the Kinematograph


kinematograf_plakat

the Kinematograph is a movie created by Tomasz Bagiński. It’s based on one of my short comic stories, published in Rewolucje 3: Monochrom comic album under the polish title: Kinematograf.

Premiere: June 17th, 2009.

See also:



the Kinematograph finished


Big news coming your way. After 4 years ” the Kinematograph” is finally ready. What is that? It’s a short animated movie based on one of my graphic novels from the Revolutions series. The creator is none other than an Oscar nominee Tomek Bagiński. He was nominated for the Oscar in 2003 for his movie “the Cathedral”. So quality ensured. I didn’t see the movie yet, the premiere is scheduled on june 17th, so still a month away. Waiting for it imaptiently. In the meantime – besides the trailer – here are few stills from the movie (after the jump)…

(more…)



Twitter timestamp


on Twitter. ;). I know it’s not much of a news and you’d really like to hear me say something elase (like – CF3 finished :D), but this is all for now. Back to programming. ;)



Blaki – Gandhi w interludiach


Jesienią 2005 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi premierę miał album dla polskiego komiksu przełomowy – “Blaki” Mateusza Skutnika i Karola Konwerskiego. Sama postać Blakiego znana była już wcześniej czytelnikom “Ziniola”, jednak dopiero w albumowej formie przedstawiona została szerszej publiczności.

Niepozorna, 56-cio stronicowa książeczka wydana przez debiutującą wówczas oficynę Timof i Cisi Wspólnicy, zawierająca czarno-białe historyjki, pozbawione “komiksowości” – w jej najprymitywniej rozumianej formie uproszczeń i awanturnictwa dla komiksu w Polsce okazała się tym – jakkolwiek karkołomnie brzmi to porównanie – kim Gandhi dla światowej polityki. Połączenie zewnętrznej skromności, niemal ascezy edytorsko–graficznej z ważkością podejmowanych tematów, odrzucenie akcji na rzecz refleksji, wreszcie wcielenie w życie zasady „zrób to sam” – wspólne mianowniki można by mnożyć.

W owym 2005 roku w Polsce nie funkcjonowało szerzej nieco napuszone pojęcie „powieści graficznej”, przeznaczone dla pozycji ambitnych, nowatorskich, koncentrujących się na obyczajowych historiach, przeznaczonych dla dorosłego czytelnika. O ile “komiks dla dorosłych” istniał, choć bez spektakularnych sukcesów, to kojarzył się głównie z epatowaniem seksem, przemocą lub aluzjami politycznymi. „Blaki” był chyba pierwszym komiksem dla dorosłych, który nie potrzebował plakietki z “rodzicielskim ostrzeżeniem”. Bo i nie wspomniane „atrakcje” czynią go niewłaściwym dla dziecięcego czy młodzieżowego odbiorcy – to komiks, którego głównym bohaterem jest myślenie jako czynność. A to nie jest atrakcyjny temat dla młodszych czytelników. I nie dla wszystkich dorosłych. W efekcie czytelnicy otrzymali pierwszy polski komiks, który – o ile ktoś miałby taka potrzebę – śmiało można określić mianem powieści graficznej.

Główny bohater, to – jak przedstawiają go sami autorzy – „niewielki, wiecznie czymś zatroskany facecik, który sprawia wrażenie, jakby całe życie spędzał na rozmyślaniach”. Jest niejako antytezą komiksowego bohatera, z reguły nastawionego na działanie. Do stereotypowego macho z historii obrazkowych Blakiemu jest równie daleko, co Woody’emu Allenowi do Bruce’a Willisa. Zawsze ubrany na czarno, introwertyczny, wyciszony, skupiony na otaczającej go rzeczywistości, której najprostsze przejawy stają się punktem wyjścia do filozoficznych rozważań. Z rzadka wchodzi w interakcje z innymi ludźmi, mimo że nie jest odludkiem. To typowy przykład everyman’a, który mógłby istnieć w każdej epoce i w każdym miejscu, gdyż jego filozoficzne wywody pozostają uniwersalne i ponadczasowe, a przy tym dotyczą każdego z nas.

