Czaki; recenzja na BelowRadars


czaki_okladka100Czaki

Zdecydowanie najśmieszniejszy i najbardziej popierzony ze scenariuszy Szcześniaka. Czaki doczekał się w końcu wersji oficjalnej nie kserowanej – i bardzo dobrze. Szkoda jedynie, że oprócz materiału podstawowego, oryginalnego, album ten „wzbogacony” został przez autora scenariusza o Czakiego 2 – rzecz raczej średnią i średnio śmieszną. Komiks ten to legenda undergroundu (przynajmniej dla niektórych). Co do rysunków Skutnika, to rysunkowy miszmasz, mieszanka stylów i konwencji, w których Mateusz rysował i rysuje do dzisiaj. Taka wypadkowa pomiędzy Morfołakami, a Rewolucjami.

Karol Konwerski



Rewolucje 4: Syntagma; recenzja w Activist.


Na tle ostatnich polskich dzieł komiksowych “rewolucyjny” cykl Mateusza Skutnika sprawia wrażenie wyjątkowego. A to z tej choćby przyczyny, że nie odnosi się do jakże modnej i chętnie partolonej problematyki obyczajowej ani nie zanurza się w historycznej stęchliźnie. Co prawda, historii na kartach “Rewolucji” nie brak, jest to jednak historia wymyślona, przetworzona, “nadpisana” nad jej oficjalną, linearną wersją, znaną nam z podręczników. Skutnik, zgodnie z duchem steam punka, traktuje ją jako formę, w którą można wpisać fantastyczne treści. I czyni to z godną podziwu wirtuozerią. “Rewolucje” toczą się w czasach wielkiej rewolucji przemysłowej. Wpisują we włąściwe im realia społeczne i umysłowe niesamowite portrety wynalazców, obsesyjnie zaabsorbowanych swymi projektami badawczymi. Są to postaci fikcyjne, poruszające się po świecie skutnikowej wyobraźni, ale, co nie bez znaczenia, w jakimś stopniu realne, ponieważ stanowią zapowiedź naszych czasów. Tom “Syntagma”, czwarty z serii, wieńczy jej dotychczasowe wątki i w odróżnieniu od poprzednich pozycji zadziwia precyzją i konsekwencją. Okazuje się bowiem, że luźne historyjki, przeplatane ze sobą pozornie bez ładu i składu w pierwszych trzech tomach “Rewolucji”, pełniły określoną rolę . Mamy więc tu do czynienia z wielowątkową zagadką, która znajduje swe zaskakujące rozwiązanie w “Syntagmie”. Dowiadujemy się, jaką rolę odgrywali jej różni, jak dotąd zdawało się – przypadkowi bohaterowie: tajemniczy jegomość w stroju egipskim, wszechwiedzący Gustaw, profesor Gilbert – twórca pierwszej rakiety kosmicznej, Henryk Naphta – detektyw o statusie oświeconego, mafioso z Angkor Wat czy tańczący derwisze. Wszystkie rozrzucone wcześniej tropy znajdują zwieńczenie w finale opowieści, która, jak przystało na eksperymentatorski temperament Skutnika, jest przekazywana w kilku równoczesnych narracjach. Ogarnięcie całości stanowi dla czytelnika nie lada wyzwanie, tym bardziej, że występujące w niej postaci, nakreślone oszczędną kreską, są do siebie uderzająco podobne. Być może po to, by czytelnik wykrzesał z siebie przynajmniej tyle pasji, ile mają oni sami. Ambitny zamysł, a to dopiero początek serii.

Dariusz Misiuna



Alicja, recenzja w Pro Arte


Lewis Carroll w XXXI wieku

Na pierwszy ogień – legenda polskich badań dotyczących teorii komiksu, Jerzy Szyłak. Tym razem w roli scenarzysty opowieści obrazkowej zatytułowanej Alicja, do której ilustracje wykonał znany z Rewolucji Mateusz Skutnik. Już w przedmowie Szyłak wspomina o literackich inspiracjach tej historii – Alicji w krainie czarów, co sugerować może sam tytuł, oraz Hamlecie. Rzecz się dzieje się w odległej przyszłości, bohaterką historii jest policjantka o imieniu Alicja, która podczas jednej z akcji znajduje przejście do innego świata. Dalsze wydarzenia przypominają senne wizje (pojawia się tam m.in. Ches, czyli nowa wersja Kota z Cheshire, a także scena z angielskiego teatru, na której wystawiana jest upiorna wersja dzieła Shakespeare’a), choć Szyłak zaklina się, że chciał uniknąć konwencji onirycznej. Skutecznie budują ją zresztą ciekawe ilustracje Skutnika utrzymane w kolorystyce burofioletowej.

