Pan Blaki, recenzja w Rzeczpospolitej


Filozoficzny komiks na motywach „Mini wykładów o maxi sprawach” Leszka Kołakowskiego

Uwaga! „Pan Blaki” to komiks nie dla dzieci. Ale już dla rozwiniętych intelektualnie nastolatków – jak najbardziej. Poza tym dla wszystkich, którym zdarza się zamyślić nad abstraktami. Osiem przypowiastek na tematy tak stare jak ludzkość. Czym jest kłamstwo, nuda, sława, dobroć, władza? No, kto podejmie się zanalizować to przystępnie, na poziomie zwykłego człowieka? Leszek Kołakowski to potrafi.

W dodatku przełożył kartezjańskie „Myślę, więc jestem” na polskie realia. Ale zobrazowanie filozoficznych wywodów, choćby najprzystępniej podanych, pod postacią komiksu także było przedsięwzięciem karkołomnym. I tu trzeba pogratulować duetowi Mateusz Skutnik (rysownik z Gdańska, rocznik 1976) i Karol Konwerski (scenarzysta z Krakowa, rocznik podobny), którzy tego dokonali. Trzy lata temu stworzyli postać pana Blakiego – figurkę z wyglądu przypominającą ufoludka, lecz bytującą we współczesnej polskiej rzeczywistości. Wiecznie zafrasowany, pogrążony w rozmyślaniach osobnik zrobił furorę wśród wymagających wielbicieli komiksów. Teraz pojawiły się kolejne jego przygody. Jak poprzednio bohater tkwi po odstające uszy w banale codzienności. Normalka dostarcza mu pretekstu do epistemologicznych rozważań (chodzi o dział filozofii inaczej zwany nauką o poznaniu). Leszek Kołakowski bez mrugnięcia okiem wyraził zgodę, kiedy wydawnictwo Znak zwróciło się do niego o pozwolenie na wykorzystanie w komiksie tekstów z tomu „Mini wykłady o maxi sprawach”. Bo jak Sokrates nie uznaje głupich pytań, tylko durne odpowiedzi. Słowo o graficznej stronie tomiku. Trafiona! Minimum formy, maksimum (jak na komiks) umowności. Podoba mi się szlachetna czerń, szarość i biel. Zachwyciło mnie też wplecenie w akcję ciszy. A i dialogi toczą się niespiesznie, w antykomiksowym tempie. Blaki Skutnika – czarny stworek podobny do E.T. (można się w nim dopatrzeć pewnego podobieństwa do Stanisława Lema) – jest prawdziwie ludzki w geście, wyrazie oczu (bo mimiki nie posiada) i emocjach. A choć wizualnie jest mało podobny do Ziemianina, nietrudno identyfikować się z jego przeżyciami i sytuacją. Blaki bytuje w spartańskich warunkach, ale niespecjalnie się przejmuje egzystencjalnymi niedogodnościami. Wystarcza mu najbliższa rodzina: żona i dwa koty. Pochłaniają go problemy filozoficzne, które nasuwają mu się w najbłahszych okolicznościach. Zwłaszcza znakomite są rysowane wykłady „O kłamstwie” i „O nudzie”. Pozostałe wywody, choć nie tak finezyjne, też mają smakowite momenty. Najbardziej lubię historyjkę o Blakim gotującym obiad. Sam Kołakowski – jak wyznał – jeść nie lubi. Blaki przeciwnie, natomiast nie znosi rutyny posiłków. Przeciwstawia się temu przyrządzaniem łatwych, acz oryginalnych dań wedle nowych receptur. Żeby uniknąć nudy. Szkopuł w tym, że bardziej niż pichcenie wciąga go główkowanie. I oto kiedy już jest bliski zgłębienia tajemnicy nudy, rozmyślania przerywa mu swąd spalenizny dobywający się z kuchni. Wstawił zapiekankę i… zamyślił się. A miał być kwadrans, panie filozofie!

Monika Małkowska



Pan Blaki, recenzja w Gazecie Wyborczej


Mini-wykłady w obrazkach

Przedstawić dzieło wybitnego polskiego filozofa w formie komiksu? Skutnik wielokrotnie już udowadniał, że radzi sobie z różnymi wyzwaniami. Znakomicie poradził sobie i tym razem.

