Rewolucje 8 finished
November 2, 2013
That was… few strange days.
From October 7th to November 2nd I created 36 pages of “Rewolucje in Space” comic book. That’s what you can see on the picture above.
That kind of puts to shame that 46/46 thing I did last year. This is not the complete album, you need to add 46 previously finished pages – that adds to a nice number of 82 pages. This is why it took a bit longer this year to finish that. These 46 pages needed few more short stories and some kind of story plot device to glue it all together. And I thought that wouldn’t take that long, but all in all it turned out to be almost another album.
Above: the brave space explorer. I always admired those brave ones who do things no one ever done before. Godspeed my friend. This is the 8th album in the series. It’ll probably be released at the beginning of December, I’ll let you know in a separate post when that happens.
If you’re wondering if this series will continue – have no fear. I already have 4 more albums written, or at least mind-sketched. Or have a good idea on how it should look like. That’s it I guess. Alle the news on Rewolucje I got right now. I’ll be selling the book through my store – you’ll be able to get an autographed copy of it – but there’ll be only like 20 copies available from me directly, so don’t miss the premiere.
Oh, almost forgot:
Last year I wrote about saying goodbye to your characters once you finish drawing them, similar to a wrap in hollywood terminology. The same goes for the tools I use. First one to go was the pencil. Then the watercolors, then ink. The desk is getting emptier each day. I expect it to be completely clean in few days just in time for Submachine 9 development.
Good bye my trusty friends. See you next year.
Hello Submachine 9.
I popłynęli…
October 18, 2013
Ni mniej ni więcej tylko do Trollhattanu w Szwecji.
I tak oto ostatni egzemplarz Rewolucji na Morzu opuszcza moje domostwo…
#żal #smutek #duma #jesień #depresja
24 hour comics day 2013
October 14, 2013
This week I went straight back into the insanity of continuous 24 hour comics drawing.
I’ve tried that two years ago and succeeded [check it our here], so for me that particular thing on my bucket list was already crossed out, didn’t want to do that all over again. This time the plan was a bit different. Creating a random, 24-page comic mini-album that’s revolving around a given subject is not my thing actually. Instead I made another plan for myself. 24-hours of non-stop drawing, that’s still on, but I took my own material – namely pages from my upcoming Rewolucje album.
But the thing is – those pages had to be triple A, album-quality work, not something created quickly and under pressure. So the plan was – 5 pages. Around four hours per page with some spare time for resting and talking to other artists – last time I was so focused on the task at hand that the whole social aspect of the experience went completely over my head. This time I wanted it to be more of a creative meeting. I already had the story and sketches done, it was just the matter of creating the final sketch on paper and painting. To my surprize the venue was small and a lot of people showed up, around 50 – some of them came to town especially for this event. Those were real troopers. Anyway, due to overcrowding the workplace was a bit small. I spent first four hours preparing final sketches and then busted out the big guns:
This picture was taken around 3 AM, and that’s actually when I was already finishing all 5 pages On this photo there’s the final, fifth page visible. Still lots of work was done on it after the photo though. So plan A took 15 hours to complete (12 PM – 3 AM). After that I went back to sketching. At this point I felt that it’s a good moment to stop painting and just go back to simpler tasks. I started sketching more pages from the album and also designed few characters. I was doing that until I ran out of paper – and that happened around 6 AM. So at this point I literally had NOTHING to do, except for socializing. But there is a fine line between being social and outgoing towards other people and being annoyingly interrupting to people who are trying to run the marathon.
I split around 7 AM with the feeling of a job well done. When I woke up I did a quality check and it all holds up nicely. You be the jugde. Here, or after buying the album once it’s released.
Big thank you to all people taking part – see you guys next year.
Tetrastych; recenzja w Notesie Wydawniczym
October 9, 2013
Skutnik puścił farbę.
Zanim „Tetrastych” pojawił się w formie albumu, ukazywał się w sieci prawie przez rok. Bowiem Mateusz Skutnik założył sobie ambitny plan: co tydzień komponował „wierszyk” na cztery kadry. Z piątym elementem – tytułem, który często stawał się kluczem do zrozumienia sensu, przesłania, anegdoty.
Te obrazkowe czterowiersze wypełniają plansze zawsze w takim samym porządku, symetrycznie wzdłuż i wszerz. Rygorystyczna zasada. Dla autora ograniczenie – nie może poszaleć, wyjść poza prostokąty. Zarazem ma ułatwienie przy komponowaniu rozkładówek.