Jako reinterpretacja i postmodernistyczna parafraza starej i znanej historyjki komiks jest w stanie się obronić. Jest bardzo sprawny warsztatowo – Szyłak w końcu doskonale zna reguły rządzące sztuką opowiadania nieruchomym obrazem – choć ma kilka poważnych mankamentów. Nie wiem czemu służyć ma przesycenie komiksu erotyką, co akurat w przypadku opowieści Szyłaka staje się manierą (przypominam choćby Szminkę, gdzie mieliśmy mocno przesadzony splot okrucieństwa i seksu). Do tego dochodzi umieszczanie całej akcji w roku trzy tysiące którymś tam – taki zabieg mierzi i najczęściej potrafi rozwalić fabułę dużo lepszą niż ta z Alicji. A jeśli idzie o samą fabułę, to szczerze mówiąc mam dość już „pasożytniczego” postmodernizmu, który zakłada, że wystarczy tylko zreinterpretować starą bajkę i powstanie wartościowe dzieło. Z tego też powodu komiks ten można potraktować chyba wyłącznie jako ciekawostkę, choć – trzeba przyznać – pod względem formy stoi on ponad przeciętnością.

Przemysław Zawrotny
Pro Arte, 4 (81) 2007



Rewolucje Syntagma: recenzja w Przekroju (Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006)


Przekrój, nr 48/3206 / 30 listopad 2006

Rewolucje = rewelacje

Kończący się rok był wyjątkowo udany dla miłośników polskiego komiksu. Choćby dlatego, że doczekali się oni finałowych odsłon dwóch niezwykłych serii rodzimych autorów. Najpierw w marcu, po kilku latach oczekiwania, Marek Turek zakończył tetralogię ‘Fastnachtspiel’. Ostatni tom opowieści w perfekcyjny sposób dopinał wszystkie wątki i windował całość na bardzo wysoki, światowy poziom). Teraz natomiast doczekaliśmy się czwartego albumu z cyklu ‘Rewolucje’, który zamyka pierwszą serię opowieści z dziwnego i fascynującego uniwersum wykreowanego przez Mateusza Skutnika.

Ten doświadczony i uznany twórca komiksów (a także stron www, czy internetowych gier logicznych i zręcznościowych) w ciągu ostatniego roku udowodnił, że jest autorem płodnym i różnorodnym. W tym czasie ukazały się trzy albumy z jego rysunkami – ‘Blaki’, ‘Wyznania właściciela kantoru’, ‘Alicja’ – pokazujące szerokie spektrum stylistyk i technik, w których Skutnik czuje się swobodnie. Jednak największą swobodę zdradza w ‘Syntagmie’, najnowszym tomie ‘Rewolucji’.

Ta swoboda cechuje zresztą cały cykl. Jest w nim miejsce na humor, nostalgię, melancholię, akcję. Na walkę czucia i wiary ze szkiełkiem i okiem. Na podróże w czasie i przestrzeni oraz transcendencję. Na jego stronach krzyżują się podróżnicze i pełne niesamowitych wynalazków opowieści Juliusza Verne’a z fantastycznymi wizjami Herberta G. Wellsa, a nawet znajdziemy tam czającego się w morskich odmętach potwora a’la Lovecraft. To swoboda, od której czytelnikowi kręci się w głowie i brakuje tchu.

Podobne wrażenia sprawia tempo akcji czwartego tomu cyklu. W trzech poprzednich – ‘Parabola’, ‘Elipsa’, ‘Monochrom’ – poszczególne epizody toczyły się niespiesznie, tak by czytelnik zdążył nacieszyć się ich atmosferą, pooddychał specyficznym powietrzem oryginalnego świata przedstawionego na stronach komiksu. Teraz nagle dostała przyśpieszenia, którego nie powstydziliby się reżyserzy kina akcji z Hong Kongu. Na 54 stronach Skutnik wraca do wszystkich bohaterów cyklu, do jego najważniejszych miejsc i zawieszonych wcześniej wątków. Podsuwa rozwiązania zagadek, ale nie podaje wszystkiego na tacy, dzięki czemu chce się do ‘Rewolucji’ wracać, by ciągle szukać rozwiązania.