Od początku było wiadomo, że to przedsięwzięcie niezwykłe. Para młodych twórców komiksowych postanowiła zmierzyć się z dziełem Leszka Kołakowskiego i przedstawić je w formie graficznej opowieści. Zadanie było bardzo ryzykowne. Ale autorzy poradzili sobie z nim znakomicie. Czarna, nieco posępna okładka zwiastuje dzieło trudne i mało przystępne, lecz wystarczy tylko otworzyć ten elegancko wydany album, żeby to wrażenie natychmiast minęło. Konwerski i Skutnik bardzo skutecznie poszli tropem pomysłu Kołakowskiego, żeby przedstawić trudne i wieloznaczne pojęcia z zakresu filozofii czy etyki w możliwie mało skomplikowany i najłatwiej przyswajalny sposób.

Album składa się z ośmiu osobnych historii, połączonych przede wszystkim osobą głównego bohatera. Scenariusze Konwerskiego wykorzystują cytaty zaczerpnięte z “Mini-wykładów o maxi-sprawach”, ale są jednocześnie kilkustronicowymi opowieściami z prostą, czytelną fabułą i zaskakującym, najczęściej bardzo zabawnym morałem. Takim choćby jak ten z zamykającej tom opowieści “O kole fortuny”, gdy komentarzem do rozważań głównego bohatera na temat roli przypadku w życiu człowieka jest kilka kadrów bardzo realistycznie przedstawiających kompletne zniszczenie przez dwa koty tytułowego bohatera zakupionych przez niego wcześniej kuponów totolotka.

Tym, co w znacznym stopniu decyduje o klasie tego komiksu, są rysunki Skutnika. Proste, czytelne, bardzo wyraziste i – nieco paradoksalnie – barwne, mimo tego, że autor posługuje się wyłącznie bielą, czernią i kilkoma odcieniami szarości. Ten utalentowany rysownik w swoich poprzednich dziełach pokazał, że potrafi posługiwać się bardzo różnorodnymi konwencjami, tutaj całkowicie powściąga swoje rysunkowe apetyty, redukując ilość ozdobników niemal do minimum. W tych mini-rysunkach udało mu się jednak zawrzeć treść w ilości maxi. Dzięki temu o Blakim dowiedzieć się można dużo więcej niż z poprzedniego albumu, poświęconego jego przygodom i rozmyślaniom. Skutnik pozwala czytelnikom poznać kobietę, z którą żyje jego bohater, zaprasza do ich sypialni na poddaszu, a nawet zapoznaje dość dokładnie z wyglądem ich kuchni. I trudno nie odnieść wrażenia, że tym samym uchyla przed czytelnikiem rąbka swojego własnego życia. Czyżby Blaki był alter ego samego Skutnika? Przekonuje o tym zdecydowanie najlepsza, choć chyba najmniej czerpiąca z twórczości Kołakowskiego, opowieść z tego albumu “O sławie”. Skutnik w sposób bardzo błyskotliwy podejmuje w niej intertekstualną grę z własną twórczością – oto Blaki, który okazuje się rysownikiem komiksowym, zdobywa nieoczekiwaną sławę, a za film na podstawie własnego albumu otrzymuje Oskara. Cała rzecz w tym, że ów popularny komiks to… “Rewolucje”, czyli sztandarowe dzieło Skutnika. Ten żart jest naprawdę znakomity, a kadr, w którym Skutnik cytuje sam siebie (to obrazek z planu filmu: trwa na nim właśnie realizacja sceny, w której aktorzy ustawiają się dokładnie tak samo, jak stały grane przez nich postacie na jednym z kadrów w “Rewolucji”) – w postmodernistyczny sposób, genialny.

Przemysław Gulda
Gazeta Wyborcza Trójmiasto



Pan Blaki, recenzja na LoliPOP


Facet w czerni

Nakładem wydawnictwa Znak ukazała się druga część przemyśleń Pana Blakiego. Wcześniejszego „Blakiego” wydał w niewielkiej liczbie egzemplarzy Timof i cisi wspólnicy. Blaki – zgodnie ze słowami autorów – „niewielki, wiecznie czymś zatroskany facecik, który sprawia wrażenie, jakby całe życie spędzał na rozmyślaniach”, poddany został kolejnym życiowym próbom. W najnowszym albumie zastanawia się nad kłamstwem, dobrocią, nudą. Boryka się z imperatywem kategorycznym, obawia się banku i rozmyśla nad długami. Rozważa też fenomen władzy, filozofuje na temat wybaczania, „marzy” o sławie i daje się wkręcić w koło fortuny.