Najbardziej charakterystyczną cechą wszystkich opowieści o Blakim jest brak akcji sensu stricte. Autorzy pokazują bohatera w momentach “pomiędzy”. W codziennych chwilach zawieszenia, podczas wykonywania drobnych czynności, nieatrakcyjnych z fabularnego punktu widzenia. Wstawianie wody na herbatę, czekanie na autobus, wieszanie prania – sytuacje tak banalne, że aż oryginalne jako komiksowa sceneria. Potęgują one uniwersalizm przedstawianych historii, wszak każdy czytelnik doznaje takich codziennych interludiów. Nie jest istotnym to, co działo się przed chwilą lub to, co będzie za moment. Ważne jest tu i teraz, płynące doznania oraz wynikające z nich refleksje.

Gandhi na tronie

Podobny chwyt nieakcyjności stosowany był już w filmie (Jarmush) czy w literaturze (Proust, Bukowski, Miller), w komiksie zaś jest swoistym novum, zagraniem niejako wbrew samej fabularnej istocie komiksu, nastawionej na jak najatrakcyjniejszą akcję z jak najliczniejszymi zwrotami. Ten brak struktury narracyjnej na rzecz refleksji i snucia rozważań upodabnia “Blakiego” do poezji, z głównym bohaterem jako podmiotem lirycznym. Poszczególne rozdziały/historie, ukazujące kolejne odsłony “wewnętrznej migracji” głównego bohatera, można zaś porównać do wierszy, oddających różne stany ducha, będących zarazem podróżami szlakiem jego myśli. A te wędrują doprawdy w najdziwniejsze rejony. Zgodnie ze starym powiedzeniem, że nawet najdłuższa wędrówka zaczyna się od pierwszego kroku, wyjściowe sytuacje, które prowokują Blakiego do rozmyślań, mają swoje miejsce właśnie w tych banalnych, codziennych czynnościach.

Wieszanie prania (“Bielizna”) okazuje się dobrym punktem wyjściowym do zastanowienia się nad przemijaniem i trwaniem, nad ulotnością bytu i iluzorycznością pieniędzy. W “Rytuale” nieoczekiwane zakłócenie codziennego przyzwyczajenia do porannego papierosa skłania do tezy o Wyższej Istocie. Wstawienie wody na herbatę (“Czajnik”) to z kolei demiurgiczna moc indukcyjnego wpływania na najodleglejsze pola elektromagnetyczne. W “Herbacie” Blaki wykazuje się empatią, w prosty sposób zmieniając atmosferę w przedziale na pełne życzliwości zrozumienie. Przypadkowe zrzucenie notesu przez kota (“Wieczorny”) owocuje teorią o darze przypominania, jaki posiadają rzeczy. Wspaniała jednoplanszówka “Ptaki” to najlepsze odzwierciedlenie procesu, gdy doznanie niemal duchowe zostaje strywializowane i przefiltrowane przez pryzmat codziennego życia. “Odjazdy” przypominają czytelnikowi, jak często plany rozmów, robione przed długo oczekiwanym spotkaniem zostają zarzucone na rzecz radości z widoku bliskich. W “Dziewięciu życiach” Blaki dywaguje o wcieleniach, przez które przechodzimy w ciągu dnia i podnosi niezmienną wartość, jaką daje poczucie bliskości drugiej osoby.

Wszystkie te rozważania podane są bez patosu czy filozoficznego zadęcia. Blaki nie jest typem mędrca, głoszącego objawione prawdy – on raczej dziwi się światu, wyciąga wnioski z obserwacji i ze stoickim spokojem (czasem zakłóconym przymusowym odwykiem, jak w rozdziale “Nerwy”) kontempluje zastaną rzeczywistość. Jest w jego postawie coś z buddyzmu, to codzienne pochylenie się nad najdrobniejszymi aspektami rzeczywistości, przy jednoczesnym poczuciu, że wszystko ma swoją przyczynę i skutek, a codzienne małe zdziwienia mogą urosnąć do rangi wielkich odkryć.

Nostalgiczne historyjki utrzymane w jesiennych odcieniach szarości spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem czytelników – “Blaki” został uznany za najlepszy polski komiks na łódzkim Międzynarodowym Festiwalu w 2006 roku. Nakład sprzedał się jak na polskie warunki błyskawicznie, wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy rozwinęło swoją ofertę wydawniczą, a autorami zainteresowała się krakowska oficyna Znak, do tej pory nie kojarzona z komiksami. Nakładem Znaku ukazały się m.in. “Mini wykłady o maxi-sprawach” Leszka Kołakowskiego, i to one stały się inspiracją dla drugiej odsłony opowiastek o Blakim, tym razem pod nobilitującym tytułem “Pan Blaki”.