Reżyserzy z Hong Kongu nie powstydziliby się także brawurowego montażu, przy pomocy którego Skutnik buduję swoją epicką opowieść. Efektowny i efektywny, zaskakujący i błyskotliwy, a przede wszystkim funkcjonalny. Pozwala na swobodne łączenie wszystkich motywów, płynną zmianę miejsca akcji i ciągłe zaskakiwanie czytelnika. A scena strzelaniny z ‘Syntagmy’ powala, niektórych bohaterów wręcz dosłownie. Spokojnie można porównać ją ze słynnymi sekwencjami z ‘Nietykalnych’, czy ‘Człowieka z blizną’.

Ostatni tom pierwszej serii ‘Rewolucji’ stanowi doskonałe zamkniecie całości i czyni cykl wyjątkowym dziełem. Nie tylko w Polskim, ale i światowym komiksie. ‘Rewolucje’ to kolejny dowód na to, że właśnie komiks jest dziedziną kultury, w której do Zachodu nam najbliżej.

Szymon Holcman.



Alicja: recenzja w Gazecie Wyborczej


Wszyscy, którym ‘Alicja w krainie czarów’, klasyczna powieść Lewisa Carrolla, kojarzy się z radosnymi – mimo kilku dramatycznych momentów – przygodami małej dziewczynki w onirycznej krainie, w której postacie z talii kart rozgrywały swoją własną partię, mogą być poważnie zaskoczeni tym, co zaatakuje ich z plansz tego albumu. Najnowsze dzieło pomorskich twórców – scenarzysty, a zarazem teoretyka komiksu Jerzego Szyłaka i rysownika Mateusza Skutnika – poraża wymyślnym okrucieństwem, krwią wylewającą się z prawie każdego kadru i erotyczną żądzą kierującą działaniami bohaterów. Zadziwia także umiejętnym połączeniem nastrojów: goryczy alienacji w nieludzkim świecie i gryzącej ironii, bez której ta historia byłaby trudna do zniesienia. Szyłak zrobił z Alicji dużą dziewczynkę, wędrującą po okrutnym świecie, Skutnik wyposażył ją w fizyczne atrybuty, których nie powstydziłaby się Lara Croft czy inne bohaterki współczesnej komputerowo-wirtualnej ikonosfery i wpakował w sam środek krwawej rozgrywki pomiędzy dwiema armiami. Świat, w którym dzieje się nowa wersja historii o Alicji, to zaskakujące pod względem wizualnym połączenie Carrollowskiej klasyki – jest tu i kot z Chashire, jest i dwór z demoniczną królową – oraz elementów żywcem przeniesionych z cyberpunkowych opowieści, np. budzącego grozę swoim ogromem miasta czy poruszających się w powietrzu pojazdów.

Skutnik tym albumem potwierdza swoją klasę i opinię jednego z najbardziej oryginalnych polskich rysowników komiksowych. Udało mu się połączyć w harmonijną całość bardzo odległe od siebie elementy, nasycić to swoim charakterystycznym stylem, a na deser dorzucić jeszcze do wielu kadrów cieszące każdego miłośnika popkultury rodzynki cytatów i aluzji. Od razu rzuca się w oczy celnie wpleciony w akcję fragment ‘Hamleta’. Uważni czytelnicy doszukają się w niektórych kadrach postaci rodem z ‘Rewolucji’ i ‘Blakiego’ – dwóch popularnych cykli komiksowych autorstwa Skutnika, a unoszące się w powietrzu stwory robią wrażenie, jakby przyleciały z kadrów komiksowego klasyka Moebiusa. Czaru w tym komiksie sporo, ale raczej nie takiego, o który chodziło Carrollowi. Dzieło Szyłaka i Skutnika to opowieść dla dużych dzieci, wychowanych przez telewizję i pornografię. To 64 strony dobrej, krwawej zabawy.

