Rewolucje: Integral release announcement
July 13, 2016
Dla odmiany dobre wiadomości, zwłaszcza dla czytelników Rewolucji którym brak pierwszych, egmontowskich tomów. Do druku właśnie poszedł integral tej serii, składajacy się z pierwszych czterech tomów. Łącznie dwieście stron komiksu opatrzonych nową okładką.
Te cztery tomy składają się z pozornie niepowiązanych ze sobą krótkich historii, które, gdy spojrzeć na nie z pewnej odległości, układają się w zamkniętą, mozaikową historię.
Po przeczytaniu tego integrala polecam ponowne przeczytanie tomów 6-9, w których znajdują się drobne odniesienia do tej pierwszej tetralogii.
A teraz najlepsze: premiera integrala Rewolucji wypada już 29 sierpnia 2016!
//–
[Info techniczne na marginesie: ostatni miesiąc spędziłem przygotowując cały materiał na nowo do druku. Skanowanie, czyszczenie ramek i dymków, i co najważniejsze, nowe, zunifikowane liternictwo na wzór nowych tomów z tej dekady (patrz: Rewolucje 9 i 10).]
Rewolucje 10: Pełna Automatyzacja
May 16, 2016
przykładowe plansze | sample pages
W świecie rewolucji technicznej nastała era robotyzacji. Powstają odważne plany automatyzacji wybranych gałęzi przemysłu. To koniec czasów znoju, trudu i ciężkiej pracy fizycznej człowieka. Przed nami nowy, lepszy świat w którym to automaty wykonują całą pracę, a ludzie mogą spokojnie zasiąść w fotelach i cieszyć się wolnością, swobodą i dostatkiem. Automatyzacja zapewni nie tylko wzrost wydajności fabryk, ale i nieosiągalny wcześniej przyrost dochodu narodowego. Zaiste, przed nami świetlana przyszłość. Nie ma się czego obawiać. Wszystko będzie dobrze.
Recenzje:
Rewolucje 8, recenzja na Gildii Komiksu
April 15, 2016
Komiksową serię Rewolucje Mateusza Skutnika należy uznać za godny hołd złożony erze silnika parowego, epokowym wynalazkom i wielkim wizjonerom. Mamy tu do czynienia z oryginalnymi opowieściami z pogranicza literatury steampunkowej oraz suspensu, z elementami grozy i kryminału. Twórca przewrotnego cyklu wykreował na jego łamach niepowtarzalne uniwersum, wypełnione wybitnymi jednostkami, a także ich nieszablonowymi dziełami. W ósmym tomie (W kosmosie) pozornie oderwane od siebie wątki mocno zazębiają się ze sobą, a jego osią fabularną jest podróż w stronę gwiazd.
Mateusz Skutnik to jeden z najbardziej utalentowanych, konsekwentnych i precyzyjnych rodzimych artystów komiksowych. Oprócz recenzowanej serii ma na swoim koncie cztery części Blakiego, czyli filozoficzne i egzystencjalne rozważania poczciwego nieszczęśnika, upiorne komiksy z cyklu Morfołaki oraz nieco psychodeliczną Alicję ze scenariuszem Jerzego Szyłaka. Kolejne śmiałe projekty rozplanował z dużym wyprzedzeniem na następne lata.
Ludzie od zawsze marzyli o eksploracji kosmosu. W recenzowanym komiksie owo wiekopomne marzenie zostaje zrealizowane. Odważny astronauta wyrusza w przestrzeń kosmiczną. Niespodziewanie dociera do dziwacznej rzeczywistości, wypełnionej nieżywymi żabami. W niepojętym miejscu znajduje się również enigmatyczny przedmiot – duży fioletowy sześcian, pokryty dziwacznymi znakami. W międzyczasie poznajemy losy innych bohaterów komiksu, w tym ojców sukcesu owego projektu, wnikliwego naukowca oraz rozbitków z zatopionego statku.
Opowieść wypełniona jest całą masą szarlatańskich wynalazków, dziwnych urządzeń i mitycznych przedmiotów (wspomniana kostka). Najmocniejszym punktem niniejszego dzieła są zaskakujące zwroty akcji, soczyste dialogi oraz wszechobecna aura niepokoju, lęku przed niepojętym. Skutnik i Holcman udanie zaprezentowali destrukcyjny układ człowiek – maszyna. Jak w przypadku wcześniejszych tomów serii, zaserwowano nam niebanalne zakończenie oraz wyrazistych bohaterów.
Z dobrej strony prezentują się charakterystyczne ilustracje rodzimego artysty. Skutnik z wielkim wyczuciem rysuje wielce wymowne plansze, pełne apetycznych niesamowitości i pociesznie wyglądających bohaterów. Doskonale wypadają całostronicowe, dopieszczone pod każdym względem kadry – wystarczy spojrzeć na rysunek ze strony pięćdziesiątej czy lądowanie kosmonauty w dziwacznym świecie. Świetne są również akwarelowe, ciepłe barwy oraz układ poszczególnych plansz.