Wracając do wcześniejszego porównania – “Pan Blaki” to już Gandhi na królewskim tronie. Twarda okładka, duży format, znamienite sąsiedztwo namaszczonych autorów w katalogu wydawniczym Znaku. Na szczęście idea pozostała niezmienna, kolejne występy człowieczka w czarnym stroju znów zapraszają czytelnika do odbycia prywatnego seansu filozoficznego, do wnikliwszego przyjrzenia się rzeczywistości.

Drzemka przed telewizorem prowadzi do rozważań o kłamstwach – tych dużych i tych małych, pozornie bezpiecznych. Przygotowywanie obiadu jest pretekstem do zadumy nad nudą jako doświadczeniem rozłożonym w czasie. Długoterminowy kredyt pozwala kupić sobie rzecz nienazywalną, czyli czas. Sen sprowadza marzenia o sławie, którą trudno utrzymać. Wizyta w urzędzie i u lekarza sprawdza umiejętność wybaczania. Zakupy w sklepie udowadniają, że prawdziwa dobroć powinna być odruchem, a nie wykalkulowanym działaniem. Obserwując stawiającego pierwsze kroki malucha, Blaki zauważa, jak często odrzucamy możliwość władzy, choć teoretycznie każdy jej pragnie. A wysłanie kuponu Lotto pozwala zastanowić się nad możliwościami pomocy swojemu szczęściu.

Każdy z rozdziałów jest zabawnie spuentowany, przez co przedstawiane wywody jeszcze silniej zapadają w pamięć. Wykłady Kołakowskiego stały się dla Skutnika i Konwerskiego idealnym materiałem wyjściowym, który twórczo przełożyli na język komiksu. W efekcie czytelnicy otrzymali jeden z najciekawszych i najmądrzejszych albumów 2007 roku, lekturę wielokrotnego użytku i coś w rodzaju życiowego poradnika, „filozoficznej instrukcji obsługi” świata.

Gandhi w sitcomie?

“Blaki” i “Pan Blaki” to dylogia, jakiej na polskim rynku nie było. Wyprowadzenie prostych zależności między codziennymi czynnościami a najważniejszymi filozoficznymi dylematami przyszło autorom lekko, naturalnie i z doskonałym wyczuciem komiksowej materii. Wszystkich tych, którzy polubili zafrasowanego człowieczka wielce zatem ucieszyła Kultura Gniewu, serwując w ubiegłym roku albumik “Blaki. Paski”, zawierający niepublikowane dotąd krótkie formy. Niestety, lektura trzeciej części, firmowanej już tylko przez Mateusza Skutnika, nie przynosi spodziewanej satysfakcji. Powód jest oczywisty – na zawartość tomiku składają się krótkie historie, pierwotnie wysyłane na internetowe konkursy tematyczne. Tutaj sprawiają wrażenie wyjętych z kontekstu, niedopracowanych scenariuszowo. Poza tym, poza stroną graficzną i postacią bohatera, niewiele łączy ten tomik z poprzednimi. Blaki pojawia się w serii krótkich, obyczajowych skeczy, zaginęły gdzieś jego rozważania, nie ma śladu po dawnym zamyśleniu. Tutaj się dzieje, co stoi w oczywistej sprzeczności z założeniami, które legły u podstaw komiksu. Jednym słowem – mało Blakiego w “Paskach”.

Historyjki składające się w większości z czterech obrazków, niekiedy połączone tematycznie, bawią puentami, dają świadectwo doskonałemu warsztatowi Mateusza Skutnika, jednak w zestawieniu z poprzednimi albumami wypadają co najmniej blado. Gdyby przypadkowy czytelnik zaczął przygodę z tym bohaterem właśnie od pozycji wydanej przez Kulturę Gniewu, mógłby wzruszyć ramionami ze zdziwieniem, o co cały ten hałas. Podmiana bohatera “Pasków” na dowolnego innego obyłaby się bez szkody tak dla samego komiksu, jak i dla Blakiego. Bo czy można wyobrazić sobie Gandhiego w głównej roli w sitcomie?