„Pan Blaki” tandemu Karol Konwerski (tekst) i Mateusz Skutnik (rysunek), został zauważony, polubiany przez czytelników i wybrany najlepszym polskim komiksem ubiegłego roku w czasie Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. Znakomicie narysowany, liryczny, refleksyjny i błyskotliwy album jest doskonałą zabawą w tropienie nie tylko stanów wewnętrznych bohatera, ale również literackich inspiracji i śladów rzeczywistości znanej z prasy i telewizji. Autorzy rewelacyjnie operują językiem kodów. Najlepiej jest to widoczne w opowiastce o sławie. Niemal każdy kadr zawiera nacechowane subtelnym komizmem odniesienie do świata i języka mediów.

Album jest inspirowany „Mini wykładami o maxi sprawach” Leszka Kołakowskiego, ale nie stanowi adaptacji książki. Autorzy zaczerpnęli z niej tematy refleksji i sposób uporządkowania treści. Komiks podzielony jest na kilka rozdziałów – osobnych, opatrzonych oddzielnymi tytułami opowiastek rysunkowych o „maxi sprawach”. Po pierwszym albumie autorzy nie zamierzali kontynuować opowieści o Blakim, bo uznali, że ta formuła już się wyczerpała. Na szczęście dopuścili możliwość zewnętrznej inspiracji – dostarczyła im jej lektura esejów Leszka Kołakowskiego. W autorski sposób potraktowali pytania postawione przez filozofa i odpowiedzieli na nie według własnego pomysłu. Unikając generalizacji, stawiają Blakiego w sytuacjach, których sami doświadczyli, stąd komiks nie jest jedynie przeniesieniem wykładów na inne medium. A ponieważ sytuacje i miejsca, w których znajduje się Blaki, są znajome, toteż marzenia i obawy bohatera-everymana są tak czytelne, bliskie, wzruszające, gorzkie i śmieszne zarazem, jak perypetie życiowe każdego z czytelników.

„Blaki myśli dla samej przyjemności myślenia – twierdzą jego twórcy. – A komiksy z jego udziałem czytać można dla samej przyjemności czytania”. Przyjemności większej o tyle, że oprócz znakomitej treści mamy w rękach album A4 w twardej, lakierowanej oprawie. Dodatkowo rysunki (w tym oba znakomicie zaobserwowane i narysowane koty Mateusza) są nie tylko elementem cieszącym oko każdego ich miłośnika, ale pełnoprawnym „bohaterem” komiksu. Rozpoznawalna kreska Skutnika, kadrowanie z punktu widzenia bohatera, spokojna, stonowana szarość podkreślają brak pośpiechu, „bezczas” i „bezakcję” – ponieważ akcja Pana Blakiego, spełniając jedno z kryteriów komiksu psychologicznego, rozgrywa się głównie w głowie bohatera.

„Pan Blaki” jest swoistym eksperymentem wydawnictwa Znak. Na razie trwa walka, by wyciągnąć komiks z czytelniczej niszy, a „Blakiego” nawet nie z księgarskiej, ale mentalnej półki, na której stoją „Kajko i Kokosz” z „Tytusem, Romkiem i Atomkiem” (w niczym nie uchybiając tym tytułom i ich autorom).

„Pan Blaki” zapowiedziany i reklamowany jako powieść graficzna jest znakomitym komiksem, choć – co jasne – nie głównonurtowym. Zabieg pominięcia słowa „k o m i k s”, ze względu na jego mniej poważną, młodzieżową konotację jest potwierdzeniem sytuacji, znanej każdemu zaangażowanemu czytelnikowi historii obrazkowych. Komiks nie jest (w Polsce) medium równorzędnym wobec literatury, filmu czy teatru. Walcząc z metką nieambitnej literatury marginalnej, zinfantylizowanej formy popularnej, czy pseudoliterackiej zabawy dla dzieci, „Pan Blaki” ma nie lada zadanie do spełnienia.