Przemysław Gulda
Gazeta Wyborcza – X/2006



Rewolucje Syntagma: recenzja w Premierach


Magazyn ‘Premiery’, Numer 18, listopad 2006

Wielcy odkrywcy – marzyciele powracają raz jeszcze

To już czwarty tom serii ‘Rewolucje’ Mateusza Skutnika, jednego z najbardziej wyrazistych twórców opowieści rysunkowych. Komiksy Skutnika to połączenie oryginalnej grafiki z niebanalnymi fabułami. Podobnie jak poprzednie części tego cyklu ‘Rewolucje – Syntagma’ opowiadają o świecie alternatywnym do naszej rzeczywistości, w którym rewolucja przemysłowa przełomu wieków osiągnęła inne, od znanych nam wyniki. Można powiedzieć, że cykl ten to steampunk po polsku. Jednak Skutnik sięga po ten gatunek fantastyki nie tylko po to by bawić czytelnika, ale przede wszystkim po to aby zadać fundamentalne pytanie o granice nauki i technologicznego postępu.

Jeżeli dotychczasowe części tej serii jeszcze was o tym nie przekonały, przeczytajcie ‘Syntagmę’. Album ten zbiera motywy przewijające się przez poprzednie tomy. Przekonamy się co stało się z rękopisami spisanymi przez człowieka owładniętego atakiem geniuszu, odkryjemy wreszcie sens ekstatycznego tańca derwiszy, a przede wszystkim poznamy tajemnicę magnetycznego bieguna ziemi.

Skutnik w tym komiksie połączył nie tylko wątki, ale zderzył ze sobą postacie, które w pozostałych trzech albumach do tej pory pełniły role drugoplanowe. Zmuszając czytelnika do sięgnięcia po poprzednie części, autor udowadnia, że ‘Rewolucje’ to dzieło kompletne i nie ma w nim miejsca na przypadek.

Karol Konwerski



Rewolucje Syntagma: recenzja w Esensji


magazyn Esensja; www.esensja.pl

Konsekwencja w zestawieniu

Mateusz Skutnik zamyka wewnętrzny cykl w ‘Rewolucjach’. W ‘Syntagmie’ łączy pozornie niezwiązane ze sobą wątki w spójną, logiczną całość. Tworzy opowieść pełną niekonwencjonalnych rozwiązań i niebanalnych pomysłów. Dowodzi faktu, że jest twórcą potrafiącym ogarnąć wiele, nie popadając w przesadę, nie tracąc drobiazgowo zbudowanego klimatu poszczególnych opowieści.

Czwarty tom ‘Rewolucji’ jest swoistą klamrą spinającą wiele pojawiających się wcześniej wątków. W ‘Syntagmie’ spotyka się masa bohaterów, którzy obecni w poprzednich albumach wydawali się być sobie zupełnie obcy. Jednak wymowa podtytułu jest prorocza. Fakty i postacie istniejące w cyklu są ze sobą nierozerwalnie związane, ale te połączenia, nić subtelnych zależności zostają ujawnione przez autora dopiero w tym albumie.

Nic nie jest bez znaczenia. Wszystko co zostaje przedstawione ma sens i wpisuje się w główną wymowę opowieści. Na szczególną uwagę zasługuje umiejętna gra czasem przedstawionym. Skutnik brawurowo rzuca swoich bohaterów w zmienną czasoprzestrzeń. Wydarzenia owiane tajemnicą we wcześniejszych tomach, wyjaśniają się w ‘Syntagmie’. Każdy element cyklu ma swoje miejsce i w połączeniu z innymi układa się w bardzo spójną, logiczną i konsekwentnie, choć nieco fragmentarycznie, opowiedzianą historię.

Skutnik nie ma skrupułów. Świat ‘Rewolucji’ jest światem strasznym, pełnym przemocy i wyrafinowania. Wynalazki wykorzystywane są często w zły sposób i służą szemranym interesom wąskiej grupy ludzi. Wynalazcy często są niedoceniani, a ich odkrycia obracają się przeciwko nim.