Komiksowy rynek w Polsce od 2005 roku widział już niemało. Wydawcy oswoili nas z najrozmaitszymi ambitnymi pozycjami – obyczajowymi, psychologicznymi, społecznymi. Rysowane albumy doczekały się recenzji (a czasem i stałych działów) w najbardziej opiniotwórczych dziennikach i magazynach. Pośród coraz bardziej wzbierającej fali zachwytów nad “From Hell”, “Blankets”, “Berlinem” czy “Persepolis” warto rozejrzeć się na rodzimym poletku i dostrzec tam Blakiego – skromnego bohatera filozoficznych przypowiastek, rzucającego wyzwanie frazesom. Nietsche powiedział – “im bardziej wpatrujesz się w głębię, tym bardziej głębia wpatruje się w Ciebie”. Blaki powiedziałby – im bardziej wpatrujesz się w siebie, tym bardziej siebie poznajesz.

Autor: Robert Popielecki.



Rewolucje 20-page graphic novel


On a completely different note, here’s my latest graphic novel. It’s a 20-page, non-words story created for upcoming comic anthology “greetings from Cartoonia”, preparedy by the Stripburger Magazine. Here are first four pages (enjoy them here in full colour, because Cartoonia will be printed in grayscale):

For those of you wondering why waste colorfull version for grayscale printing, here’s my answer: I always create Rewolucje in full colour, regardless of the way of printing. And I’m pretty sure that this story will end up in some full-Rewolucje album someday, maybe next year or so, and that it will definietly be in full colour.

No words whatsoever, so possibly another comic book for you guys out there in the world.

Happy Easter.



Bunny Catch Those Eggs


play



VormkfasA


vormkfasa_logo

Głupcze!