Każdy brand manager wyczuwając nastroje czytelnicze i rynkową koniunkturę ma na celu dostosowanie produktu dla odpowiedniego grona odbiorców – targetu. Wydawnictwo literackie, o tak dużej renomie, obojętne w jaki sposób zechce zareklamować produkt, wypuściło na rynek doskonały komiks!

Joanna Grodzka



Pan Blaki; recenzja na Poltergeist


Osiem do kwadratu

Pan BlakiBlaki został uznany przez uczestników zeszłorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi za najlepszy album roku. Dziś prawie nie sposób dostać choćby jeden egzemplarz tego tytułu, który był jednym z pierwszych w dorobku wydawnictwa Timof i Cisi Wspólnicy. Minęły dwa lata. Blaki zmienił oficynę na znacznie większą, stał się Panem Blakim, otrzymał twardą oprawę i nowe tematy do rozmyślań. Te powstały wskutek zetknięcia Karola Konwerskiego i Mateusza Skutnika z książką Leszka Kołakowskiego Mini-wykłady o maxi-sprawach. Czy spotkanie komiksu i filozofii jest nowym kamieniem milowym na drodze popularyzacji obrazkowego medium? Warto powstrzymać się od hurraoptymizmu.

Tradycyjni czytelnicy książek Kołakowskiego mogą sobie z Panem Blakim nie poradzić – lektura komiksu wymaga umiejętności odbioru, którą nie każdy musi posiadać. I analogicznie, nie wszyscy fani komiksu staną się nagle filozofami i rzucą do miłowania mądrości. Czy Kołakowski potrzebuje duetu Konwerski-Skutnika i vice versa? Raczej nie, cała trójka doskonale broni się sama i ma swoich oddanych czytelników. Czy czytelnicy potrzebują tercetu Kołakowski-Konwerski-Skutnik? Bezapelacyjnie. Nawet jeśli miałby to być tylko jednorazowy mariaż.

Pan Blaki jest bowiem tytułem, który nie ma innego wyjścia, jak tylko na stałe zapisać się w historii polskiego komiksu. I to nie ze względu na niewątpliwy sukces, jakim jest logo “Znaku” na okładce. O jego wyjątkowości będzie świadczyć tykający licznik, odmierzający kolejne powroty do lektury. Lektury, do której warto podchodzić w skupieniu, bez pośpiechu. Oglądając uważnie kropki w zdaniach i czytając zmarszczki na czole tytułowego myśliciela. Nie ukrywam, złamałem tę zasadę za pierwszym i drugim razem. Dopiero podczas trzeciej lektury postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment i zanalizować ośmioma rozdziałami Pana Blakiego to, co należy do mojego własnego doświadczenia. Jak wyszliśmy, ja i Pan Blaki, z tej próby?

O kłamstwie

Pierwsza opowieść w albumie jest jak potencjalny superhit na nowej płycie – najlepiej umieścić go na pierwszym miejscu, by nie umknął słuchaczowi. To również okazja, by przywitać się z czytelnikiem, wprowadzając go w znaną atmosferę. Zatem nie bez przyczyny Blaki napełnia elektryczny czajnik i parzy herbatę, równocześnie rozważając granice kłamstwa koniecznego. Każdego, kto choć raz w życiu był z kimś blisko związany i kogo wady dostrzegał, historia ta nie pozostawi obojętnym.

O nudzie

Nie jestem dobrym kucharzem, najchętniej zalewałbym zupki gorącą wodą. Programy o gotowaniu budzą moją podświadomą nieufność porównywalną z kanałami poświęconymi modzie i podglądaniu bliźnich. Potem jednak łapię się na utrzymywaniu, że ważniejszy jest akt jedzenia od jego oprawy, by następnie czerpać estetyczną przyjemność z pięknie podanej chińszczyzny lub nastrojowo zastawionego stołu. A teraz łapię się na tym, że ten rozdział opowiada raczej o naturze nudy i jednostajności, z którymi toczymy niekończącą się wojnę. I jak często ją przegrywamy, zabijając wroga w sposób, który bardziej niszczy nas. Pozostanę, jak Pan Blaki, przy gotowaniu. Może to pora, by nauczyć się czegoś poza robieniem kanapek i jajecznicy?