Graficznie album jest bardzo dopracowany. Skutnik zadbał (w końcu) o usunięcie ołówkowych linii pomocniczych i bardzo dokładnie nałożone kolory. Ale przede wszystkim na podziw zasługuje bardzo konsekwentnie prowadzona narracja. Autor pokazuje akcję z kilku punktów widzenia, umiejętnie zmieniając narratorów, dzięki czemu historia jest kompletna i płynna. Nie ma przestojów, których ewentualnym pojawieniu się zapobiegają właśnie nieustanne zmiany w prowadzeniu historii. Jednocześnie ‘Syntagma’ pokazuje jak istotną rolę w narracji odgrywają rysunki, a także konstrukcja plansz i wzajemne współgranie kadrów.

‘Rewolucje: Syntagma’ to komiks kompletny. Jednak dopiero wtedy gdy zestawia się go z wcześniejszymi tomami. Bo jedyną wadą wydaje się być zbyt duża hermetyczność tego albumu. O ile poprzednie części dało się czytać osobno, o tyle czytelnik nie znający ‘Paraboli’, ‘Elipsy’ i ‘Monochromu’ nie będzie mógł w pełni odczuć wszystkich sensów obecnych w ‘Syntagmie’. Czy to jednak faktycznie wada?

Daniel Gizicki.



Rewolucje Syntagma: recenzja Gazeta Wyborcza


Gazeta Wyborcza 20 listopad 2006, poniedziałek:

Skutnik od początku trzymał za sznurki

Gdański rysownik komiksowy wydał właśnie czwarty album z serii ‘Rewolucje’, zatytułowany ‘Syntagma’. W zaskakujący sposób domyka on wątki rozpoczęte w poprzednich częściach.

Cykl pełnowymiarowych albumów gdańskiego rysownika i scenarzysty Mateusza Skutnika, zatytułowanych ‘Rewolucje’, wydawał się przez trzy kolejne tomy zbiorem odrębnych historii, czasem realistycznych, czasem uciekających niespodziewanie w krainę zmyślenia. Można było odnieść wrażenie, że są one połączone w zasadzie tylko specyficznym klimatem i miejscem, w którym się rozgrywały. Były nastrojowe, czasami wręcz poetyckie, były zarazem osadzone w niezwykłym świecie, bliskim krainom z takich gatunków fantastyki jak steam-punk (to przede wszystkim za sprawą różnego rodzaju zaskakujących urządzeń i skomplikowanych mechanizmów, którymi zapełniał Skutnik kadry swojej serii) czy historie alternatywne (to za sprawą prawdziwych postaci, choćby Maria Curie-Skłodowska, czy miejsc – jak np. gdańska Złota Brama – pojawiających się tu epizodycznie i w kontekście nieco oderwanym od swego miejsca w tej wersji historii jaką uznaje się za prawdziwą). Były jednak – przede wszystkim – mocno zagadkowe.

Do dziś. Bo właśnie ukazał się album, będący finałowym epizodem tej serii. Album, który udowadnia, że ten brak związku między poszczególnymi opowieściami był tylko pozorny, a przekonanie, że autor opowiada tylko oderwane od siebie epizody – mylne. Skutnik od początku trzymał za sznurki, z których utkane były te opowieści i czekał tylko na moment, żeby za nie pociągnąć. Zrobił to na kadrach swego najnowszego dzieła. Okazuje się, że wszystkich bohaterów łączy jeden cel, a prawie cała akcja poprzednich albumów nie bez powodu dzieje się w świecie nauki i racjonalizmu.

Po przeczytaniu ostatniego tomu, ‘Rewolucje’ zaskakująco okazują się niezwykłą realizacją jednego z ważnych toposów literatury fantastycznej, próbą odpowiedzi na pytanie o relacje między rozumem a wiarą albo doświadczalną wiedzą a oświeceniem. Skutnikowi udaje się uniknąć banału, zostawiając jednocześnie czytelnikowi sporo miejsca na własną interpretację: choć wiele tajemnic się wyjaśnia, czytelnik, zamykając ten album, nadal ma głowę pełną pytań.

Przemysław Gulda



Alicja: recenzja w Nowej Fantastyce


Opowiedziane na nowo.

Na ‘Alicję’ Jerzego Szyłaka i Mateusza Skutnika trzeba było czekać ponad dwa lata. Pierwsze plansze i zapowiedzi pojawiły się w 2003 roku i dały przedsmak tego, czego można oczekiwać w przyszłości. A jako że wspomniany duet to z pewnością jedni z najciekawszych polskich twórców i obok ich prac trudno przejść obojętnie, również tym razem stworzyli dzieło, którym warto się zainteresować.