Właśnie trzymasz pierwszy nr pierwszego na świecie sensownego i artystycznego, i industrialno, asensowno, surrealistyczno chorego magazynau. W momencie (tym właśnie) piszę ten tekst a ty go czytasz… I obojętnie czy jesz wafel, czy czytasz tylko, czy słuchasz radia, czy puszczasz bąki, czy dłubiesz w… to i tak czytasz teraz ten tekst i chyba masz narąbane w głowie że jeszcze to robisz. Na codzień jesteśmy bardzo nieśmiali, grzeczni, mili, cieplutcy, nie mamy nic wspólnego z plutą ani serem, dlatego wszystkie złe strony (nasze) wychodzą w tym co robimy. Następne numery wyjdą wcześniej niż myślisz i będą bardziej bezmyślne, głupie, dewianckie, chamskie, piękne, kochane, pokur… e, debilne niż ty. Jeżeli jesteś ładną dziewczyną to cię kochamy i chcemy się z tobą umówić w środę po dziewiętnastej u progu, a jeżeli jesteś chłopakiem (i to brzydkim) to cię olewamy , w ogóle nas nie obchodzisz (jak w to wierzycie to macie narąbane). Powyższy tekst jest napisany tylko i wyłącznie po to by zapełnić ten kawałek strony prawda panie.

~~~~

Powyższy tekst otwierał pierwszy numer VormkfasY który ukazał się w marcu 1997 roku na Politechnice Gdańskiej. Autorem był nieżyjący już Łukasz Favor Klimkiewicz, grafik, malarz, komiksiarz, performer, artysta. Gdyby nie jego przedwczesna śmierć, byłby dzisiaj jedną z najważniejszych osób w naszym komiksowym światku, o ile by jeszcze go interesowało to poletko. Wystarczy spojrzeć na te jego prace sprzed 12 lat.

Magazyn komiksowy wymyśliliśmy wspólnie w 1996 roku. Nazwa VormkfasA to anagram naszych pseudonimów: favor i mask (sic!).

VormkfasA to magazyn czterostronicowy. Później się rozrósł, ale o tym za chwilę. Pierwotna forma to był żart, coś bardziej w kierunku pewnego jednorazowego wydarzenia czy happeningu. Nakłady oscylowały pomiędzy 20 a 100 egzemplarzy, więc nie można tu mówić o jakiejkolwiek poligrafii. Magazyn kserowaliśmy i rozdawaliśmy za darmo nieznajomym na wydziale architektury PG. Favor wymyślił taką formę zabawy: rozłożyć magazyn w jakimś gęsto uczęszczanym miejscu (np w międzywydziałowym łączniku pomiędzy budynkami) i obserwować kto bierze. Jasne, to były tylko cztery strony, ale tutaj liczyła się jakość, nie ilość. Albo inaczej, to był 1997 rok, wtedy to liczyła się jakakolwiek publikacja i wyjście do czytelnika, bo oprócz tego to można było ewentualnie wydrukować jednoplanszówkę w AQQ albo Krakersie. Raz na kwartał. Jak się miało szczęście (my wówczas nie mieliśmy). Dla wyjaśnienia, tak, moje pierwsze komiksy drukowane ukazały się w AQQ, Krakersie i Lekarstwie Rafała Szłapy, ale to było trochę później.

Ten komiksowy happening trwał półtora roku, w tym czasie ukazało się siedem numerów magazynu:

  1. nr 1, marzec 1997;
  2. nr 2, kwiecień 1997;
  3. nr 3, czerwiec 1997;
  4. nr 4, październik 1997;
  5. nr 5, luty 1998;
  6. nr 6, czerwiec 1998;
  7. nr 7, wrzesień 1998;

Wraz z kolejnymi numerami gazetki pojawiali się nowi rysownicy chętni do współpracy, co doprowadziło do rozbudowania VormkfasY. Zostało utworzone Stowarzyszenie Miłośników Komiksu “VormkfasA” (takie prawdziwe, legalne, z siedzibą i składkami, nawet byliśmy w książce telefonicznej :D). Magazyn rozrósł się do 24 stron, z czasem do 32 i zaczął prezentować szersze spektrum gdańskiej twórczości komiksowej. Im bardziej VormkfasA stawała się “popularna” w kręgach twórców i czytelników, tym mniej interesowała Favora. Coraz mniej jego prac ukazywało się na łamach, on sam poszedł własną drogą.

W 1999 po MFK czekając na dworcu w Bydgoszczy na przesiadkowy pociąg do Gdańska udało mi się przeprowadzić z Favorem wywiad-rzekę na temat jego podejścia do komiksu i sztuki w ogóle, do przeczytania tutaj >>.

Osoby związane ze stowarzyszeniem i nową wersją magazynu: Tomek Sitek, Nikodem Skrodzki, Robert Żmuda, Paweł Szczepański, Juliusz Pyrta i Bartek Roczniak. Magazyn stał się już nie tyle “mój”, co stowarzyszeniowy. Większość moich komiksów tam opublikowanych to morfołaki, znane już chociażby z wydania zbiorczego tego cyklu. Magazyn ukazywał się w latach 1998 – 2000, w tym okresie ukazało się siedemnaście numerów. Do dziewięciu z nich zrobiłem okładki:

vormkfasa_covers

Równocześnie z powstaniem dużego magazynu, rozpocząłem publikowanie VormkfasY Classic – w takiej samej formie jak pierwsze siedem numerów: cztery strony ksero, za darmo – jako dodatek do dużej VormkfasY. Co ciekawe – VormkfasA Classic ukazywała się jako dwutygodnik przez cały rok 1999. W tym czasie powstały 24 numery, do tego dwa z końca 1998 roku i trzy z 2000, łącznie 29 numerów.

Aspekt kserowania okazał się na tyle ważny, że swego czasu powstała nawet definicja tej wydumanej w oparach tonera “sztuki”:

kserografika[gr.] – najmłodsza gałąź drzewa zwanego grafiką; jej celem jest umiejętne dobranie środków wykonania matrycy, zwanej przez zwolenników tej odmiany grafiki matką-kopią tak, aby w procesie tworzenia uwzględnić niedoskonałości kopii wtórnych, powstałych w wyniku procesu kserowania, udostępnionych ogółowi odbiorczemu, o ile ów istnieje; k. jest sztuką balansowania pomiędzy wysublimowanym artyzmem zwiewnej lekkości oryginalnie zatrzymanej w czasie kreski na papierze, a jej topornie powielonym, małodusznym obrazem. Wreszcie to we mnie urosło i zostało po 25 miesiącach zastanowienia określone jako kserografika. Dla zwolenników roli sztuki jako medium odwzorowania rzeczywistości mam trzy słowa: a po co? Od tego mamy fotografikę, wideo, przekazy dokumentalne. Zrobienie kopii narzędziem niedoskonałym, jakim jest kserograf powoduje pożądane przetworzenia rzeczywistości. Chcesz zobaczyć potwora? Skseruj sobie swoje zdjęcie w dowodzie. Mechanizmy kserografii stoją nam podporą, gdyż nie pokazujemy w naszych komiksach świata rzeczywistego. Pokazujemy nasz własny świat. Hokus Pokus, lord czarodziej znalazł się na księżycu, bo w czasie snu przeszedł tam w strumieniu księżycowego światła. Oto nasze księżyce.

VormkfasA Classic (autorzy komiksów podpisani pod planszami – jeżeli podpisu nie ma znaczy się moje):

  1. nr 1, listopad 1998;
  2. nr 2, grudzień 1998;
  3. nr 3, 1 styczeń 1999;
  4. nr 4, 15 styczeń 1999;
  5. nr 5, 1 luty 1999;
  6. nr 6, 15 luty 1999;
  7. nr 7, 1 marzec 1999;
  8. nr 8, 15 marzec 1999;
  9. nr 9, 1 kwiecień 1999;
  10. nr 10, 15 kwiecień 1999;
  11. nr 11, 1 maj 1999;
  12. nr 12, 15 maj 1999;
  13. nr 13, 1 czerwiec 1999;
  14. nr 14, 15 czerwiec 1999;
  15. nr 15, 1 lipiec 1999;
  16. nr 16, 15 lipiec 1999;
  17. nr 17, 1 sierpień 1999;
  18. nr 18, 15 sierpień 1999;
  19. nr 19, 1 wrzesień 1999;
  20. nr 20, 15 wrzesień 1999;
  21. nr 21, 1 października 1999;
  22. nr 22, 15 październik 1999;
  23. nr 23, 1 listopad 1999;
  24. nr 24, 15 listopad 1999;
  25. nr 25, 1 grudzień 1999;
  26. nr 26, 15 grudzień 1999;
  27. nr 27, 15 luty 2000;
  28. nr 28, 21 kwiecień 2000;
  29. nr 29, 11 maj 2000;

 