O długach

Ta recenzja jest spłatą długu. Długu najgorszego, bo o niesprecyzowanej wartości. Chociaż w relacjach prasa – wydawca mówimy o wymianie i obopólnych korzyściach, autor recenzji w istocie rzeczy zaciąga dług zaufania. Przede wszystkim u czytelników, ale także u autora, wydawcy, swojego przełożonego. Nie da się go spłacić, zaciągając kolejny kredyt lub pożyczając gotówkę od przyjaciela. To także dobry dług – wszystko w naszych rękach i głowach, o zyskach z zaciągnięcia takiego długu nie mówiąc.

O sławie

Ten epizod jest najbardziej humorystyczny ze wszystkich. Mnie, na szczęście, nie grozi napisanie komiksu Rewolucje, jego sfilmowanie i nominacja do Oskara. Efekty mogłyby okazać się straszne: międzynarodowe uznanie, limuzyny, rezydencje, szampan na śniadanie, twórcza pustka w głowie. Uf, co za ulga.

O wybaczaniu

Opowieść, do której warto wracać codziennie. Najlepiej po wizycie w urzędzie (czy to przypadek, że ja także właśnie złożyłem aktualizację danych meldunkowych do urzędu skarbowego?) lub w gabinecie lekarskim, gdy czujesz, że musisz mieć dużo wyrozumiałości do państwa, w którym żyjesz.

O dobroci

Opowieść, z którą nie warto się rozstawać. Jeśli kiedyś zastanawialiście się o sekundę za długo nad wykonaniem prostego gestu, nastawcie się na przykre ukłucie w okolicach sumienia. Ostatni kadr tego rozdziału jest arcydziełem samym w sobie, z gatunku tych, o których mówię: “nadrukowałbym to sobie na koszulkę”.

O władzy

Zagłosowałem w zeszłą niedzielę. Spełniłem swój obowiązek i przywilej, o który walczył ktoś inny, a o który ja muszę dbać. Pan Blaki drąży jednak dalej, stawiając pytania o naturę władzy i środki, jakimi można ją osiągać. O to, ile mamy władzy nad innymi, często słabszymi. A ile nad sobą? To ostatnie pytanie z pewnością przypomni mi się wieczorem, gdy o zbyt późnej porze będę szukał w lodówce czegoś do zjedzenia.

O kole fortuny

Czy naszym życiem rządzi przypadek czy jakiś absolut? Pan Blaki odwraca ten problem, pytając: a w co nam łatwiej uwierzyć? Czy wolimy odgórną siłę i brak emocji wynikających z przypadkowości, czy też szansę na poznanie wzoru, który decyduje o naszym losie? Nigdy nie patrzyłem na kupon lotto jak na symbol ścierających się ludzkich namiętności, ale teraz, gdy czasem skusi mnie obietnica łatwego bogactwa, nie będę mógł się od tej myśli uwolnić. Oczywiście, o ile nie wyprą jej rozważania z gatunku: wycieczka dokoła świata czy mieszkanie?

Gdy posiada się kolekcję komiksów, można w chwilach wolnych od nowości wydawniczych powracać do starszych tytułów. Wiele z nich nie daje nawet pół powodu, by nad czymkolwiek się zadumać lub zatroskać. Pan Blaki daje ich aż osiem, lecz cyfrę tę warto przezornie podnieść do kwadratu. Autorzy zapowiadają niestety, że to koniec przygód wiecznie zafrasowanego człowieczka. Może jeszcze się rozmyślą. Jeśli nie, cóż… Pozostanie nam wracać do tych ośmiu wykładów i odczytywać je od nowa, coraz usilniej zastanawiając, ile Pana Blakiego siedzi w każdym z nas.

Maciej ‘repek’ Reputakowski



Pan Blaki, recenzja na Merlinie


Mały człowiek w świecie wielkich problemów

“Mężczyzna albo szczęśliwie się ożeni, albo zostaje filozofem” – jak mawiał mój śp. profesor, który swego czasu podjął się karkołomnego zadania sprowadzenia niesfornych umysłów młodych studentów na drogę logiki i konstruktywnego myślenia. I tym samym wskazywał codzienne życie – zadziwienie nim i zwątpienie w jego sens, jako niewyczerpane źródła filozofowania. Tym intelektualnym tropem poszli, jak się okazuje, również twórcy oryginalnego komiksu “Pan Blaki”, powołujący się zresztą na inspirację cyklem “Mini-wykłady o maxi-sprawach” Leszka Kołakowskiego. Ich bohater, o aparycji przywołującej na myśl mistrza Yodę z “Gwiezdnych wojen”, oddaje się etycznym czy filozoficznym rozmyślaniom pod wpływem spotykających go zupełnie zwyczajnych zdarzeń. Mamy więc – prowadzone w kontekście drobnego sporu z żoną – dociekania, kiedy dopuszczalne jest mówienie nieprawdy, mamy “kupowanie czasu” poprzez zaciągnięcie kredytu w banku, korzystanie z usług krajowej służby zdrowia jako pracę nad cnotą wybaczania, próbę doskonalenia się w dobroci podczas stania w sklepowej kolejce, rozważania nad kwestią przypadku przy okazji gry w totolotka. Spośród ośmiu przypowiastek zamieszczonych w tomie, możliwości komiksowego języka najlepiej wykorzystuje ta “O sławie”. Na dwunastu planszach są zaledwie trzy dymki dialogowe, kilka onomatopei i napisów w tle. Reszta treści przekazana jest z doskonałym wyczuciem za pomocą opowiadania obrazem. Skromny i surowy w warstwie graficznej (czarno-biały) “Pan Blaki” stanowi dowód, że komiks jest bardzo pojemnym medium, w którym znajdzie się miejsce zarówno na absurdalny humor Tytusa, dydaktyczne przygody kapitana Żbika, ekologiczny terroryzm Likwidatora, jak i na filozoficzne rozważania polskiego everymana. Ten album to dobry przykład udanej próby przeszczepienia na polski grunt zaangażowanej, problemowej powieści graficznej, której zachodnie dzieła (np. “Maus” czy “Persepolis”) są już na szczęście w naszym kraju znane. A Konwerski i Skutnik na pewno nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Ani Pan Blaki…

Rafał Śliwiak



Pan Blaki, recenzja w Independent


Pan Blaki jest wzrostem niewielki, blady i ciągle zamyślony. Życie filozofa na pełny etat uprzyjemniają mu drobne kłamstewka przy parzeniu herbaty (co przecież nikomu krzywdy nie sprawiają- raczej przyjemność), większe zakupy,perspektywa wygranej w totolotka.

I właśnie takie codzienne sytuacje komentuje on niebywale trafnie, wydając się cytować „Mini wykłady o maxi sprawach” Leszka Kołakowskiego. Mądrość codzienności na poziomie mistrzowskim. Refleksje, drobne uwagi Pana Blakiego rzucone ot tak, od niechcenia subtelnie niepokoją. Prowokują czytelnika do zadawania sobie pytań, które wczesniej omijał, uznając za mało istotne. Urzeka w historyjkach „Pana Blakiego” wychwycenie tych sytuacji, które zwykle zostają niezauważone. I jak się widzi sceny z życia Blakiego, z wielką łatwością można się z nim utożsamić. I to jest najwspanialsze w tej graficznej powiastce.

Rysunki również oddają specyficzny klimat rozmyślań przy śniadaniu. Jedynie postacie są narysowane mocną kreską, bo przecież tylko one są ważne. To one codziennie filozofują na lekko rozmytym i rozmazanym tle. Zalawowanych sceneriach parku czy ruchliwej miejskiej ulicy. Scenografia rozrysowana jest schematycznie, bez wdawania się w szczegóły mogące zakłócić odbiór. Taki zabieg pozwala uczynić życie Pana Blakiego jeszcze bardziej uniwersalnym- nieważne, czy żyje we Wrocławiu, Warszawie czy Łodzi.

Konwerski i Skutnik z interesującym efektem przemycili przyziemny świat intelektualisty w krainę zazwyczaj ekspresywnie rozrysowanych superbohaterów w superobcisłych kombinezonach, posiadających również supermoce. I tam właśnie ujawnili niesamowitą zdolność Pana Blakiego. Do myślenia. Nad herbatą i wieczornym posiłkiem.

Agata Woźniczka, [13.10.2007]



Pan Blaki, recenzja w Dzienniku


Komiks z filozofią w tle

Poznajcie pana Blakiego. Mieszka w sporym mieście, niedawno wziął kredyt na mieszkanie, które dzieli z panią Blaki i dwoma czarnymi kotami, podróżuje autobusami, robi zakupy w osiedlowym sklepiku i bardzo lubi pić herbatę, choć nie zawsze pamięta, by wyrzucić torebkę do kosza na śmieci. Ot, zwyczajny szary człowiek, chciałoby się powiedzieć, choć na pierwszy rzut oka pan Blaki wydaje się dość czarny.

Ale ten zwyczajny szary człowiek ma jedną cechę niezwykłą: otóż nieustannie rozmyśla, a myśli jego nie zajmują kwestie typu jak tanio kupić i drożej sprzedać, ale zagadnienia natury znacznie bardziej ogólnej. Na przykład: czym jest dobroć? Czy kłamstwo może być usprawiedliwione? Dlaczego trzeba wybaczać i co to właściwie znaczy? Dlaczego męczy nas nuda? Na czym polega szczęście? Domorosły filozof pan Blaki, choć porusza tak górnolotne kwestie, nie mówi do czytelników ex cathedra, nie wykłada, nie mądrzy się i nie puszy. Niezobowiązująco snuje swoje rozważania podczas wykonywania najbardziej trywialnych życiowych czynności. Co więcej, to właśnie te najzwyklejsze codzienne czynności inspirują go do rozmyślania. A czyni to z humorem, wdziękiem i urzekającą melancholią. Ten introwertyczny typ ma wielki talent do wciągania czytelnika w rytm swoich myśli.

Nic dziwnego, skoro inspiracją dla scenariusza autorstwa Karola Konwerskiego były znakomite “Mini-wykłady o maxi-sprawach” wybitnego filozofa Leszka Kołakowskiego. W połączeniu z oryginalną kreską Mateusza Skutnika, twórcy o niebanalnej wyobraźni nie tylko wizualnej, czemu dał wyraz choćby w swojej znakomitej serii “Rewolucje”, tworzy to niezwykle wyrazisty i mocny efekt. Pan Blaki wygląda dość dziwacznie. Na tle swojskiego, szarego krajobrazu jego czarna sylwetka przywodzi na myśl brodatego taliba w jakimś cudacznym chałacie lub mistrza Jodę z “Gwiezdnych Wojen”. Ale głos, którym mówi do czytelnika, jest tak bliski i zrozumiały, jakby dobiegał z naszego własnego umysłu. A może właśnie stamtąd mówi do nas pan Blaki?

Katarzyna Nowakowska

“Dziennik” 2007-10-08



Pan Blaki, recenzja na Slowem.pl


[…] Najpierw polska premiera, która dotarła do mnie wczoraj Pan Blaki. Drugi tom z tym bohaterem ponownie autorstwa duetu “północ/południe” (Skutnik/Konwerski) wyszedł w jakże prestiżowym wydawnictwie Znak. Oczywiście w Znaku przez gardło im nie przeszło słowo “komiks” ani na okładce, ani w żadnych materiałach prasowych (dygresja – to i tak luzik. Dziś w EMPIKu widzałem wydany właśnie przez G+J fotokomiks niejakiego T. Tryzmy. Zupełnie jak z “Bravo”, czy innej Dziewczyny” tylko, że grubszy. I cóż na okładce? Tryzma wymyśla na to swoje dziełko określenie “fotoproza” a wydawca wręcz wieszczy narodziny nowego gatunku. Brawo!). Sam Blaki to 10 opowiastek o dość górnolotnych tytułach nieźle sprowadzanych do parteru w ramach samych opowieści. Mam jednak wrażenie, że im bardziej się panowie rozkręcają, tym pomysł bardziej się rozmydla. Najdłuższa “sława” nie ma nawet połowy tej siły co 3-planszowa “dobroć” (te dwa to zresztą dla mnie dwa bieguny tego albumu). Ogólnie rzecz wchodzi bardzo sympatycznie choć uparte założenie, że każda historyjka musi się kończyć lekko dowcipną puentką w kontrapunkcie, miejscami wychodzi dobrze, a czasami jednak sprawia wrażenie ciut wymuszonej. A ogólnie refleksyjny charakter albumu (czy tez postaci Blakiego w ogóle) nie do końca mnie wciąga; ot po prostu swoje refleksje już przeżułem bądź po prostu człowiek ze mnie bezrefleksyjny (niewłaściwe skreślić). I jak za pierwszym tomem było kilka historyjek, które były dla mnie czymś świeżym i sympatycznym, tak tu już jakoś nie. Może to ta osławiona inspiracja wykładami Kołakowskiego, które jak większość rzeczy z szeroko pojętej filozofii jest dla mnie wielosylabową wersją tłumaczenia mi, że “mówię prozą”. […]

autor: Kamil Śmiałkowski



Pan Blaki, recenzja na ‘Motyw Drogi’