W kosmosie to kolejny mocny album w dorobku artystycznych Mateusza Skutnika. Postmodernistyczna wirtuozeria. Pean ku chwale wynalazczości i szaleńczej pogoni za marzeniami. Brawo.
Ocena: 8/10
Mirosław Skrzydło
Rewolucje 10 finish timestamp
April 11, 2016
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 1]
Nie wiem jak wam, ale mi zawsze najlepiej maluje się na koniec albumu. Podobno wykształcenie nawyku wymaga 60 dni codziennego powtarzania i wbijania do łba jednej konkretnej czynności. Więc jak się tak maluje dwa miesiące bez przerwy to na koniec flow jest nie z tej ziemi. A tu trzeba kończyć. Jutro ostatnia strona. Bez sensu.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 2]
Od 22 lutego do 10 kwietnia. 49 dni. Oprócz 54 stron nowego komiksu ten okres obejmuje także kolejne sto godzin grania w Fallouta 4. Kurwa – jak to, zapytasz bez pardonu? Tak to, bo w grę tu wchodzi prosty system perpetuum mobile. Otóż: najpierw trochę grasz, nie za dużo, godzinkę, może dwie, wystarczająco żeby wpędzić się w stan poczucia winy że nie malujesz. Następnie malujesz całą stronę, po czym w ramach nagrody za namalowanie całej strony odpalasz sobie grę. I tak w kółko. Do skutku.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 3]
Porada regresywna: jeżeli malujesz komiksy farbami wodnymi i jednocześnie masz kota lub dwa – wodę do malowania trzymaj w słoikach, by po skończonej robocie móc zamknąć słoik nakrętką, bo inaczej koty w nocy chleją tę wodę jednocześnie rozchlapując dookoła, nie daj boże na monitor od kompa a już totalnie nie daj boże na planszę którą jak baran zostawiłeś obok na noc. Polecam heksagonalne słoiki firmy Rolnik.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 4]
Porada wsobna: jak chcesz skończyć album w weekend, to nie zostawiaj sobie na niedzielne popołudnie ostatniej planszy, która sama w sobie powinna zabrać około tygodnia benedyktyńskiej pracy. Sigh. Skończę prawdopodobnie jutro. Czyli wychodzi 22 luty – 11 kwietnia. 50 dni. 54/50. I tak niezły wynik.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 5]
Tak patrzę na ten cały album i mogę spokojnie potwierdzić, że owszem, definitywnie nadal nie umiem ani za dobrze rysować ani malować. Ale to nie szkodzi. Następnym razem znowu postaram się jeszcze bardziej po prostu.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 6]
Ewidentnie, ale to ewidentnie przejawiam objawy uzależnienia od malowania tego albumu. Ta ostatnia strona przedłużała jak mogła, byle się jeszcze nie skończyć. Ale trzeba umieć powiedzieć sobie w pewnym momencie – wystarczy. I tak oto, koniec.
~~~~
[Mądrości na Koniec, odc. 7]
Okładka – zawsze najgorsza robota.
Also – przepraszam za spamowanie facebooka, ale tak jakoś na koniec albumu zawsze nostalgicznie mi się robi. Za kilka dni przejdzie, wszystko wróci do normy.
24 hour comics day 2015
October 12, 2015
Did I ever tell you the definition of insanity?
Well, yes, yes I did. Twice already. Here and here.
My take on this challenge is a bit different than what Scott McCloud proposes. Yes, I did create a 24-page comics in 24-hour span, that was on my first attempt in 2011, and right then this particular challenge lost it’s meaning because of the fact that I achieved it. Since then my take on this whole idea is this: create for 24 hours. The main condition is time, not number of pages. I’d rather create few pages but of high, printable quality, than a 24-page half-assed, rushed through comics that will be good for nothing actually. And that’s what I’ve been doing since 2011. This year I wanted to create a 4-page Rewolucje short, as I was asked by Andrzej Baron for something for his Znakomiks magazine. Last year I learned that creating one Rewolucje page takes about 6 hours, so the timing was perfect. The first page however (shown below) took me 7.5 hours. Luckily, that was the main establishing shot, most detailed opening of the short. Latter pages were simpler to create and I finished all of this around 5:30 A.M. Since I had few hours left I also created a cover for a 24-hour comic book anthology, as asked by the publisher and organizer of the event. You can also check it out below. Besides that I’m posting photos I’ve been taking more or less hourly through entire 24 hours (well, 20, since I split after 8 A.M. when I had literally nothing more to do). So here it is. The insanity.
« Previous Page — Next Page »