~~~~

To wszystko zsumowane daje niezbyt okrągłą liczbę 53 numerów magazynu.

W międzyczasie ukazał się numer specjalny, w którym były przekserowane stare komiksy Favora. Tutaj wstęp z tego numeru.

A tutaj dodatkowe materiały, które niedawno znalazłem.

Logo design. Pierwszy i jedyny szkic loga magazynu z 1996 roku . :D

A tutaj mamy ulotkę promocyjną z pierwszych spotkań komiksowych w Gdańsku z 1999 roku. Jak widać początkowo związki pomiędzy VormkfasĄ a spotkaniami były ścisłe, ale mój projekt nazwania spotkań “spotkaniami” upadł, impreza została nazwana GDAK a reszta… jest historią.

W nagrodę za dotarcie do końca całego artykułu dostajesz drogi czytelniku bonus – jeszcze więcej do przeczytania w sprawie VormkfasY. Oto galeria redakcyjnych zdjęć.

~~~~

R   E   A   K   T   Y   W   A   C   J   A

~~~~

WTEM!

Minęło prawie dokładnie 15 lat i VormkfasA powraca jako gazetka w obiegu około-festiwalowym. Wielki powrót nastąpił 16 maja 2015 podczas festiwalu Komiksowa Warszawa, gdzie magazyn był zgodnie z pierwotnymi założeniami rozdawany za darmo, tym razem nie przypadkowym ludziom, ale tym, którzy poświęcili mi kilka minut ze swojego życia podczas sesji autografów i na spotkaniu z autorem. Reszta egzemplarzy została wręczona niczego nie podejrzewającym znajomym. Słowo o numeracji. Ten numer bierze pod uwagę wszystkie poprzednie VormkfasY w każdej formie, stąd wziął się numer 54, który pojawia się na tym magazynie. Albo na tej magazynie. Zależnie od punktu widzenia. Ten run gazetki będzie miał 7 numerów, tak jak oryginalny run  z lat 1997-1998.

  1. nr 54, 16 maja 2015 (autorzy: Dominik Szcześniak, Marcin Rustecki, Nornica Pictures);
  2. nr 55, 2 października 2015 (autorzy: Marek Turek, Marceli Szpak, Maciej Pałka, Nornica Pictures);
  3. nr 56, 21 maja 2016 (autorzy: Mikołaj Tkacz, Tomasz Grządziela);
  4. nr 57, 1 października 2016 (autorzy: Robert Sienicki, Piotr Nowacki);
  5. nr 58, 24 czerwca 2017 (autorzy: Jan Mazur, Kuba Babczyński);
  6. nr 59, 16 września 2017 (autorzy: Marek Lachowicz, Anna Krztoń);
  7. nr 60, 15 września 2018 (autorzy: Dominik Szcześniak, Joanna Karpowicz);