Blakiego znałem wcześniej jedynie z występów w paskowym konkursie na dawnym forum wraka. Apropos, uchował gdzieś ktoś te paski przed internetową zagładą? Nie mniej, pierwszego, wydanego własnym sumptem przez autorów albumu nie czytałem, a teraz na rynku pojawił się drugi i to na dodatek nakładem wydawnictwa Znak. Co daje pewną nadzieje, na to, ze Blaki zdobędzie nieco sławy poza komiksowym środowiskiem.

Sam Blaki sporo rozmyśla i jego dumania są głównym tematem albumu. W ośmiu krótkich historiach dowiadujemy się, co bohater sądzi na temat kłamstwa, nudzie, sławie czy dobroci. Towarzyszymy mu przy gotowaniu, wizycie w banku czy u lekarza i czujemy, że Blaki jest równym gościem. Ma swoje wady i przywary, ale trudno się nie zgodzić z jego przemyśleniami.

Blaki snuje swoje rozważania na skutek inspiracji jego twórców Mini-wykładami o maxi-sprawach Leszka Kołakowskiego. Był to cykl krótkich wykładów filozoficznych, emitowanych najpierw w telewizji, a potem wydanych drukiem. Jednakże jak sami autorzy mówią, komiks nie jest ich adaptacją. Raczej chodzi tu o to, że filozofować może każdy, i wszędzie, nawet w kolejce po totka. A może zwłaszcza tam?

Od strony graficznej, komiks jest wyjątkowo jesienny i nostalgiczny, choć z drugiej strony, mimika Blakiego raz, że świetna, to bywa też i komiczna. Razem z tematyką opowiadań, tworzy to przyjemną całość, której jedyną wadą jest to, że kończy się po ośmiu tematach. No ale zawsze znajdzie się materiał na nowe rozmyślania.

Dopóki nie sprawdzę jak w praniu wyszedł nowy Człowiek Paroovka, to Pan Blaki znajduje się spokojnie na podium w kategorii “najlepszy polski komiks 2007 wg konrada“. Mimo, że dla wydawcy, marketingowo bezpieczniej jest nie nazywać tego albumu komiksem.

KonradH



Pan Blaki, recenzja w Życiu Warszawy


Jedzenie z namysłem, w poszukiwaniu drugiego dna

Karol Konwerski, Mateusz Skutnik „Pan Blaki”, Znak. Drugi album o panu Blakim to przewrotna i zabawna zachęta do filozofowania.

Polski komiks od lat walczy z etykietką niepoważnych obrazków dla dzieci. Jednym ze sposobów na uniknięcie infantylizacji jest określanie go mianem noweli graficznej. Dziś premierę ma twór o nazwie daleko bardziej zaskakującej. To drugi tom „filozoficznej powieści graficznej”, czyli kolejna porcja historii o niepozornym panu Blakim. Oprawą graficzną zajął się Mateusz Skutnik. Postacie przypominają nieco potomków bohaterów innego cyklu komiksowego Skutnika – „Rewolucji”, tym razem jednak realia są współczesne, polskie i kreślone w odcieniach szarości. Umiejętnie odzwierciedlają emocje, dzięki czemu stają się dobrą ilustracją do dywagacji prowadzonych przez głównego bohatera, który niemal w każdej czynności dostrzega drugie dno. Czy jedzenie może być nudne? Czy kłamstwo może być dozwolone? Czy państwo może nie żywić urazy? – to przykłady pytań, które stawia sobie pan Blaki. Pretekstem do scenariusza pisanego przede wszystkim przez Karola Konwerskiego były filozoficzne „Mini-wykłady o maxi-sprawach” Leszka Kołakowskiego.

Wielu czytelników może być zaskoczonych punktem widzenia pana Blakiego. Niektórych może on nawet zachęcić do własnych refleksji nad światem.

Dominika Węcławek, ar, 2007-10-02


« Previous PageNext Page »