A tym razem Skutnik rozmalował się. Widać, że operuje pędzlem i pastelem lekko, swobodnie. Używa różnych farb na żeberkowanym papierze, lawuje, pozwala plamom rozlewać się, uwidocznia fakturę. Dopiero na to rzuca kontury dla form, które z niemal abstrakcyjnych stają się twarzą, postacią, ptakiem i czym tam jeszcze. Jak zwykle pojawiają się charakterystyczne, podobne do Blakiego stworki, lecz nie tylko. Mamy całą galerię typów, na ogół mało sympatycznych, niezbyt mądrych, często z sadystycznymi skłonnościami. Dymki (na ogół białe, z tekstami pisanymi drukowanymi literami) są wyraźnie inną materią na […]
Poniedziałek, 9 września 2013
Monika Małkowska
Materiał pochodzi z czasopisma Notes Wydawniczy Wydanie nr 255
mfk aftermath
October 7, 2013
Wszyscy piszą jak fajnie było na MFK w tym roku, a ja dla odmiany pokażę jakie są wymierne efekty poemefkowe. Czyli łopaty w ręce i kopiemy dalej ten ugór. Okazuje się że naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o to z kim – a nie gdzie. Baterie naładowane na co najmniej pół roku. Widzimy się w Warszawie, dzieciaki.
So many closures
September 30, 2013
Last week Dexter went down in flames and shame and we’re still asking ourselves – how is it possible that they made 8 seasons of that?…
Yesterday Breaking Bad finale aired and this series ended in the blaze of glory, taking the rightful place among the best tv shows of all time.
Lately I finished my opus magnum, Daymare Town 4, which proved that I still can do a neat game once in a while.
And today I finished 10 Gnomes. Now they just sit there in the window and once they cool off I’ll serve them to you.
Pastel Stories is no more. All my things are under my name right now. Aditionally I redesigned entire Pastel Games website, now you can easily access all of our distinctive series through their own mini-hubs.
Things are changing.
Time to move on.
Each time I’m about to draw or paint – I always buy few new things. It’s nice to have something squeaky clean, at least for a brief moment. This time it was a new batch of paper (but of course), few brushes and white gouache paint from Talens – the same one that served me so well when I was covering entire previous album in the fog. To be clear – I’m not starting a new album – I’m finishing it. It already has over 46 pages and I just need to add few more stories to wrap things up. It’s already written, by the way.
The sketches are waiting, now it’s only a matter of actually drawing the comic.
Through the years I learned that it’s kind of dangerous to have only one project open at any given time – if you hit a writers block on it – you’re stuck. But if you have two or even more projects at once – you can jump from one to another, and ride the wave of creativity as long as you physically can. That’s why I saved the best news for last. Starting from October I’m beginning the development of Submachine 9: the Temple.
Goodbye Walter White, thank you for everything.
Hello Murtaugh.
Tetrastych; recenzja na Alei Komiksu
September 8, 2013
Mateusz Skutnik podchodzi do rysowania kolejnych albumów zadaniowo. A to zrobi 48 plansz Rewolucji „We mgle” w konsekwentnym tempie jednej strony dziennie (w jednym ciągu), a to za jednym posiedzeniem pociśnie minialbum podczas projektu 24 godziny. Czy w końcu najnowsze wyzwanie – zbiór stripów rysowanych z regularnością cotygodniową i zebranych w album wydany przez Wydawnictwo Komiksowe. Czterokadrowe historyjki publikowane były przez rok na forum Gildii w ramach nieco zapomnianego konkursu na pasek komiksowy. Dodać należy, że Skutnik zwyciężył w pierwszej edycji tego konkursu odbywającego się od lutego 2005 roku najpierw na forum Wraka, a od 72 edycji do teraz (na dziś prawie 380 tematów!) pod egidą Gildii. Co ciekawe, nowy album Skutnika nie jest jego pierwszym takim wyczynem, bo pokłosiem tego samego konkursu był też wydany w 2008 roku przez Kulturę Gniewu albumik „Blaki – paski”.
Rysowanie stripów jest dla Skutnika ćwiczeniem, bowiem forma stripu jest wbrew pozorom niezwykle wymagająca. Nie dość, że trzeba czytelnika rozbawić, zaskoczyć lub skłonić do refleksji, to trzeba też być lapidarnym i bezbłędnym. Pasek jest strzałem snajpera. W “Tetrastychu” wychodzi to różnie, ale zazwyczaj na równym poziomie, gdyż autor często trafia w sedno i wyjątkowo rzadko pudłuje. Oczywiście robi to w swoim specyficznym stylu, a jego poczuciu humoru partneruje charakterystyczna oprawa graficzna. Ilustracje są przekrojem od stylu Morfołaków (pojawia się nawet jeden z bohaterów tej serii) aż po malowane impastem niczym pastą do zębów plastyczne landszafty. Wygląda to pięknie. Całość jest spięta narracyjną klamrą w postaci pojawiających się na okładce ptaszków, więc śmiało można powiedzieć, że to komiksowy album od deski do deski (twardych lakierowanych okładek).