 

~~~~

 

I…
To by było na tyle.

 

 

 

 

Chyba.



Storm of the Year 2008 award – 10 Gnomes honoured


last night I received this:

to my total surprize I must add. Fourth nomination, I guess I got used to not getting it. But this year the Gnomes did the job. Big thanks to everyone who voted. Now all I need is a fireplace to put this on. The awards took place in the local television studio and was being broadcast live, and I had no idea whatsoever what’s coming, so it’s no surprize that I kind of lost it during the acceptance speech. :D But not that much, I think I managed to get my thought through – that I’m happy that a game was considered as art.

Find me.



wywiad dla Ziniola


Mateusza Skutnika przedstawiać nikomu nie trzeba – autor “Blakiego” i “Rewolucji” parę dni temu otrzymał nagrodę “Sztorm Roku” 2008 (przyznawaną przez czytelników “Gazety” najciekawszym twórcom i animatorom kultury, których pełną listę znajdziecie tutaj), a kilka tygodni temu ogłosił , że zakończył prace nad kolejnym albumem “Rewolucji”, zatytułowanym “Dwa dni”. Jak napisał na swojej stronie, będzie to album bez słów, dostępny dla czytelników na całym świecie. Oficjalny wydawca komiksu nie jest znany, lecz okładka i przykładowe plansze pewnie nie bez powodu zawisły na blogu Kultury Gniewu. W związku z tym zadaliśmy Mateuszowi kilka pytań:

Ziniol: Dostałeś nagrodę Sztorm Roku 2008. Czwarta nominacja, pierwsze zwycięstwo. Wcześniej nominowany byłeś za swoją pracę komiksową, a nagrodę zawdzięczasz “10 gnomom”. Komiks poszedł w odstawkę?

Mateusz Skutnik: Skądże znowu. Po prostu w tym roku kapituła bardziej doceniła mój projekt gry, niż komiksu. Z drugiej strony – zarówno komiks, jak i tworzenie gier to dla mnie czysta przyjemność, tylko że komiks w Polsce to jedynie hobby, gry to praca i chleb. Być może dlatego komiks jest podporządkowany kalendarzowi tworzenia gier, a nie odwrotnie. Jednak komiksy powstają. Trochę wolniej, niż kiedyś, ale jednak.

Najnowszy album “Rewolucji” jest już ukończony. Jak się pracowało nad tą serią po tak długiej rozłące na rzecz gier?

Rozłąka z “Rewolucjami” nie wynikała z powodu gier, tylko z powodu “Blakiego”, który to zdominował mnie na chwilę komiksowo. Teraz, skoro “Blaki” jest już definitywnie zakończony, czas na powrót do “Rewolucji”.

“Dwa dni” – czy jednym z nich jest “Zwykły dzień”, który został już swego czasu opublikowany?

Tak, album składa się z dwóch historii – jedna z nich to właśnie “The ordinary day”, stworzona sześć lat temu dla “Stripburgera” do ich antologii. Myślę, że warto przedstawić ten 24-stronicowy komiks polskiej publiczności. Do tego materiału dołożyłem drugą historię, 32-stronicową, tak więc wyszedł całkiem spory objętościowo albumik. Albumik – ponieważ plansze są małe. Komiks stripburgerowy był malowany w formacie A6, do takiego wydania, tak więc zachowuję spójność. Także ta druga historia jest w tym samym rozmiarze.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Komiksy? Kolejne “Rewolucje”. Na razie nie chcę zdradzać szczegółów kolejnego projektu. Gry? Mam na tapecie cały czas rozgrzebany “Covert Front 3”, ta gra z czasem urosła do gargantuicznych rozmiarów. Dlatego skończenie jej trwa tak długo. Później – “Submachine 6” i “Daymare Town 3”, czyli moje flagowe serie gier.

Zbliżają się Warszawskie Spotkania Komiksowe. Czy żądni autografów czytelnicy mogą liczyć na Twoją obecność?

Niestety, w tym roku nie wybieram się na WSK. Jakoś się nie złożyło. Na pewno będę tradycyjnie już na MFK, zapraszam.

Dziękuję za rozmowę.



Rewolucje 5: dwa dni – the cover



« Previous PageNext Page »