‘Alicja w krainie czarów’ Lewisa Carolla to literacki klasyk, którego wielką zaletą jest to, że można go dobrowolnie interpretować. Skorzystał z tego Jerzy Szyłak, ale poprowadził swą opowieść zupełnie inną drogą niż większość twórców zainspirowanych pierwowzorem Carolla. To historia opowiedziana całkowicie od nowa, pozbawiona oniryczności i zdecydowanie poważna. Świat, do którego trafia tytułowa bohaterka, jest brutalnym i wypaczonym miejscem. Roi się w nim od wszechobecnych niebezpieczeństw i perwersji. Na nieszczęście to nie sen, tylko pełna koszmarów jawa, z której nie można się obudzić. Siłą tego scenariusza jest nie tylko udana próba ominięcia wielu myśli i wątków zawartych u Carolla, lecz także fakt, że podobnie jak w oryginale, czytelnik ma tutaj wolną rękę w interpretacji sugestywnych i pobudzających wyobraźnię obrazów.

Rysunki Skutnika są usytuowane gdzieś pomiędzy ‘Morfołakami’ a ‘Rewolucjami’. Co prawda można odnieść wrażenie, że ich autor nie dokońca wiedział, jak chce ten album narysować, lecz mimo to graficznie wypada on dość oryginalnie – głównie dlatego, że odbiega od prac do których Skutnik przyzwyczaił nas we wcześniejszych dziełach. Na uwagę zasługuje tu przede wszystkim świetnie dobrana paleta barw oraz niecodzienne eksperymenty z kadrowaniem i perspektywą, które znakomicie budują nastrój przerażenia i grozy.

‘Alicja’ to komiks dobrze napisany i sprawnie narysowany, przez co z pewnością zasługuje na uwagę zarówno miłośników dobrej rozrywki, jak i tych, którzy szukają wyrafinowanej, oryginalnej treści. Trzeba jednak zaznaczyć, że zdecydowanie nie jest to dzieło dla wszystkich, a na pewno nie dla tych, którzy lubują się w szablonowych opowieściach nie wymagających odrobiny refleksji.

Paweł Deptuch
Nowa Fantastyka nr 7(286) lipiec 2006



Alicja: recenzja w Dzienniku


Są opowieści, które mozna opowiedzieć tylko w jeden, określony sposób i takie, które wręcz domagają się opowiadania wciąż od nowa – pisze Jerzy Szyłak we wstępie do ‘Alicji’. Stworzył ją do spółki z Mateuszem Skutnikiem. Najbardziej znany w Polsce teoretyk komiksu sotatnio coraz częściej udziela się jako scenarzysta.

Za inspirację obrazkowej interpretacji powieści Lewisa Carolla posłużyli Szyłakowi artyści związani z kultowym magazynem komiksowym ‘Hevay Metal’. Tacy twórcy jak Moebius czy Corben łączyli w swoich opowieściach niczym nieposkromione fantastyczne wizje i erotykę, a prowokacja była jednym z ich ulubionych metod twórczych. Skutnik i Szyłak nie są może tak prowokacyjni, ale ‘Alicja’ z pewnością nie jest komiksem dla dzieci. Główna bohaterka to nie dziewczynka, ale kobieta która wpada w dziwny uskok przestrzeni i dostaje się do obozu zagłady dla mutantów. Ta pełna smutku i koszmarów historia została ciekawie zilustrowana przez Skutnika. Rysownik do swej groteskowej kreski dorzucił kilka malarskich zabiegów, tworząc klimatyczną kolorystykę w tonacji szarości i bladych błękitów.

Trudno szukać tu motywu przewodniego, to raczej fantastyczna wariacja o okrucieństwie, wyobcowaniu i żądzy. Szyłak i Skutnik podążając za swoimi mistrzami, wyraźnie starali się stworzyć album intrygujący i niejednoznaczny. Eksperyment zdecydowanie się powiódł.

Sebastian Frąckiewicz.
Dziennik, nr 30/2006, 24 maja 2006 środa


« Previous PageNext Page »