez niego (i parę innych osób oraz zdarzeń) miejsce wprowadziłem trochę innych, dziwnych rzeczy z „Hamletem” włącznie. A potem oddałem scenariusz w ręce rysownika… Dla scenarzysty komiksowego oglądanie kolejnych plansz dzieła, które sam napisał, jest doświadczeniem przedziwnym: traumatycznym i budującym zarazem. Traumatycznym, bo na planszach nic nie wygląda tak, jak sobie wymyślił. Budującym – bo wszystko wygląda lepiej niż sobie wyobrażał. Mój scenariusz do „Alicji” był bardzo skrótowy, czasem były to tylko zapisy dialogów lub jednozdaniowe informacje o tym, co na rysunku się dzieje. A rysunki Skutnika są szalenie precyzyjne i zbudowane ze szczegółów, o których istnieniu nie miałem pojęcia, kiedy pisałem scenariusz. Kiedy na nie patrzę, podejrzewam, że „Alicja w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla zajmuje w bibliotece Mateusza miejsce szczególne, może nawet honorowe.

Jerzy Szyłak (wstęp do komiksu Alicja)

  • Wydawnictwo: Timof
  • Data wydania: maj.2006;
  • Liczba stron: 64;
  • Format: B5;
  • Oprawa: miękka;
  • Papier: kreda 115 g;
  • Druk: kolorowy;
  • Dystrybucja: sklepy specjalistyczne;

Recenzje: