Rewolucje Integral unboxing


rew_int_unbx_1

rew_int_unbx_2

rew_int_unbx_3

rew_int_unbx_4

rew_int_unbx_5



Rewolucje: Integral release announcement


Dla odmiany dobre wiadomości, zwłaszcza dla czytelników Rewolucji którym brak pierwszych, egmontowskich tomów. Do druku właśnie poszedł integral tej serii, składajacy się z pierwszych czterech tomów. Łącznie dwieście stron komiksu opatrzonych nową okładką.
Te cztery tomy składają się z pozornie niepowiązanych ze sobą krótkich historii, które, gdy spojrzeć na nie z pewnej odległości, układają się w zamkniętą, mozaikową historię.
Po przeczytaniu tego integrala polecam ponowne przeczytanie tomów 6-9, w których znajdują się drobne odniesienia do tej pierwszej tetralogii.
A teraz najlepsze: premiera integrala Rewolucji wypada już 29 sierpnia 2016!
//–
[Info techniczne na marginesie: ostatni miesiąc spędziłem przygotowując cały materiał na nowo do druku. Skanowanie, czyszczenie ramek i dymków, i co najważniejsze, nowe, zunifikowane liternictwo na wzór nowych tomów z tej dekady (patrz: Rewolucje 9 i 10).]

rew_int_okladka_600





Znakomiks #15


znakomiks_15_1

znakomiks_15_2



Rewolucje 10: Pełna Automatyzacja


rew_10_okladka

przykładowe plansze | sample pages

start > finish > unboxing

W świecie rewolucji technicznej nastała era robotyzacji. Powstają odważne plany automatyzacji wybranych gałęzi przemysłu. To koniec czasów znoju, trudu i ciężkiej pracy fizycznej człowieka. Przed nami nowy, lepszy świat w którym to automaty wykonują całą pracę, a ludzie mogą spokojnie zasiąść w fotelach i cieszyć się wolnością, swobodą i dostatkiem. Automatyzacja zapewni nie tylko wzrost wydajności fabryk, ale i nieosiągalny wcześniej przyrost dochodu narodowego. Zaiste, przed nami świetlana przyszłość. Nie ma się czego obawiać. Wszystko będzie dobrze.

Recenzje:



Rewolucje 10 sample pages


rew_10_promo_1

rew_10_promo_2

rew_10_promo_3

rew_10_promo_4

rew_10_promo_5



Rewolucje 8, recenzja na Gildii Komiksu


Komiksową serię Rewolucje Mateusza Skutnika należy uznać za godny hołd złożony erze silnika parowego, epokowym wynalazkom i wielkim wizjonerom. Mamy tu do czynienia z oryginalnymi opowieściami z pogranicza literatury steampunkowej oraz suspensu, z elementami grozy i kryminału. Twórca przewrotnego cyklu wykreował na jego łamach niepowtarzalne uniwersum, wypełnione wybitnymi jednostkami, a także ich nieszablonowymi dziełami. W ósmym tomie (W kosmosie) pozornie oderwane od siebie wątki mocno zazębiają się ze sobą, a jego osią fabularną jest podróż w stronę gwiazd.

Mateusz Skutnik to jeden z najbardziej utalentowanych, konsekwentnych i precyzyjnych rodzimych artystów komiksowych. Oprócz recenzowanej serii ma na swoim koncie cztery części Blakiego, czyli filozoficzne i egzystencjalne rozważania poczciwego nieszczęśnika, upiorne komiksy z cyklu Morfołaki oraz nieco psychodeliczną Alicję ze scenariuszem Jerzego Szyłaka. Kolejne śmiałe projekty rozplanował z dużym wyprzedzeniem na następne lata.

Ludzie od zawsze marzyli o eksploracji kosmosu. W recenzowanym komiksie owo wiekopomne marzenie zostaje zrealizowane. Odważny astronauta wyrusza w przestrzeń kosmiczną. Niespodziewanie dociera do dziwacznej rzeczywistości, wypełnionej nieżywymi żabami. W niepojętym miejscu znajduje się również enigmatyczny przedmiot – duży fioletowy sześcian, pokryty dziwacznymi znakami. W międzyczasie poznajemy losy innych bohaterów komiksu, w tym ojców sukcesu owego projektu, wnikliwego naukowca oraz rozbitków z zatopionego statku.

Opowieść wypełniona jest całą masą szarlatańskich wynalazków, dziwnych urządzeń i mitycznych przedmiotów (wspomniana kostka). Najmocniejszym punktem niniejszego dzieła są zaskakujące zwroty akcji, soczyste dialogi oraz wszechobecna aura niepokoju, lęku przed niepojętym. Skutnik i Holcman udanie zaprezentowali destrukcyjny układ człowiek – maszyna. Jak w przypadku wcześniejszych tomów serii, zaserwowano nam niebanalne zakończenie oraz wyrazistych bohaterów.

Z dobrej strony prezentują się charakterystyczne ilustracje rodzimego artysty. Skutnik z wielkim wyczuciem rysuje wielce wymowne plansze, pełne apetycznych niesamowitości i pociesznie wyglądających bohaterów. Doskonale wypadają całostronicowe, dopieszczone pod każdym względem kadry – wystarczy spojrzeć na rysunek ze strony pięćdziesiątej czy lądowanie kosmonauty w dziwacznym świecie. Świetne są również akwarelowe, ciepłe barwy oraz układ poszczególnych plansz.

W kosmosie to kolejny mocny album w dorobku artystycznych Mateusza Skutnika. Postmodernistyczna wirtuozeria. Pean ku chwale wynalazczości i szaleńczej pogoni za marzeniami. Brawo.

Ocena: 8/10

Mirosław Skrzydło



Rewolucje 10 finish timestamp


rew_10_finito

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 1]
Nie wiem jak wam, ale mi zawsze najlepiej maluje się na koniec albumu. Podobno wykształcenie nawyku wymaga 60 dni codziennego powtarzania i wbijania do łba jednej konkretnej czynności. Więc jak się tak maluje dwa miesiące bez przerwy to na koniec flow jest nie z tej ziemi. A tu trzeba kończyć. Jutro ostatnia strona. Bez sensu.

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 2]
Od 22 lutego do 10 kwietnia. 49 dni. Oprócz 54 stron nowego komiksu ten okres obejmuje także kolejne sto godzin grania w Fallouta 4. Kurwa – jak to, zapytasz bez pardonu? Tak to, bo w grę tu wchodzi prosty system perpetuum mobile. Otóż: najpierw trochę grasz, nie za dużo, godzinkę, może dwie, wystarczająco żeby wpędzić się w stan poczucia winy że nie malujesz. Następnie malujesz całą stronę, po czym w ramach nagrody za namalowanie całej strony odpalasz sobie grę. I tak w kółko. Do skutku.

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 3]
Porada regresywna: jeżeli malujesz komiksy farbami wodnymi i jednocześnie masz kota lub dwa – wodę do malowania trzymaj w słoikach, by po skończonej robocie móc zamknąć słoik nakrętką, bo inaczej koty w nocy chleją tę wodę jednocześnie rozchlapując dookoła, nie daj boże na monitor od kompa a już totalnie nie daj boże na planszę którą jak baran zostawiłeś obok na noc. Polecam heksagonalne słoiki firmy Rolnik.

sloiki_rolnik

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 4]
Porada wsobna: jak chcesz skończyć album w weekend, to nie zostawiaj sobie na niedzielne popołudnie ostatniej planszy, która sama w sobie powinna zabrać około tygodnia benedyktyńskiej pracy. Sigh. Skończę prawdopodobnie jutro. Czyli wychodzi 22 luty – 11 kwietnia. 50 dni. 54/50. I tak niezły wynik.

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 5]
Tak patrzę na ten cały album i mogę spokojnie potwierdzić, że owszem, definitywnie nadal nie umiem ani za dobrze rysować ani malować. Ale to nie szkodzi. Następnym razem znowu postaram się jeszcze bardziej po prostu.

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 6]
Ewidentnie, ale to ewidentnie przejawiam objawy uzależnienia od malowania tego albumu. Ta ostatnia strona przedłużała jak mogła, byle się jeszcze nie skończyć. Ale trzeba umieć powiedzieć sobie w pewnym momencie – wystarczy. I tak oto, koniec.

~~~~

[Mądrości na Koniec, odc. 7]
Okładka – zawsze najgorsza robota.
Also – przepraszam za spamowanie facebooka, ale tak jakoś na koniec albumu zawsze nostalgicznie mi się robi. Za kilka dni przejdzie, wszystko wróci do normy.



Rewolucje 10 start timestamp


r10_start_04

r10_start_03

r10_start_02

rew_10_s_01



24 hour comics day 2015


Did I ever tell you the definition of insanity?

Well, yes, yes I did. Twice already. Here and here.

My take on this challenge is a bit different than what Scott McCloud proposes. Yes, I did create a 24-page comics in 24-hour span, that was on my first attempt in 2011, and right then this particular challenge lost it’s meaning because of the fact that I achieved it. Since then my take on this whole idea is this: create for 24 hours. The main condition is time, not number of pages. I’d rather create few pages but of high, printable quality, than a 24-page half-assed, rushed through comics that will be good for nothing actually. And that’s what I’ve been doing since 2011. This year I wanted to create a 4-page Rewolucje short, as I was asked by Andrzej Baron for something for his Znakomiks magazine. Last year I learned that creating one Rewolucje page takes about 6 hours, so the timing was perfect. The first page however (shown below) took me 7.5 hours. Luckily, that was the main establishing shot, most detailed opening of the short. Latter pages were simpler to create and I finished all of this around 5:30 A.M. Since I had few hours left I also created a cover for a 24-hour comic book anthology, as asked by the publisher and organizer of the event. You can also check it out below. Besides that I’m posting photos I’ve been taking more or less hourly through entire 24 hours (well, 20, since I split after 8 A.M. when I had literally nothing more to do). So here it is. The insanity.

24h_2015_plansza

24h_2015_cover

24h_2015_f01

24h_2015_f02

24h_2015_f03

24h_2015_f04

24h_2015_f05

24h_2015_f06

24h_2015_f07

24h_2015_f08

24h_2015_f09

24h_2015_f10

24h_2015_f11

24h_2015_f12

24h_2015_f13

24h_2015_f14

24h_2015_f15

24h_2015_f16

24h_2015_f17

24h_2015_f18

24h_2015_f19

24h_2015_f20

24h_2015_f21

24h_2015_f22

24h_2015_f23

24h_2015_f24

24h_2015_f25

24h_2015_f26



Rewolucje 9, recenzja w Zeszytach Komiksowych


Taki już ze mnie przyziemny chłopak, czyli uwagi o ewolucji Rewolucji.

Rewolucje Mateusza Skutnika to dziś stały element komiksowej rzeczywistości w Polsce. Mniej więcej raz do roku ukazuje się kolejny tom tej serii. Sprawia ona przez to wrażenie zjawiska niezmiennego, jednak gdy przyjrzeć się jej bliżej, widać, jak ciekawą artystyczną drogę przeszedł wraz ze swoim komiksem gdański autor. Różnica stylu graficznego pierwszego, wydanego w 2004 roku, i ostatniego tomu Rewolucji bije po oczach. Skutnik z Paraboli – to dość oczywiste – sprawia wrażenie artysty nieopierzonego, jakby dopiero wyrosłego z zinowego rysowania i powoli odchodzącego od charakterystycznych dla niego wówczas swawolnych bazgrołów piórkiem, które płynnie łączyły się na planszach w kadry. Jednak mimo że pierwszy tom Rewolucji był rysowany cienką i nieco rozedrganą kreską, widać było u autora dyscyplinę w kadrowaniu i dbałość o wygląd planszy. Ten dawny Skutnik to rysownik zostawiający w obrazkach dużo pustego miejsca, mniej dbający o szczegóły w tle, potrafiący też jednak zagrać kolorystyką tak, że pustka kadrom nie wychodzi na złe, ale dodaje opowieści onirycznej atmosfery. Choć też trzeba przyznać, że Skutnik w Paraboli miejscami potrafił być do bólu szczegółowy – rysując wnętrze biblioteczki domowej jednego z bohaterów lub dopieszczając każdą dachówkę na kadrach przedstawiających budynek mieszkalny. Autor płynnie poruszał się między tymi dwoma biegunami, zachowując przy okazji względną spójność świata przedstawionego.
Pomysł na serię Skutnik oparł na krótkich historyjkach, które po czterech tomach połączyły się w całość, ale nie było to pierwotnym zamysłem twórcy. Miały to być po prostu trochę oniryczne opowieści osadzone w steampunkowym świecie, które łączyły się ze sobą w taki sposób, że ostatnia scena jednej stawała się początkiem następnej albo przenikały się ze sobą, odsłaniając inne strony rzeczywistości. W Rewolucjach od początku chodziło o wynalazki – rakietę, która przebiła nieboskłon i spowodowała deszcz żab (co zresztą zostało rozwinięte w jednym z nowszych tomów serii, Rewolucjach w kosmosie), trumnę wchłaniającą nieboszczyka, maszynę przenoszącą przedmioty na odległość – a także o zaskakujące zbiegi okoliczności (tajemniczy nurek mógł okazać się w jakiś sposób powiązany z pochmurnym kapłanem potrąconym na ulicy przez roznosiciela gazet). Skutnik tworzył, niczym surrealiści, nieoczywiste, a zarazem uderzające połączenia między wątkami. Lekko podśmiewał się przy tym z samej natury naukowych rozpoznań – z wizji nieba, które może zostać przebite przez prymitywny statek kosmiczny (tak samo jak pobłażliwie traktujemy dziś teorię geocentryczną albo dawne przypuszczenia, że na krańcu świata żyją człekokształtne potwory lub też sam fakt, że płaska Ziemia ma gdzieś koniec).
Pod pewnymi względami tamten Skutnik z pierwszej dekady XXI wieku był bardziej intrygujący niż ten dzisiejszy. Obrazki miały więcej świeżości, były lżejsze. Użycie karbowanego papieru w późniejszych, oprawionych w twarde okładki tomach dodało ilustracjom powagi i dojrzałości. To samo można powiedzieć o grubszej kresce, wraz z którą mniej urozmaicone stało się także kadrowanie. Dziś na planszach Skutnika jest więcej postaci stojących przodem, niemal na baczność, nastąpiło tu jakieś – by tak rzec – usztywnienie stanowiska, jednocześnie twarze bohaterów zyskały więcej ludzkich cech, bogatszą mimikę (choć Skutnik wciąż nie jest zbyt wylewny pod tym względem) i wyraźniej zarysowane oczy. Dialogi zyskały przy tym więcej życia, a riposty stały się bardziej cięte, co przełożyło się na ogólne pogłębienie charakterów postaci. Kadry są gęstsze, autor rzadziej wpuszcza do nich wszechobecne wcześniej świeże powietrze – najczęściej gdy chce zatrzymać akcję w całostronicowym ujęciu. Ogólnie mniej w Rewolucjach odrealnienia – przynajmniej na poziomie graficznym – a więcej twardego stąpania po ziemi.
To ostatnie dotyczy też fabuł. Skutnik postanowił domykać swoje opowieści, zamiast zostawiać, jak na początku, posklejaną z fragmentów całość pełną niedopowiedzeń. Może to efekt współpracy z Jerzym Szyłakiem przy dwóch albumach (Rewolucje na morzu i Rewolucje we mgle), w których zwarte opowieści o wyrazistej strukturze pojawiły się po raz pierwszy w ramach tej serii. Chyba na dobre uziemiło to Rewolucje, bo nawet kolejny album, stworzone już bez Szyłaka Rewolucje w kosmosie, mimo że składał się z osobnych mniej lub bardziej surrealistycznych historyjek, to nie miał dawnej ulotności, widać za to było w nim dążenie do fabularnej konkluzji, ostatecznie trochę rozmytej. Rewolucje po śniegiem są natomiast rozbudowaną anegdotą. Rzecz dzieje się zimą w małym miasteczku, gdzie najbardziej oczekiwanymi wynalazkami są narzędzia do odśnieżania (przynajmniej zimą). Jedno z nich się psuje, a zagadkę dotyczącą istoty problemu musi wyjaśnić miejscowy inspektor do spraw odśnieżania. Nie zdradzając zakończenia, powiem tylko, że błyskotliwy koncept Skutnika (i inspektora) zasadza się na dokładnych wyliczeniach fizycznych i wyjaśnieniach, co, jak i w jakich warunkach można przenosić w czasie i przestrzeni. Autor jak zawsze krąży wokół nauki, ale po raz pierwszy dostarcza twardych matematycznych dowodów. Trzyma to opowieść jeszcze bliżej ziemi i nie pozwala jej odfrunąć do cieplejszych krajów.

Przemysław Zawrotny

(Tekst ukazał się w Zeszytach Komiksowych nr 20, październik 2015).


« Previous PageNext Page »