Mimo wszystko, można odnieść wrażenie, że “Tetrastych” jest Skutnikową fanaberią, powstałą mimochodem zabawą z nieoczekiwanym efektem w postaci albumowego wydania. Dla fanów rzecz konieczna jako uzupełnienie kolekcji. Jako samodzielne dzieło oderwane od kontekstu konkursu paskowego – po prostu zbiór stripów, które momentami mogą zachwycić, ale wcale nie muszą.
Ocena: 6/10
Autor: Maciej Pałka
Tetrastych, druga recenzja na Paradoksie
August 8, 2013
Swego czasu pewna irlandzka wokalistka dała się namówić na skomponowanie utworów do poszczególnych epizodów pewnego serialu dokumentalnego. W efekcie powstała płyta, za sprawą której wspomniana wkroczyła na ścieżkę solowej kariery, dorobiła się pokaźnej fortuny, własnego zamku oraz światowego rozgłosu.
Trochę podobnie rzecz się ma z Mateuszem Skutnikiem, który globalnej sławy póki co jeszcze się nie doczekał (a czego piszący te słowa szczerze mu życzy), ale też dał się wciągnąć w podobny „układ” jak rzeczona artystka. Bowiem na jednym z wiodących forów, uczęszczanych przez komiksową brać, partycypował w cotygodniowym konkursie na jednoplanszową opowiastkę. Kumulacją całorocznego trudu jest pełnowymiarowy album zatytułowany po prostu „Tetrastych”, który to wyraz zwykło się przekładać po naszemu jako „czterowiersz”. Nieprzypadkowo zresztą, bo konkursowe cugle ograniczały uczestników artystycznych szranek do zaledwie czterech kadrów.
Tym sposobem Mateusz Skutnik, choć w mocno zmodyfikowanej formule, nawiązał do tradycji ś.p. Janusza Christy, który również miał w zwyczaju tworzyć „czterowiersze” na potrzeby „Wieczoru Wybrzeża”. Efekt finalny prezentuje się co prawda odmiennie od zwykle piętrowych, ściśle powiązanych ciągiem fabularnym opowieści mistrza z Sopotu, trudno jednak odmówić zawartym tu opowiastkom (choć niekoniecznie wszystkim) błyskotliwego humoru. Swoje cele Skutnik osiąga w różny sposób. Dominuje jednak groteska („Pożegnanie”) oraz pastisz („Zimno”). Przy czym frajdą samą w sobie jest okazja do prześledzenia ciągu skojarzeń autora – zwykle nieszablonowych i w bogactwie swej inwencji pozytywnie zaskakujących.
Recepcja poszczególnych „czterowierszy” zależy rzecz jasna od rozrywkowych preferencji potencjalnego odbiorcy albumu. Wielbiciele wisielczego humoru być może odnajdą coś dla siebie przy okazji lektury m.in. „Ognia”, „Gry cieni” czy „Chusteczki”. Nie obyło się również bez mile widzianych w tzw. wyszukanym towarzystwie zgryźliwości pod adresem chrześcijaństwa („Święty”, „Islam”). Nie jest to zatem dziełko światopoglądowo zdystansowane, choć w swojej klasie całkiem zabawne.
Plastyczny styl Skutnika cechuje przede wszystkim wrażeniowość i zamiłowanie do operowania rozmytymi akwarelami. Okrzepła w toku kilkunastu lat twórczości maniera rzeczonego prawdopodobnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Współautor „Morfołaków” zdaje się zwykle preferować barwny monochromatyzm udanie podkreślający nastrój rozrysowywanych scen. Tak też bywa tutaj, choć gwoli ścisłości zdarzają się także plansze kolorystycznie bardziej zróżnicowane. Całość znamionuje realizacyjny pośpiech, ale też ekspresywna improwizacja charakterystyczna dla warsztatowego ćwiczenia.
Na swój sposób wiele mówiącym zabiegiem jest kompozycja na okładce dalece odbiegająca od tradycyjnie pojmowanej okładki komiksowego albumu. Miast tego wzbudza skojarzenia raczej z tomikiem haiku tudzież książeczkami dla dzieci ilustrowanymi przez przejawiających awangardyzujące ambicje plastyków. Nieprzypadkowo, bo Skutnika raczej trudno uznać za typowego wytwórcę historyjek obrazkowych. Dał temu wyraz m.in. w swoim sztandarowym cyklu „Rewolucje”. Zresztą ta na swój sposób zastanawiająca tendencja przejawia się nie tylko w jego dorobku, ale też u co najmniej kilku innych aktywnych obecnie twórców. Przy czym trudno wyzbyć się odczucia ich ucieczki od jednoznacznie kojarzącej się z komiksem estetyki. W pełni zrozumiałą tendencją jest pęd autorów ku nowym odmianom artystycznej ekspresji. Niemniej równocześnie może wytwarzać pozory odcinania się od korzeni gatunku na rzecz poszybowania ku bardziej rokującym dotacyjnie obszarom stylistycznym.
Przemysław Mazur
« Previous Page — Next Page »